<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam Asnyk
Tytuł Poezye
Podtytuł Tom I
Wydawca Nakład Gebethnera i Wolffa.
Data wyd. 1898
Druk Gubrynowicz i Schmidt.
Miejsce wyd. Lwów
Indeks stron
Aszera.


Ponad ziemskim lecąc globem,
W brylantowych skrzę się rosach;
Wonne róże na mych włosach,
Z moich ramion spływa bluszcz;
Nad otwartym stanę grobem,
Pocałunki śląc namiętne,
I uwiodę cienie smętne
W lazurowych kraje puszcz.

Niegdyś, dawniej świat młodzieńczy
Rozmarzyłam w sen lubieżny,
Do mej piersi tuląc śnieżnéj,
W namiętności strojąc kwiat;
Dziś mię próżno róża wieńczy:
Zapoznane bóstwo błędne
Bez uścisków schnę i więdnę,
Opłakując dawny świat.


I choć tyle ognia w łonie,
W ustach pragnień niosę tyle,
Nie zlatują się motyle,
Aby wieczną rozkosz pić;
I kochanków próżno gonię,
Paląc lilie swym oddechem;
Nad przeszłości dźwięcznym echem
Zadumana muszę śnić.

Kwiaty więdną, blaski gasną,
Porankowych braknie rojeń,
I miłosnych już upojeń
Nie pożąda zimny tłum,
I zmysłową żądzę jasną,
Zapaloną w ust purpurze,
W melancholii topi chmurze
Lub przelewa w westchnień szum.

A za łzawą biegnąc perłą,
Ogniem życia już nie tryska;
Smutnie dymią ciał ogniska,
A nie dają ciepła już.
Brylantowe złożę berło
Lub na gwiazdy pójdę inne,
Bo tu lilie wód niewinne
Natrząsają się z mych róż.


Albo rzucę wzrok błyszczący
Między ciche zmarłych cienie:
Rozbujanej piersi drżenie
Może ruszy śpiący proch;
Może oddech mój gorący
Kości stopi i skrysztali...
Z zapomnienia wyjdą fali —
I kochanków odda loch.

Do mnie, do mnie, tu do łona!
Znów zakwitać, znowu płonąć
I w uściskach ciągłych tonąć
Spłyńcie, roje bladych mar!
Ja otwieram swe ramiona,
Pocałunkiem zmyję pleśnie:
Tam sen w grobie, tu raj we śnie
I miłości wieczny czar!

Czyż mam próżno sypać skarby
Gwiazd, korali, pereł, wieńców,
Rzęs jedwabnych i rumieńców,
Alabastrów miękkich ciał?
I w urocze przybrać farby
Pożądania rajskie drzewo,
By spłynęło łez ulewą,
A owoce wicher zwiał?


Młodość, piękność, wdzięk i siłę, —
Skwarem nieba, tchnieniem wiosny
Skojarzoną w splot miłosny —
Nieprzebyty okrył cień.
Adonisa dziś mogiłę
Wśród Byblosu wonnych zwalisk
Nie otacza rój odalisk,
Gorączkowych pełny drżeń.

Cześć rozkoszy bez uniesień
Serc nie pali i nie wskrzesza,
Słońc na chmurach nie zawiesza,
Nie przymnaża twórczych sił;
Namiętności smutna jesień
Życiodajne traci ognie,
Do harmonii ciał nie dognie
Obumarłych typu brył.

W opóźnionych pulsach świata
Erotyczna boska władza
Skrzepłych istnień nie odmładza;
Ledwie ciągnie dalszy byt.
Mych gołąbków tęcz skrzydlata,
Zawieszona u podwiązki,
Bez mirtowej wróżb gałązki,
Na jaśniejszy czeka świt.


Muszę rzucić błysk zmysłowy
I dzisiejszą łez opiłość
W wulkaniczną zmienić miłość,
Co poruszy nowy prąd:
Gdy rycerski proch grobowy
Mym uściskiem rozpłomienię,
Wyjdzie silne pokolenie
Chananejski zyskać ląd!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adam Asnyk.