Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni/Rozdział X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni |
Podtytuł | Zajmująca powieść z życia podróżników |
Wydawca | Wydawnictwo „Argus“ |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Druk. W. Cywińskiego, Nowy Świat 36 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Tour du monde en quatre-vingts jours |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pan Fogg, pożegnawszy się ze swymi partnerami, wydał niektóre polecenia swemu służącemu i kazał mu być z powrotem przed ósmą i krokiem miarowym poszedł do biura paszportowego.
Nie zwracał on wcale uwagi na cuda tego miasta, nie bawiło go nic, ani hotel, ani wspaniała bibljoteka, ani forteca, ani doki, ani bazary, synagogi, meczety, pagody. Nic, zgoła nic. Wychodząc z biura Filip Fogg poszedł prosto do bufetu i kazał podać obiad. Między innemi potrawami, gospodarz hotelu polecił mu podać nieznaną potrawę: króliki krajowe, o których mówił cuda.
Filip Fogg spróbował galarety z królika, ale uznał potrawę tę za niesmaczną. Zadzwonił na gospodarza.
— Panie — rzekł, patrząc na niego badawczo, — czy to z królika?
— Tak, panie, — rzekł bezczelnie, — z królików.
— A czy ten królik nie miauczał czasem, gdy go zabijano?
— Czy miauczał? Ależ, proszę pana. Królik miauczał? Przysięgam...
— Panie gospodarzu hotelu, — powiedział Fogg chłodno, — nie przysięgaj pan i pamiętaj o tem, że niegdyś w Indjach koty uważane były za zwierzęta święte. Były to dobre czasy.
— Dla kotów, panie?
— A może także i dla podróżnych!
Uczyniwszy tę uwagę, Fogg jadł już inne potrawy spokojnie.
W kilka minut po tej scenie, Fix udał się do dyrektora policji.
Przedstawił mu się, jako detektyw i opowiedział o swej podróży i podejrzeniach co do Fogga.
Pytał się, czy nie przyszedł z Londynu rozkaz aresztowania?
Dowiedział się, że nie otrzymano żadnej depeszy.
Fix był mocno niezadowolony. Chciał więc wymódz na dyrektorze policji rozkaz aresztowania, ale odmówiono mu:
Fix zrozumiał, że musi czekać na przysłanie nakazu z Londynu: Ale tymczasem postanowił nie tracić z oczu podejrzanego o kradzież Fogga.
Odkąd Passepartout otrzymał nowe polecenie od swego pana, zrozumiał, że podróż ich nie zakończy się na Bombayu, lecz że przeciągnie się aż do Kalkuty, a może i dalej jeszcze.
I zaczął zapytywać sam siebie, czy ta podróż naokoło świata, przedsięwzięta przez jego pana, nie odbędzie się na serjo i czy fatalizm nie zawlecze go na krańce ziemi, jego, który pragnął prowadzić życie spokojne i nie włóczyć się już po obczyźnie!
Zakupiwszy znowu parę sztuk bielizny, przechadzał się po ulicach Bombayu.
Interesowały go różne narodowości. Widział on i Europejczyków, i Persów w zaostrzonych kołpakach i Bunhyasów w okrągłych turbanach, Sindów w płaskich kołpakach, Armeńczyków w długich szatach, Parsów w czarnych mitrach.
Tego dnia obchodzili Parsowie jakieś święto na cześć Zoroastra.
Święcono właśnie karnawał religijny z procesjami, w których brały udział bajadery, ubrane w gazę różową haftowaną złotem i srebrem. Bajadery te przy dźwiękach muzyki tańczyły przepięknie rozmaite tańce.
Passepartout zapatrzony w tańce i procesję, szedł, zapominając o tem, że ma wracać na czas oznaczony do swego pana.
Ciekawość zawiodła go dalej, niż potrzeba.
Nakoniec, przypomniał sobie, że ma wracać do hotelu, gdy naraz znalazł się przed pagodą Malebar Hill i postanowił na swoje nieszczęście zwiedzić ją.
Nie zważał na to, a i nie wiedział, że wstęp do świątyń induskich jest dla chrześcijan wzbroniony i że nawet wierzący nie mogą wejść do pagody, nie zdjąwszy wpierw obuwia przy drzwiach.
Rząd angielski, szanując religję swych mieszkańców, karze surowo przestępców tego prawa.
Passepartout, wszedłszy do pagody, podziwiał rzeźby i upiększenia, i nie zauważył, jak znienacka napadło nań trzech indyjskich kapłanów, którzy zdarli mu z nóg buty i pończochy i zaczęli go bić, wydając przy tem dzikie okrzyki. Francuz, zgrabny i wyćwiczony w gimnastyce, zerwał się z podłogi, jednem uderzeniem pięści i nogi przewrócił dwóch przeciwników, którzy zaplątali się w długie swe szaty i, pędząc co sił do wrót świątyni, uciekł przed trzecim, który wybiegł za nim i zaczął podburzać tłumy.
O godzinie 7-ej minut 55, na kilka minut przed odejściem pociągu Passepartout wbiegł bez kapelusza, bosy, bez paczki z zakupioną
bielizną na peron.
Fix był na stacji i obserwował pana Fogga, dochodząc do przekonania, że ten ostatni nie zatrzyma się w Bombayu.
Jednak z ciężkiem sercem postanowił towarzyszyć im do Kalkuty a i dalej, gdy tego zajdzie potrzeba.
Passepartout nie spostrzegł Fixa, stojącego w cieniu, ale Fix wysłuchał uważnie opowiadania o awanturach, jakie go spotkały.
Biedny chłopak, bosy, bez kapelusza, postępował zawstydzony za swym panem.
Fix przeszedł do odosobnionego wagonu, gdy naraz przyszła mu pewna myśl do głowy.
— Nie, rzekł do siebie, — nie pojadę. Świętokradztwo popełnione na indyjskiem terytorjum, to niemała rzecz — skorzystam z tego.