Poeta i świat (Kraszewski, 1929)/Część II/IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Poeta i świat
Część Część II
Rozdział IV
Pochodzenie Poeta i świat
Wydawca Księgarnia Wilhelma Zukerkandla
Data wyd. 1929
Miejsce wyd. Złoczów
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.
Rozruch

Żonę mu wziął i przywłaszczył sobie,
By mu był niewolnicę najlichszą przemówił,
Winien by mu był został! cóż kiedy wziął żonę?
Kochanowski, Odpr. posł. Greckich.

Nazajutrz bardzo jeszcze było rano, a już Oleś przyleciał ze wschodem słońca, dzień swego szczęścia w oczach Marji powitać. Zastał wszystkich na nogach, dom cały w przestrachu, sługi biegające po dziedzińcu, po domu, Franciszka z fuzją na progu, panią Werner omdlałą, pana Werner bez peruki.
— Cóż się stało? — zawołał zbladłszy, wyskakując na ganek Oleś. Pani Ostrowska wybiegła przeciw niemu z załamanemi rękoma, zatabaczona i straszna; ale tak straszna, że gdyby nie okropność tej sceny, mogłaby podać myśl, że furje piekielne tabakę zażywać musiały.
— Awantura! nieszczęście! — zawołała — Marja znikła z Gustawem!
Oleś osłupiał, spojrzał i uderzył się w czoło.
— Kiedy? dziś?
— Wczoraj wieczór. Dziś dopiero obejrzeliśmy się, że jej niema, ogrodnik widział, jak wyjeżdżali, ale znać nie dał!
— Teraz rozumiem! — rzekł Oleś, jakby z głębokiego snu wychodząc. Poszedł do państwa Werner. Tąż samą przywitali go nowiną, płacz był we wszystkich oczach, oburzenie w sercach.
— Chciał się żenić — wołał pan Werner — czemuż nic nie mówił? trzebaż mnie było, mój dom, moje imię plamić? Wydziedziczam córkę! wyrzekam się jej, przeklinam!
Pani Werner całowała go w ręce ze łzami.
— Nie mów tego — wołała — nie mów, bo przekleństwo rodziców nie na dzieci, ale na nich samych spada.
Franciszek przyrzekł w łeb strzelić Gustawowi. W moment całe sąsiedztwo wiedziało o tym przypadku, domysły, potwarcze z ust do ust płynęły, każdy inaczej rzecz opowiadał. Wszyscy ze zgrozą. A jednak któż nie wie, że tylko cnota jest pobłażającą, że kamień rzucony na nieszczęśliwego tylko z ręki faryzeuszów wypaść może!
Oleś powrócił do domu i wieczorem przygotował pistolety; nabił, odwiódł kurki, napisał list do Marji, wysłał go, zamknął się, siadł i myślał długo, kilka razy próbował się zastrzelić, próżno! nie miał dość siły. Położył się spać i nazajutrz wyjechał za granicę. Powiadają, że tancerka z opery w Paryżu, dla której majątek stracił, wielce go kochała, aż do ostatniego dukata. Co się dalej stało, nikt nie wie, i ja nie zgadnę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.