Podróż więźnia etapami do Syberyi/Cześć czwarta/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż więźnia etapami do Syberyi |
Wydawca | Księgarnia wysyłkowa Stanisław H. Knaster |
Data wyd. | 1912 |
Druk | F. A. Brockhaus |
Miejsce wyd. | Poznań – Charlottenburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
O kilka wiorst za Balimbajewskiem stoi sioło Wasiliew; w niem znajduje się także cerkiew i huty żelazne. Droga ciągnie się przez równinę spagórkowaną, znaczniejsze wyniosłości widne zdala, należą już do właściwego łańcucha Urala, nie są jednak wyższe od gór krakowskich.
Nie dojeżdżając do wsi Rieszoty, w najwyższym punkcie grzbietu stoi słup kamienny, wystawiony na pamiątkę odpoczynku w tem miejscu następcy tronu Mikołaja, Aleksandra, wracającego z podróży do Tobolska. Tędy przeciągnął się dział wodny; z pochyłości zachodniej wody spływają do Wołgi, z pochyłości zaś wschodniej do Oby. Tutaj także jest naturalna granica Europy i Azyi.
Góry uralskie, w starożytności ripejskie od brzegów Lodowatego morza przeciągnęły się długiem pasmem z północy na południe; najwyższe szczyty znajdują się na północy, to jest: góra Telpoziz najwyższa w całem paśmie, wznosząca się do 5,954 stóp nad poziom morza; góra Sabla mająca 5,487 stóp; Pajjar 4,991 i inne.
Im bardziej na południe biegną góry uralskie, tem są niższe; w miejscu, w którem przeszliśmy na wschodnie stoki Uralu, dochodzą tylko do wysokości, jak mówiłem, krakowskich gór. Góra zwana kamień Konstantego na krańcu Uralu, wznosi się do 1,997 stóp wysokości. Pasmo uralskie kończy się w orenburskiej gubernii i na stepach kirgizkich falą gołych pagórków, które się zniżają, płaszczą, aż wreszcie giną zupełnie na szerokiej przestrzeni stepów okalających północne brzegi Kaspijskiego morza. Wyniosłych turni niema w Uralu, szczyty są pospolicie okrągłe, wszędzie prawie dostępne, zarosłe sosną, świerkiem lub modrzewiem; boki lekko spadziste, ścian i przepaści skalistych bardzo mało, brak więc jest Uralowi wspaniałych widoków, które potężnem wrażeniem piękna podnoszą umysł. Brak wielkiego piękna natura wynagrodziła bogactwem mineralnem w głębiach gór złożonem.
Ze szczytu łańcucha górzystego, rozłożyła się przed nami ogromna Azya, kolebka chrześciaństwa i kolebka barbarzyńców, którzy ujarzmiali Europę i niszczyli pomniki cywilizacyi; która karmi niewolników i chowa dotąd barbarzyńców może na nowe zniszczenie Europy przeznaczonych. Nowy świat i nowe wrażenie w nim czekają mnie; czy te wrażenia będą dosyć silne, ażeby złagodziły tęsknotę i zabliźniły rany serca? Czyż znajdę tutaj ukojenie i spokój, którego mnie wrogowie pozbawili? Tęskne przeczucia ściskają moje serce, bo przed okiem ducha mojego rozwarła się perspektywa długiego życia i przygód wygnańca, bólu i niedoli niewolnika. Bez ojczyzny między obcymi, ani ukojenia, ani spokoju nikt nie znajdzie; najwznioślejsze wrażenia, najrzadsze zjawiska nie zabliźnią i nie złagodzą tęsknoty za nieszczęśliwą Polską, która im jest nieszczęśliwszą tembardziej ukochaną, której mi nic..... raj i niebo nawet zastąpić nie zdoła.
Zstąpmy śmiałym krokiem na ziemię wygnania i potępienia, zstąpmy pełni otuchy na ziemię zepsucia: nie upadniemy, bo wiedzie nas czyste sumienie i promień łaski Bożej, która jest nad wszystkiemi wiernymi ojczyznie!
Nocowaliśmy we wsi Rieszoty położonej u stóp góry, na której wznosi się kapliczka. Strumień płynący przez wieś niesie z sobą piasek złoty i rok rocznie kilka funtów dostarcza skarbowi.
Czerkies, z którym już dawniej czytelników zapoznałem, nazwiskiem Szamachaj, niechciał tu w czasie rewizyi oddać żołnierzom kapciucha z tytoniem; chcąc go zmusić do uległości schwycili go za piersi i kułakami bili po policzkach i oczach. Zawrzała krew w młodym człowieku i chociaż spętany kajdanami wyrwał się z rąk żołdaków, odskoczył na bok i zacisnąwszy pięści czekał na gotowych rzucić się na niego siepaczów. Przybyło kilku żołnierzy do pomocy i połączonemi siłami uderzyli na zgrzytającego zębami i jak chusta bladego Czerkiesa; wszczęła się walka nierówna, Czerkies upadł a żołnierze jak tarantula na swoją ofiarę skoczyli na niego, piersi przygnietli kolanami i zwlókłszy z niego odzienie z zajadłością smagali batami, kolbami i stemplami kształtnie utoczone jego ciało.
Zemdlałego już podnieśli z ziemi, lecz nie mógł nieszczęśliwy utrzymać się na nogach; konającego zostawiliśmy w lazarecie w Ekaterinburgu, do którego 5. listopada w południe przybyła partya.
Ekaterinburg[1] odległy od Kirgiszy 14 i ½ mili położony jest nad Isietem w dolinie okolonej wzgórkami. Z jednej strony na horyzoncie sterczą wyniosłe szczyty Uralu, z innych stron rozłożyły się szerokie równiny okryte borami. Zdaleka Ekaterinburg wspaniale przedstawia się podróżnemu. Cerkwie malowane kopulaste, kamienice z zielonemi dachami i gromada szarych domów wesoło odbija od uśnieżonej okolicy.
Miasto założone zostało w 1722. roku przez jenerała Henninga i nazwane Ekaterinburgiem na cześć Katarzyny Skowrońskiej, żony Piotra I., jest najlepiej zbudowane i najporządniejsze pomiędzy permskiemi miastami, ludności ma 16,939; jest to stolica i punkt centralny uralskiego górnictwa, gdyż tutaj znajduje się główny jego zarząd. Prócz tego znaczenie miasta podnosi mennica, szkoła górnicza, huty żelazne i miedziane znajdujące się w okolicy, garbarnie, znaczny handel i liczne szlifiernie drogich kamieni, jako to: górnych kryształów, szmaragdów, topazów, agatów, ametystów, opalów i innych.
Ludność należy do moskiewskiej narodowości, lecz przy fabrykach znajduje się dużo cudzoziemców szczególniej Niemców.
Kupcy tutejsi posiadają znaczne kapitały i mają stosunki handlowe z odległemi punktami carstwa; znaczna liczba kupców wplątała się w sekciarstwo.
Kilkanaście cerkwi stroi miasto, budowa ich staranna, ciężka, jest mieszaniną różnych stylów. Budowniczowie mieli pretensyą do znajomości architektury i chcieli wystawić piękne świątynie, lecz zabrakło im natchnienia i zdolności samodzielnych, budynki więc, które wystawili, błyszczą się jak pudła lakierowane i malowane, które nikomu się nie podobają. Więzienie murowane jest za miastem; ledwo w niem ulokowaliśmy się, przyszło zaraz kilkanaście kobiet niosąc w koszach: bułki, chleb, owoce, bliny, kwas w dzbankach i wszystko to oddały aresztantom; odtąd przez całą dniówkę drzwi co moment otwierały się dla miłosiernych osób. Nanieśli tyle jadła, iż wszyscy nic nie kupując najedli się do syta, prócz tego każdy z jałmużny zebrał po kilkadziesiąt kopiejek. Obdartym dawały koszule i spodnie. Pięknym to jest miłosierdzie dla potępionych i wyrzuconych ze spółeczeństwa, jakie lud moskiewski wszędzie okazuje; chrześciański ten zwyczaj jest główną ozdobą ich życia.
Brudy, ciasnota i smród nie dokuczały nam w Ekaterinburgu; podłogi i tapczany wyszorowane, ściany świeżo wybielone, powietrze czyste w numerach dobrze rekomendowały urzędników, pod których dozorem zostaje tutejsze więzienie. Więzienie to składa się z dwóch pawilonów: w jednym przebywają partye aresztantów idących do Syberyi, w drugim osadzeni są aresztanci, zostający jeszcze pod śledztwem i sądem.
Większa liczba miejscowych aresztantów osadzoną tu została za kradzież i sprzedaż złota; dzisiaj właśnie z tej sprawy wyprowadzili na plac egzekucyi 50 mężczyzn, każdy z nich skazany jest stosownie do stopnia winy od 500 do 3,000 kijów i do robót w kopalniach syberyjskich. Prócz mężczyzn wyprowadzono dzisiaj na plac kilkanaście kobiet, które także za kradzież złota skazane zostały na karę batów (pletni) na szafocie i do kopalń syberyjskich.
Sprawa ta o kradzież złota bardzo rozgałęziona, wykrytą została przez oficera żandarmów wysłanego z Petersburga. Kradzież złota w Uralu tak się upowszechniła, iż rząd tracił przynajmniej ¼ dobytego metalu. Urzędnicy, robotnicy kradli i sprzedawali go kupcom; śledztwo i ukaranie kilku winnych osób nie położyło tamy kradzieży, rząd widział się więc zmuszonym użyć energicznych środków i dla tego wysłał na wykrycie złodziei oficera z obszernem pełnomocnictwem i znanego ze zręczności szpiegowskiej. Oficer przebrany za kupca wszedł w stosunki z robotnikami i kupował od nich złoto; środek ten pokazał się niewystarczającym, bo nie będąc znanym nie mógł wzbudzić powszechnego zaufania, nieostrożni tylko złapali się na tę wędkę. Postanowił więc wprzódy dać się wszystkim poznać i nabyć sławę złodzieja, w tym celu pozwolił się aresztować jako włóczęga. Czynownicy nie wiedząc kim był i jaką miał misyę osadzili go w tutejszem więzieniu. Tutaj żandarm doskonale odegrał rolę rzeczywistego złodzieja, postępowaniem i rozmową otumanił wszystkich aresztantów i ci wtajemniczyli go i obznajmili ze wszystkiemi sposobami kradzieży, wskazali mu oraz osoby, które złoto sprzedają.
Mając już wiadomości potrzebne mu dla wykrycia wszystkich złodziejów, po 6. miesięcznym areszcie zaproponował horodniczemu znaczną sumę rubli za uwolnienie z więzienia. Horodniczy wziął pieniądze i nie wiedząc, że będzie posądzony o sprzedajność, uwolnił niebezpiecznego aresztanta. Uwolniony żandarm udał się nasamprzód do popa, który skupował złoto od robotników i chował je w cerkwi w ołtarzu, a potem drogo kupcom sprzedawał; żandarm miał rekomendacyę z więzienia od znanych popowi złodziei, zaufał więc pop nieznajomemu i sprzedał mu kilka funtów złota.
Potem żandarm udał się na prowincyę do chłopów i czynowników wskazanych mu w areszcie; kupując od nich złoto nie wzniecił w nich co do swojej osoby najmniejszego podejrzenia.
Gdy już miał w ręku wszystkie nici i wiedział o wszystkich złodziejach, wrócił do Ekaterinburga, okazał pełnomocnictwo z Petersburga i dał rozkaz aresztowania tych, których umiał tak zręcznie podejść. Trwoga padła na całą gubernię, bo wszyscy czując się winnymi sądzili, iż zostaną skompromitowani. Do 300 osób osadzono w areszcie; horodniczy został zdegradowany, pop ukarany i rzadko która rodzina nie była dotkniętą tą sprawą; kupcy, czynownicy, kobiety, chłopi pociągnięci zostali do więzienia, z początku śledztwa zapierali się, ale i tutaj zręcznie zrobioną obietnicą łaski umiał ich żandarm podejść, przyznali się więc do kradzieży i wskazali jeszcze wspólników, o których żandarm dotąd nie wiedział. Długo ciągnęło się śledztwo i sąd; mniej winnych ukarali rózgami lub więzieniem, winniejszych bito knutami i pałkami, a ostatni z tej sprawy dzisiaj właśnie otrzymują karę za swoje występki. Oficer otrzymał w nagrodę order, czyn podobno pułkownika i został podany do innych gubernij — nie pamiętam jego nazwiska.
Kradzież złota nie została przecież wstrzymaną, a energiczny rządu środek, nauczył tylko większej ostrożności złodziejów. Sprawy o kradzież złota wyjęte zostały z atrybucyi sądów kryminalnych, a oddane zostały pod rozstrzygnięcie wojennym sądom i są karane według całej surowości wojskowego prawa.
Na dwóch poprzednich etapach, przekupki złapały dwóch aresztantów, kupujących jadło za pieniądze z ołowiu, które robili w drodze; z tego mogła wywiązać się niebezpieczna dla nich sprawa, ale żołnierze zapłaceni przez aresztantów niedonieśli wyższej władzy o tej zbrodni, a winnych oddali pod sąd starosty, który za nieostrożność kazał ich osmagać rózgami. Zdarzenie to jest jeszcze jednym z wielu wypadków dowodzących sprzedajności Moskali. Zacząwszy od urzędnika piastującego najważniejsze obowiązki w państwie, aż do ostatniego kancelisty i żołnierza, wszyscy prawie są sprzedajni, rzadko który wziątek nie bierze. Ztąd też cudzoziemcy, którzy opierali swoje spekulacye handlowe w Moskwie na sprzedajności czynowników i nieuczciwych środkach, zawsze dobrze wychodzili; ci zaś, którzy drogą prawej rzetelności i cnoty postępowali, nigdy nie wzbudzili zaufania w Moskalach i interesa swoje pospolicie źle kończyli.
Wieczorem, gdy już miłosierne osoby aresztantów nie nawiedzały, część ich schowawszy się w kącie stawiała na kartę jałmużnę dzisiaj zebraną, a kilkunastu ciekawych zebrało się w około starego zbrodniarza, który znał najsławniejszych złodziejów i rozbójników i opowiadał różne przygody ich życia. Słysząc, że mówią o Wołyniu i Podolu, i ja zbliżyłem się do nich i słuchałem historyi o głośnym rozbójniku Karmeluku, który przez kilkanaście lat był plagą Wołynia i Podola.
«Pan jego, (Karmeluk był poddanym) wysłał go do miasta z woskiem, który miał tam sprzedać; w drodze Karmeluk zajechał do karczmy i tam wypiwszy kieliszek wódki, zapragnął drugiego, potem trzeciego i t. d., lecz nie miał czem zapłacić; żyd obiecał mu jeszcze dać wódki za kawał wosku a drugą połowę, jako pijanemu, skradli. Wytrzeźwiwszy się, bał się wracać do domu, bo wiedział, że pan za stracenie wosku każe go oćwiczyć batami, postanowił więc nie wracać do wsi i puścił się na włóczęgę. Długo włóczył się w blizkiej okolicy, a nie mając co jeść popełnił kilka kradzieży, potem zawiązał stósunki z leśniczym swojego pana i znalazł u niego przytułek.
«Pan prędko dowiedział się, że zbiegły Karmeluk u leśniczego przebywa, kazał go schwytać a wiedząc o ogromnej sile zbiega, nie śmiał na niego obces uderzyć, namówił więc leśniczego do zdrady. Leśniczy z rozkazu pana ukrył w swoim domu 30 ludzi, wkrótce potem przybył z lasu Karmeluk i zjadłszy obiad, położył się spać; ledwo zasnął napadli na niego zaczajeni, powiązali i zaprowadzili do dworu. Zdarzyło się, że właśnie w owym czasie był pobór rekrutów, pan więc oszczędzając poczciwych ludzi, Karmeluka oddał do wojska. Karmeluk z wojska uciekł i powrócił w swoje okolice z mocnem postanowieniem zemszczenia się na zdrajcy.
«Długo kręcił się koło domu leśniczego i wyczekiwał sposobnej chwili, aż pewnego razu samego napadł w lesie i okropnie zamordował. Odtąd został rozbójnikiem. Jako dezerter został schwytany i w pułku ukarany pałkami; lecz i tym razem Karmeluk długo nie służył, uciekł powtórnie, a potem i po raz trzeci.
«Sława jego, jako rozbójnika zrobiła się głośną między ludźmi, gdy go więc czwarty raz złapali, obiwszy okropnie, posłali go do kopalni do Syberyi. Z kopalni uciekł trzy razy i zawsze zebrawszy bandę zupełnie oddanych mu ludzi, łupił podróżnych, rabował mieszkania panów, w potrzebie zabijał a wszyscy go lękali się. Nieszczęścia i doświadczenia zrobiły go ostrożnym i śmiałym zarazem, zręcznie też potem unikał rąk policyi. We wsi, w której się urodził, miał kochankę; dom jej był na ustroniu, odwiedzał ją tylko w nocy. Odwiedziny te i stósunki nie uszły oka ludzi, którzy wnet donieśli panu, iż dziewka w domku na ustroni przyjmuje Karmeluka i jest jego kochanką. Syn pana słysząc o tem ułożył plan zastrzelenia rozbójnika w domu dziewczyny, na którego już głowę cenę nałożyli; zapoznał się więc z dziewką i ona, jak niegdyś leśniczy, zdradziła Karmeluka. Syna dziedzica ze strzelbą ukryła w sieni a zwabiwszy zbójcę pieściła go i ściskała. Karmeluk widząc tyle dowodów miłości, nigdy szczęśliwszym nie był i spoglądał na nią okiem wesela i miłości; gdy mu jakiś przysmaczek z pieca dostawała, w tej chwili właśnie z sieni rozległ się huk wystrzału i kula roztrzaskała głowę rozbójnika.»
Skończywszy opowiadanie o jednym rozbójniku, stary zbrodniarz opowiadał o drugim, również słynnym jak Karmeluk rozbójniku to jest: o Bałtoku, który w Bessarabii dokazywał.
«Gdy go już bili knutem na szafocie (kończył aresztant), Bałtok nie jęknął ani nawet nie krzyknął, lecz owszem przegrażał gubernatorowi. Kat miał tajemny rozkaz zabić go knutem, lecz nie mógł tego dokazać, taka to była silna natura.
«Później więc w lazarecie posmarowano mu umyślnie rany na plecach maścią z trucizną zmieszaną, od której Bałtok umarł.»
Aresztanci ciekawie słuchali przygód głośnych rozbójników, a opowiadający szczycił się znajomością z nimi.
Skończywszy o Bałtoku, stary opowiadacz mówił o zbiegach z kopalni, o rozbójnikach nadwołżańskich i zaznajamiał młodych fryców ze światem ludzi występujących przeciwko temu, co społeczeństwo uznało za dobre; umiał w poetycznem świetle wystawić najczarniejszą zbrodnię i zachęcać, zapalać umysły do występku.
Zasypiając, myślałem o szkodliwości łączenia aresztantów z sobą, o zepsuciu i zarazie moralnej, rozszerzanej przez te gromady ciągle transportowanych zbrodniarzy.
- ↑ Ekaterinburg wyniesiony jest nad poziom morza 850 stóp, położony pod 56° 50' s. p. a 78° 17' d. j. Średnia roczna temperatura + 0,4; średnia temperatura zimy — 12,0; wiosny + 0,7; lata + 12,4; jesieni + 0,6.