Poezye (Zawistowska, 1909)/Romantyka/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimiera Zawistowska
Tytuł Romantyka
Pochodzenie Poezye
Wydawca H. Altenberg
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROMANTYKA
Lubię barwy

Lubię barwy przymglone, miękie i spłowiałe,
Blade tęcze, rzucone w gotyckie arkady —
I przesiany przez liście, lubię promień blady,
Którym słońce ozłaca tumy spustoszałe.

Lubię mroki, w marmury otulone białe,
Rozwleczonych kadzideł błękitnawe ślady,
I rzewne, średniowieczne, naiwne balady —
W dźwięk gitary zaklęte idyle nieśmiałe.

I lubię w starych freskach prześnione gawoty,
I spłowiałych jedwabi romantyczne wonie,
Miłosnych talizmanów zczerniałe pozłoty,

I tęskną pieśń truwerów na teras balkonie —
Pieśń miłosną, co lecąc w omszone krużganki
Nad krosnami samotnej drzała kasztelanki.





Królowe z Gobelinu

I

Na zblakłym gobelinie słoneczne poświaty,
I turniej średniowieczny szumnie wjechał w szranki —
Orszak dziewic kastelu rozkwiecił krużganki,

I srebrzy się gronostaj, złocą się brokaty.
Przed krużgankiem zwycięzca. Rumak zdeptał kwiaty,
Bo dłoń dziewic uplotła róż szkarłatnych wianki —
A rycerz na pancerzu ma szarfę kochanki,

Białej Yseult. Dziś ona w burgundzkiej koronie,
Ku niemu z zapytaniem zwraca blade lice —
A rycerz, opuszczoną podniósłszy przyłbicę,

Przysięga, na jej szarfie kładąc obie dłonie,
Iż ostatnią krwi kroplę z rozkoszą wytoczy,
Sławiąc złoto jej ciężkich, królewskich warkoczy.





II

Spi cicho, utrefiony giermek modrooki...
Śmiałe chłopię! On marzył o czole w koronie
Dumnej Thyrsy, na krwawym barbarzyńców tronie —
O jej dłoniach, piszących sztyletem wyroki.

W snach on widział żałobnych jej warkoczów mroki,
I swe lica, pieszczone w tych włosów osłonie...
Więc zuchwalca królewskie zadławiły dłonie,
Gdy po usta jej sięgał giermek modrooki...

Spi cicho!... Lecz minstrele dziwne baśnie plotą,
I nucą, iż sen cudny prześnił giermek młody
Wpierw na piersiach królewskich, i spił wonne miody,

A potem się do śmierci gotował z ochotą,
I na szyi sam zaplótł węzeł jej warkoczy...
I płakały go Thyrsy dzikie, smętne oczy.





Kasztelanki

I

I sam rozplótł jej ramion mdlejące okowy...
Raz jeszcze kornie czołem do stóp jej uderzy,
I poszedł... Wciągnął w piersi zapach jodeł świeży,
I słuchał jak jej płaczem szumiał las jodłowy.

Od ust jej się oderwał, i na bój krzyżowy,
Na Bój Święty, pod znakiem on Godfryda bieży...
A z nim razem frankońskich idzie kwiat rycerzy,
I wieją białe płaszcze i krzyż Chrystusowy.

I znikli... a źrenice jej zaległy mroki...
A przez straszne te mroki, widm pełznie gromada,
I do dłoni im lepnie głowa trupio-blada,

Głowa dzisiaj pieszczona, wśród krwawej posoki...
I widzi jak ją niosą, jak ku niej się zbliża,
W zwojach płaszcza białego, gdzie widny znak krzyża.





II

Leżała krzyżem... Ave! Ave Chryste!...
O miej ty litość!... Przez witraże w górze
Lecą słoneczne i szkarłatne róże,
Po włosiennicy pełzną skry świetliste...

Tam wiosna... słońce... a ja mam jak czyste
Skamienieć lilie — paść jak twe podnóże,
W krzyż rozesłana na twardym marmurze?...
Stygmatów twoich wziąć piętno ogniste?...

Chryste!... Ja jedną miałam wiosnę złotą
I wciąż ją widzę... więc oczy słoń dłonią,
Bo idzie ku mnie i z kwieciem i z wonią —

Dymy kadzideł w wieniec mi się plotą —
Więc dłońmi, Chryste! przesłoń mi tę wiosnę.
I usta jego, te drogie, miłosne!...





Biała królewna
W. P.

I

Miała białe terasy oplecione kwiatem,
I szmerne wodotryski, z fiołków aromatem —
A purpurą wysłane alabastrów schody,
Wiodły w mirtów aleje, w różane ogrody,

Kędy skrzydły trącając liliowe irysy,
Marzą pawie tęczowe i białe ibisy,
A w oliwnych zaciszach kamienne Najady,
Jasne lilie, na srebrne wieszają kaskady.

Miała białe łabędzie, i płomienne Ary,
I rżnięte w krwi rubinów drogocenne czary...
Gdy na teras wyżynie kładła białe ręce,

To się do stóp kłaniały jej ziemie książęce...
A gdy w sukni gwieździstej w kwietne szła ogrody,
To w ślad stóp jej, na piasku kładł usta paź młody.





II

U stóp białej królewny, wśród bieli miesiąca,
Złotowłosy lutnista śpiewną harfę trąca —
I na schodach z marmuru, jej wciąż dzwoni szklanny
Akord harfy, tłumiony westchnieniem fontanny.

A marząca królewna, przy harfianej pieśni,
Czeka, rychło jej cudny sen się ucieleśni —
I przyjdzie ów przeczuty, by dłonią pieściwą
Tęskną duszę jej, osnuć w miłosne przędziwo.

Wciąż go czeka królewna... ze szmerem mrą liście,
Cichną pieśni harfiane — a w bladym lutniście,
Pęka serce, jak struna rozśpiewana rzewna...

Lecz na sercu tem stopy oparłszy, królewna
Czeka z dłońmi przy oczach, wśród blasków i woni,
Rychło stalny chrzęst kroków, o marmur zadzwoni.





Ksieni


Na marginesach sztywnych psałterzy,
Ksieni szlak zdobny okrasza złotem,
Barwi strzelistych lilii opłotem,
Jasnością skrzydeł anielskich śnieży.

Na marginesach sztywnych psałterzy,
Dostojnych Magów zgrzybiałe ręce,
Pieszczą różane ciało dziecięce,
Rozśmiane oczom, jak owoc świeży.

Na marginesach sztywnych psałterzy,
Uczona ksieni skroń spiera białą,
I usta wtula w różane ciało —

Rozśmiane oczom, jak owoc świeży...
I po złoconych kart pergaminie,
Bolesne srebro łez cichych płynie.





Mniszki

Idą ciche, powiewne, przez jasne przestrzenie,
Przez łąk szmaragd sycony złocistemi skrami,
Przez biel sadów... tak idą białemi parami,
Jak stężałe w powietrzu modlitewne pienie.

Idą senne, jak duchów zakwefione cienie,
I tuląc wiotkie dłonie, jak konchy perłowe,
Sypią wokół okrągłe ziarna różańcowe —
Na zasiane fiołkami sypią traw zielenie.

W skrach słonecznych, te mrokiem wybielone ręce,
W jakiejś pieśni świetlanej akordy się wiążą...
I zda się, że tak idąc, wiedzą kędy dążą...

Oczy mniszek rozwarte, jasne i dziecięce,
Lotne stopy prowadzą, skrzydlate zachwytem,
W Atlantydy kraj śniony, przepojon błękitem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimiera Zawistowska.