Moja dusza jest łąką chaotycznych kwieci —
Czasem nęcą ją gwiazdy, czasem usta świeże,
A czasem, księżycowe ściele sobie leże
I z niego w wir życiowych rzuca się zamieci.
Moja dusza jest pieśnią lat długich stuleci —
Czasem rzewna, jak święte prababek pacierze,
Czasem, myślą goniąca mord, krew i grabieże,
Jak rumak bezwędzidlny, rozhukany leci.
Tej duszy śnią się Święte, lub też kurtyzany —
Dym kadzideł, skąpany w bakchicznej wonności —
I wówczas jej weselne śpiewają peany,
Że Rozkoszy potęgą świat powstał z nicości...
Lecz niebawem pokutna, znowu w prochu leży,
I z żalu na twarz padłszy — w Niebo jasne wierzy.
Wieniec Ci plotę — w szmaragdy mirtowe
Kładę dziewicze uskrzydlone pąki
Zerwane z Marzeń mistycznej Twej Łąki,
By Ci owiły skrzydła Ikarowe.
Twe skrzydła? Duszo? Patrz, w białą osnowę
Skrzydlatych pędów pną się kwiaty ziemi
I biel ich gniotą barwy jaskrawemi —
W purpurze szału — brutalne — zmysłowe.
Piłaś ich wonie?... Spragniona i głodna?
Duszo ma? Duszo z żaru i pieszczoty —
Mętną strug wodę lałaś w puhar złoty?
I toast życia wychyliwszy do dna,
Smutek pogrzebny masz popiołów urny?... .................
Duszo gdzież lot Twój? Lot Twych skrzydeł górny?
Idźcie z mej duszy — idźcie drogą mleczną
Po gwiazd gościńcu — a na wasze głowy
Deszcz niech upadnie — wonny — jaśminowy —
Budząc kapelę dźwięków napowietrzną.
Idźcie z mej duszy w krainę bajeczną,
Bo, raz umilkłszy, wasz śpiew bezechowy
Ów łuk przymierza rozerwał tęczowy,
Łuk, co był rzucon w mą duszę słoneczną.
Dziś dusza moja jest cichym grobowcem,
Wy, jak motyle w grobowcu zbłąkane,
Ranicie skrzydła o granitów ścianę.
Idźcie więc Cienie, chłonąć blask i wonie —
Bo tu kolumna tylko gromnic płonie —
A dym kadzideł wonieje jałowcem...
Czasem ma dusza jakby świetlna grota,
Godowych świateł nieci krąg olbrzymi.
I mar wygnanych wraca rój pielgrzymi
Przez umajone wraca zielem wrota.
Wchodzących wita gędźba lutni złota...
W struny kwiatami ktoś uderzył wiosny,
Więc grają wszystkie, grają hymn miłosny,
Grają jak słońca zawrotna pieszczota!... .................
Po co dłoń kładziesz gasząc świetlne łuny,
Ty widmo, przyszłe z pod kurhannych zwyży,
Ty, co w pierś chłoniesz jęk spróchniałych krzyży —
Po co dłoń kładziesz cisząc złote struny...
Zostaw — niech grają — niech się ucieleśni
Ostatni akord mej ostatniej pieśni...
Czerń skrzydeł Twoich rzucasz mi na lica —
A przez Twych skrzydeł okiennicę czarną,
Miast patrzeć w słońca ulewę pożarną,
Ja w chłodne srebro, patrzę, fal księżyca.
Jaki tam spokój i jaka tęsknica!
Ponad tą ziemią wystygłą, cmentarną,
Cisza swą lampę roztliwszy ofiarną,
Światłem ją próchen poi i podsyca.
Jaki tam spokój — bez miary — bez końca —
Siedziba duchów odesłanych z ziemi.
Duchy, co ziębły wśród powodzi słońca,
Ciszę tę chłoną oczyma sennemi,
I zaświatowy czując wiew błękitu,
Zastygłe, martwe, przędą sen niebytu.
Idziesz ku mnie?... Poza mną las krzyżów zczerniały,
Więc strudzonam jest bardzo... czczych szukałam cieni,
Po życiowych gościńcach, pielgrzymie sandały
Opylając w błotnistej łez i krwi bezdeni.
Zwiędłe kwiaty, blademu urągając czołu,
Wyostrzają się w kolce cierniowej obręczy —
A dłonie grzebią w urnie stygłego popiołu,
Swój umarły, a świetny ongi, sen młodzieńczy.
O biedny, wyszydzony, na strzępy podarty,
Śnie młodzieńczy o jasnym gmachu kryształowym —
Gdzie zaklęty królewicz, śniąc na lutni wsparty,
Ust mych czekał, by życiem natchnęły go nowem!
O sny zwiędłe! o kwiaty otrząśnięte z rosy!
Błękitne nad strumieniem niezabudek twarze!
O wonne młodem zielem polne sianokosy!
O cicho rozespane stepowe cmentarze!
Wszystko widzę dziś znowu w szeleście Twych kroków —
Słyszę baśnie i wonie z ogrodów młodości —
I czuję jak Twe dłonie już z błękitnych mroków,
Idą po mnie o Dobra, o pełna Litości... ....................
Lecz czemuż się do Ciebie trzeba wlec tak długo!...
I wpierw gorycz ssać z kwiatów bezwonnych korony...
I wpierw wargi napoić przydrożną trza strugą —
Aż przesytu dławiące w pierś się wedrą szpony,
Aż w Rozpaczy się przejrzym upiornej źrenicy,
Wężem Wstrętu omdlałe opaszem ramiona —
I strudzeni się staniem, jak bladzi pątnicy,
Na Golgocie swych marzeń, gdzie Bóg w prochu kona.