Widziałem kiedyś zakutą w marmurze
Myśl, — ręką mistrza dziwnie wyrzeźbioną, —
Więc na pociechę braciom ją powtórzę,
Co łzawo patrzą w Polskę powaloną
I szepcą nad nią lękliwe pytanie:
Czy choć tak ciężko upadła — powstanie?...
O, pocóż pytać, gdy nam wierzyć trzeba,
Kiedy zwątpienie śmierci niesie zaród?
My siłę wiary wymódlmy u nieba,
Że chociaż upadł, to nie umárł naród,
I że go podniéść potrzeba nie wskrzesić,
By mu na barki purpurę zawiesić....
Na poszczerbionéj broni, wśród wawrzynów,
Co się z jéj sławy wieńca rozsypały,
Jako nagroda bohaterskich czynów,
Które u nóg jéj naskładał świat cały, —
Przykryta kiru ciężkiego zasłoną
Padła niewiasta.... martwą? — nie, zemdloną!...
Z pod kiru ręka zakuta w okowy
Sterczy ku niebu. — Czy o pomstę woła,
Czy resztką siły chce koronę z głowy
Zrzuconą, jeszcze zatrzymać u czoła?
O ty, coś w chwili upadku gotowa
Umrzéć, lecz wielka, jak ludów królowa!
Choć powalona, w kostniejące dłonie
Chwytasz koronę, by skonać w koronie —
O, po téj dumie Chrystusa przed zbirem
Poznaję ciebie Polsko — choć pod kirem!...
Obok niewiasty, jak dziecię przy matce
Uklękło chłopię małe, długowłose, —
Istny aniołek, a w konfederatce —
Krzyż ma na piersiach, ubogie a bose.
Rękę przyłożył do niewiasty łona,
Tam, gdzie pod kirem serce, resztka ducha,
Życia iskierka tli, choć przytłumiona, —
Głowę przechylił, jak ptaszę — i słucha....
Cyt, cyt! téj świętéj niech nie mąci ciszy
Ni płacz niewieści, ni zawiść zdradziecka —
Tętno jéj serca chłopiec sam usłyszy
I uchem dziecka, i przeczuciem dziecka,
I serca matki sam zapyta o to,
Czy zostać przy niéj, — czy iść w świat siérotą!... Lecz patrzcie! z chłopca rozjaśnionéj twarzy
Odblask radości, łuna szczęścia bije,
W oczach się dziwny jakiś zapał żarzy,
Na ustach jeden tylko wyraz: żyje!
Toż miecz szczerbaty drobną chwyta dłonią
I sztandar matki z orłem i pogonią!... Żyje! to słowo krwią trysło w kamieniu
I z oczu chłopca płomieniami bucha; Żyje! — słyszycie! w słowa tego brzmieniu
Czar, co w marmurze gotów zbudzić ducha. — O bracia moi, z tém chłopięciem małém
U łona matki klęknijmy, jak dzieci
Słuchać jéj serca; wiarą i zapałem
Niech młode oko, jak jemu zaświeci!
Niech z głębi piersi, z strumieniem miłości,
Co w sercach dzielnéj jeszcze młodzi bije,
Jako pobudka i hasło przyszłości
Zagrzmi nadziei pełen okrzyk: żyje!
Takim okrzykiem niech brat wita brata,
Rozbudza lud nasz pod słomianą strzechą.
Strapionym ojcom niech płynie pociechą
Od młodzi polskiéj — po granice świata! —
Z takim okrzykiem w przyszłość śmiało idźmy,
W ufności, w myślach i czuciu jednacy,
I jak to chłopię w zapale pochwyćmy....
Czy znów za oręż? — nie, za młoty pracy!
Wszak nam już miejsca nie stało na blizny; —
Toż nie krwią dzisiaj, ani krwawym potem
Mamy okupić zbawienie ojczyzny....
Miecz nawet pryska pod żelaznym młotem! —
Więc młodzi bracia, na kowadle pracy,
Z pieśnią na ustach, przy ogniu miłości,
Ufnością, myślą, uczuciem jednacy,
Wspólnie kuć trzeba.... klucze do przyszłości.
A kiedy ciężki znój popłynie z czoła,
I wszyscy staniem w pracowników rzędzie,
Wówczas Bóg zeszle pociechy anioła,
Co nam na „żyje“ powie: „i żyć będzie!“
W posły do Ciebie, — het w kraj daleki,
Z za siódméj góry, z za siódméj rzeki Piosenkę biedną szlę —
Smutna posłanka w te obce światy
Z kurhanów zwiędłe zebrała kwiaty Z serc gorzką wzięła łzę.
Wybacz jéj Ojcze, że niewesoła,
Że ma zadumę i żal u czoła, Taka uroda jéj....
Ona ci tylko szeptem rozpaczy
Powié, że dzisiaj wszystko inaczéj W biednéj ojczyźnie twéj.
Że się musiała dziś pokryjomu
Chyłkiem wymykać z Twojego domu, By jéj nie zdradził dźwięk.
Że zamiast uczuć gorących słowa,
Jak niewolnica i jak niemowa Ma tylko łzę i jęk.
Lecz za nią inny posłaniec, biały
Rozwinął skrzydła, piękny, wspaniały — Leci pozdrowić Cię....
Słowiku lepszych czasów jedyny,
W żałobie Anioł Twéj Ukrainy Z nad głuchych stepów mknie.
I nad Twą głową, siwy Bojanie
Z błogosławieństwem cichém przystanie Twéj ziemi Anioł-Stróż,
A Ty ostatni piewco, w podzięce
Drogą spuściznę na jego ręce: Śpiewną swą lirę złóż!...
Za górami, za cudzemi,
Płakał, tęsknił do swéj ziemi —
A na lirę, na jedyną,
Łzy tułacza rzewnie płyną... Niby nic mu już nie trzeba Za górami, za cudzemi — Tylko chciałby krzynkę nieba I wietrzyka z swojej ziemi[1]
Niby nic mu już nie trzeba...
Ale sercu czegoś braknie,
Ale dusza czegoś łaknie —
Bo choć cudne cudze nieba,
To tęsknoty nie ukoją
Za tą ziemią polską, swoją!
Polakowi daj pół świata,
Daj mu skarby, złota bryłę —
To on jeszcze zakołata
O piędź ziemi — na mogiłę! —
Tużył, kwilił słowiczeńko
Do tych wikli nadwiślanych —
I słał piosnkę za piosenką
Do ojczystych stron kochanych;
Bo nie ciągle nam potrzeba
Iść za chlebem i dla chleba,
I nie pełzać wciąż przy ziemi
Ze skrzydłami zwieszonemi...
Więc piosenka gońcem leci
I do bratnich serc przypada,
I nam tutaj wśród zamieci
Gwiazdką błyśnie i zaświeci,
Ptakiem zlata, kwiatem spada
I z tęsknoty się spowiada...
Kołatało serce złote, —
Wtórowała lira w dłoni:
— Do macierzy na pieszczotę —
Ej, powlokę się ja do niéj!...
Na te kwietne łąki, pola.
Pójdę rozwiać ból mój wszystek;
Niechby chwilę... szczęsna dola! —
Kalinowy niechby listek
Zerwać pośród mych ustroni;
Choćby tylko okiem zmierzyć
Tę Ojczyznę, — paść i nie żyć...
Ej, powlokę się ja do niéj! —
I porzucił włoskie słońce,
A po latach, kędy ptakiem
Pieśń latała odeń w gońce —
Wyglądanym wracał szlakiem
Z lirą — w ręku kij tułaczy...
A wytężał wzrok strudzony,
Rychłoż, rychło raz obaczy
Przez mgłę łzawą swoje strony, Gdzie się dzielił polskiém sercem, Dzielił polskiém słowem; — Oj, tęsknoż mu za tą Polską, W Polsce za Krakowem...[2]
Ze słowami serdecznemi
Przybiegła drużyna:
Piewco naszych pól i chat!
Kiedyś wrócił w nasze strony —
Więc Ci każdy sercem rad,
Po staremu, i po Bogu
Na ojczystym wita progu:
„Niechaj będzie pochwalony!“
By Cię przyjąć uroczyście,
Z polskich dębów niesiem liście —
Nieraz w nich Twa pieśń szemrzała,
Polskich dziewic dłoń je rwała...
Głosząć one wieść radosną, Jakie jeszcze dęby rosną, —
Że nietylko nam na trumnę
Wznoszą swoje czoło dumne, —
Lecz, że starczą ich ostatki
Jeszcze i na tron dla Matki!...
Wiochny Twoje i kaliny,
Z pod rodzinnéj drogiéj strzechy
Szlą ci róże i wawrzyny —
Dla czci Twojéj i pociechy.
Póty Polski, póki jeszcze
Stara wiara, wielcy wieszcze —
Wielka miłość w synach Piasta
I nasz anioł stróż, — niewiasta!
Kiedyś przecie Bóg pozwoli
Szczęsnéj znów zabłysnąć doli...
Dawny zwyczaj wróci może, —
I znów, jak przed laty wielu —
Lirnik będzie na Wawelu
Miał gościnę... co daj Boże! —
Uśpionemu w cichym grobie,
Stary mistrzu, pokłon tobie! Wieczna sława, cześć!...
Braknie kwiatów świeżéj wiosny
W twego zgonu dzień żałosny, By ci wieńce nieść.
SnieżnoŚnieżno, pusto przed oczyma,
W świecie zima, w duszach zima, Szron dokoła lśni;
Macierz twoja, ziemia cała
Smutna, głucha i skostniała Pod całunem śpi.
Nim skowrończe ją hejnały
Będą ze snu rozbudzały. Śnieżna zniknie pleśń.
Zanim wiosna ją odsłoni, —
Zamiast kwiatów z bratniéj dłoni, Posyłamy pieśń.
A gdy pękną lodów zwały,
Gdy przeminie długotrwały Czas zimowych prób,
Kwieciem z twoich łąk barwionych,
Liściem z twoich drzew zielonych Zasypiemy grób!...
Po światło naprzód, otrząśmy się z mroków!...
Ze wszystkich więzów narodu — heloty
Najsroższą zawsze niewola ciemnoty Zesłana z piekła wyroków.
Do światła naprzód!... W blaskach nowéj zorzy
Prędzej dłoń bratnia bratnie znajdzie dłonie,
Zmartwiałe serca odżyją znów w łonie, Znowu się niebo otworzy....
Miłość niech w drogę młody hufiec wiedzie,
Z czcią dla wszystkiego, co dla serca święte,
Co w ludzkiéj duszy na wieki zaklęte — Z sztandarem prawdy na przedzie.
Prawda, jak światło, lecz miłość — jak ciepło,
Słoneczny promień jedno z drugiém zlewa....
Naprzód do światła, co świecąc, rozgrzewa Wśród chłodu duszę zakrzepłą!...
Przed wami jutro w złotych blaskach staje —
Idźcie ku niemu przez ojców zagony,
Na okup niosąc własnéj pracy plony — Przyszłość nic darmo nie daje....
Miłość, i pracę, i trud, i wytrwanie
Pobłogosławi synom dłoń macierzy....
Jutro do młodych należy szermierzy, Gdy ich na straży zastanie.
Jutro!... nadziejinadziei hasło i przyszłości;
Wierzcie mu, wiarą krzepiąc własne siły;
Słońce otworzy pradziadów mogiły I wstanie mściciel ich kości....
Do światła, naprzód!... z pieśnią ptaki młode,
Skrzydła do lotu szerszego rozwinąć —
Nie wam orlętom bez gniazda zaginąć: Na słońce i na swobodę!...