[121]SEN.
Bodajbym nie był usnął, albo się nie budził!
Obrazie czarujący! marzeń mych przedmiocie!
Niechbyś mi się nie zjawiał, albo wiecznie łudził;
Niż tak błysnął i zniknął, jak gwiazda w przelocie.
Ach! kto czuły, kto płonął miłośnym zapałem;
Ten zgadnie, że w marzeniach kochankę widziałem.
Tak! widziałem jéj postać; gdy na śniéżném ręku
Wsparła głowę i zefir igrał w jéj warkoczu;
Dosłyszałem westchnienia, dosłyszałem jęku;
Lecz, dłonią zasłonionych, nie widziałem oczu.
[122]
I nie wiém, dłoń tę będę wielbił czy przeklinał;
Bo wzrok jéj razem sercu roskosz i puinał.
Gałązkę z tajemniczéj zerwała rośliny,
I twarz się nagłym wstydu oblała strumieniem.
Chce powiedzieć; lecz w łonie wzruszoném Eliny
Lękliwy głos omdléwa tłumiony westchnieniem.
Nie prędkom się dobłagał gałązki i słowa;
Słowo to było kocham, gałązka myrtowa.
Kiedy los mój zaćmiony mgłą smutnych wydarzeń,
Gdy żalu z duszy wygnać na jawie nie zdołam;
Chciałbym jeszcze ją poić roskoszą tych marzeń;
Zamykam łzawe oczy i znowu snu wołam;
[123]
Lecz napróżnom, niestety! powiekę utrudził.
Bodajbym nie był usnął, albo się nie budził.