[375]LIV.
Pustelnik.
Na skraju lasów, w cichéj dolinie,
Gdzie strumyk szemrząc spokojnie płynie,
Darząc przechodniów zdrojem wód czystych,
Wśród groty zwartéj z łomów skalistych,
Mięszkał, rzuciwszy światowe gwary,
Pustelnik stary.
Żył sobie w ciszy; ptaszkowie leśni
Wciąż mu nucili urocze pieśni,
Ziemne korzonki były mu strawą,
Woda napojem, miód drzew, przyprawą,
Wiosenne słonko szczęścia zaraniem,
A mech posłaniem.
Kilkoro dziatek z blizkiego dworu,
Poszło jagódek szukać do boru,
A zobaczywszy starca przed grotą,
Zdumieni byli jego prostotą:
„Dla czegóż starcze,” mówiły dziatki,
„Nie masz swéj chatki?
Chodź z nami, dobry, miły dziadeczku,
Tata ci izbą da w swym dworeczku,
Będziesz miał przy niéj mały ogródek:
My tobie z lasu zniesiem jagódek,
A potém pójdziem pod krzyż za dworek
Zmówić paciorek.”
„Dziateczki, ja mam co mi potrzeba,
Nie pragnę domku, nie łaknę chleba,
Nie szukam wygód, ni ciepłéj strawy:
Dla mnie pod głowę pęk suchéj trawy,
[376]
I to przeczyste, jasne, promienne,
Słonko wiosenne.
Nie pchnięty losem, lecz z własnéj chęci
Zrzekłem się życia, co blaskiem nęci;
Stroje światowe w szaty wygnańca
Zmieniwszy, czekam dni moich krańca,
I tu wśród lasów zieleni miłéj,
Szukam mogiły.
Dawno już, dawno, w rodzinném kole,
Wzrastałem jak o młode pachole,
Wraz z drobnych braci i sióstr gromadą,
Karmiony chlebem i zdrową radą,
Lecz jam nie słuchał, drogie me dziatki,
Ojca i Matki.
Ziarno próżniactwa wśród pustéj roli,
Zrodziło owoc krnąbrnéj swawoli;
Wzrosłszy w młodzieńca, duchem ubogi,
Zboczyłem z świętéj prawd wiecznych drogi,
A gdy i łaska ubiegła Boża,
Zszedłem w bezdroża.
Zmarli rodzice z żalem do syna,
Poszła w świat szukać chleba rodzina,
A ja wśród obcych jeden zostałem,
I wciąż swawolnie z życiem igrałem,
Aż w końcu przyszedł wśród zniechęcenia
Wyrzut sumienia.
Trudno chęć szczerą spleść z myślą luźną,
Byt nowy stworzyć było zapóźno,
Zbratać się z ludem, woli nie stało,
Zabrakło siły co krzepi ciało,
Więc tu, gdzie jęków mych nikt nie słyszy,
Modlę się w ciszy.
[377]
Spojrzawszy na mnie, pomyślcie dziatki,
Że kto nie słucha rad Ojca, Matki,
Idzie za prądem zgubnych nałogów,
Nie umie uczcić rodzinnych progów,
Temu się w schyłku dni blask otuchy
Zmieni w łzy skruchy.”
|