[377]LV.
Podróżny.
Cierpiący, znużony, pragnieniem trapiony,
Zgłodniały, obdarty i bosy,
Przystanął wśród drogi, podróżny ubogi,
Bolejąc na ciężkie swe losy.
W tem ujrzał tuż blizko, ogromne zamczysko,
Minionéj epoki wspominek:
„Tam pójdę zapukam, schronienia poszukam,
Tam znajdę po trudach spoczynek...”
Więc w dzwonek uderzy, a zaraz na wieży,
Odezwą się straże i czaty;
Otwarto podwoje, on wchodzi w pokoje,
I mija próg pańskiéj komnaty.
„Zbyt śmiały człowiecze!” pan groźnie wyrzecze,
Sądziłeś ten zamek oberżą,
Gdzie każdy wejść może, gdzie w wszelkiej dnia porze
Przybłędów za marny grosz dzierżą?
Drzyj przed mą potęgą, niegodny włóczęgo,
Bo jeźli gniew serce mi zwładnie,
To na znak mej dłoni, służba cię wygoni,
I zgraja psów głodnych opadnie.”
[378]
„Los nasz jest tak różny!” zawoła podróżny,
„Więc rzucam te miejsca o panie,
Lecz powiedz czy mogę, nim puszczę się w drogę,
Trojakie ci zadać pytanie?”
„Mów, słucham.” „Przed laty, szczęśliwcze bogaty,
Kto mięszkał w tym zamku wspaniałym?”
„Mój Ojciec.” „A spadek, kto Ojcu udzielił?...” „Mój dziadek,
Bo kolej ta wszystkich udziałem.”
„Kiedy zaś cię w grobie pogrzebią, po tobie
Kto stanie się panem tych włości?”
„Nikt inny na świecie, jak tylko me dziecię
Syn drogi, pociecha starości.”
„Gdy ledwie nie codzień, zmienia się przechodzień,
Z tych którzy fortunę tę dzierżą,
Czemże jest o panie, twe ziemskie mieszkanie,
Jeżeli nie istną oberżą?
Zamiast więc z fum próżnych, strudzonych podróżnych,
Odtrącać dumnemi słowami,
Czcią, wiarą i czynem, stań godnym się synem,
Tego co króluje nad nami;
Zamiast gnać za blaskiem, mamoną, oklaskiem,
Myśl żeś tu jest gościem chwilowym,
I zdobądź dla siebie, wysoko na niebie,
Siedzibę w przybytku wiekowym.”
A bogacz zawoła: „O, to głos anioła!
Chodź do mnie wędrowcze ubogi:
Przyjmę cię jak brata, by kiedyś Pan świata,
W niebieskie dopuścił mnie progi.”