Poeta i świat (Kraszewski, 1929)/Część II/XXIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Poeta i świat
Część Część II
Rozdział XXIV
Pochodzenie Poeta i świat
Wydawca Księgarnia Wilhelma Zukerkandla
Data wyd. 1929
Miejsce wyd. Złoczów
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXIV.
Żal po białej sukience.

A wśród chwil szału i odurzenia, przychodziły czasem Gustawowi rano z otwarciem oczu, wieczorem gdy księżyc wschodził, przypomnienia czystej jego młodości. Wówczas spalone wargi i twarz, po której wiek porysował drogi, którędy z smutkami przechodził, tulił płacząc i żałował jak żółw, co się chciał zbliżyć do nieba, że niżej jeszcze i głębiej spadł w błoto z wysoka.
O! biała sukienko młodości mojej, wołał sam w sobie, — gdzieżeś się podziała? — świat cię błotem pobryzgał, krwią i łzami pomoczył, poszarzał i podarł. Ciało moje powalało duszę, upokorzyło tyle razy, zbydlęciło, — jakże pójdę do nieba tak brudny? A jednak nie jestem zbrodniarzem, ani ciężko mi na sumieniu od krzywdy i niesprawiedliwości, życie moje upłynęło spokojnie, ale ziemia i ludzie są jak sadza, której dosyć jest dotknąć, żeby się powalać. — Któż przebrnął morze lat swoich i wyszedł z niego tak czysty jak wchodził? pokażcie mi jednego? Pokażecie mi może tysiące takich, których o nic obwinić nie można, lecz są takie plamy, między człowiekiem a Bogiem tylko ukryte, których ludzkie nie dopatrzy oko, które w środku siedzą jak robak w owocach, i gryzą.
Często są to tylko myśli, które zwalały dusze, częściej słowo, czasem chęć uczynku, czasem uczynek, — lecz uczynki i słowa karze prawo ziemi, ukarane ścierają się i zmyją powoli; ale wola i myśl zostawszy w głębi duszy, wala całą duszę; takie myśli i chęci ma każdy, najczyściejszy człowiek: Cenobici na pustyni wśród modłów, kobiety czyste jak anioły wśród najniewinniejszego życia, dzieci które złego nie znają. Szczęśliwy, kto zapomni; biada tym, co je pamiętają; myśl dziecka będzie starca prześladować na łożu śmiertelnem.
Któż mi teraz odda młodzieńczą świeżość myśli i uczuć, to dziedzictwo duszy, które raz się tylko ma i traci; kiedy czyste usta, serce, myśli niepokalane, godnemi są jeszcze wszystkiego, co ziemia ma najczyściejszego, najmniej ziemskiego; kiedy nam się zdaje, że poleciawszy do nieba, moglibyśmy wyżyć pokarmem aniołów, śpiewem, modlitwą, światłem, wonią i miłością! potem, o potem grzechy nasze jak ciężar ogromny, ciągną nas za nogi do ziemi, a gdy myśl do nieba i aniołów uciecze, widzim w sobie, żeśmy już niegodni zasiąść do tej uczty niebiańskiej, któraby nas nudziła po palących rozkoszach ziemi.
Wy i tego nie rozumiecie, bydlęta dwunożne, ludzie Platona, którym tylko pierza braknie do przeistoczenia w zwierzę, ludzie, którym równy jest każdy kogut Diogenesa, wy nie macie młodości i białej sukienki, dziewictwa i czystości, rodzicie się jak zwierzę umiejąc od razu pływać po waszej kałuży i szukać brudnej strawy waszej. I tem się różnicie od prawdziwych ludzi, — zwierzę i wy nie macie dzieciństwa, człowiek z iskry wzrasta w ognisko, człowiek prawdziwy doskonali się całe życie, zwierzę ma granicę wychowaniu swemu, — człowiek idzie bez końca i zaczyna od tego, na czem skończył jego poprzednik, żeby masę wyobrażeń, myśli, skarb swój umysłowy, wyżej, o krok posunąć i być szczeblem do wierzchołka, którego niema na ziemi. Bo mądrość jest to góra, próżno się po niej ludzie drapią, stoi ona na ziemi, lecz wierzch jej jest w niebie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.