Polacy w Ameryce/IX
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Polacy w Ameryce |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1902 |
Druk | M. Arct |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Wśród cech właściwych narodowi naszemu, dwie zwłaszcza wyróżniają wychodźtwo nasze z pośród wychodźców innych narodowości, a mianowicie: ofiarność na rzeczy tyczące się wiary, lub z wiarą posiadające choćby jaką taką łączność [1], oraz chęć posiadania własnego kawałka ziemi.
Stanowczo powiedzieć można, że żaden z wychodźców innej narodowości, wyznających wiarę katolicką i zamieszkujących ziemię amerykańską, nie jest, w stosunku do swej zamożności, tak hojny na rzecz kościoła, jak wychodźca polski.
Wśród Irlandczyków i Niemców katolików znajdują się bogacze, łożący też hojnie na kościół, łatwiej atoli wydać im na ten cel tysiące, a nawet dziesiątki tysięcy dolarów, niż chłopu polskiemu na wychodźtwie kilka dolarów; a jednak chłop ten polski, zarabiający w fabryce, kopalni lub przy robotach ziemnych, oskardem czy łopatą, przeciętnie 300 do 360 dolarów rocznie, wydaje na kościół od 40 do 60 dolarów co roku. Płaci na budowę kościoła, płaci na spłatę długów kościelnych, płaci za ławkę w kościele, płaci na szkołę parafjalną, płaci na fair’ach i piknikach parafjalnych. Żadna siostra zakonna, żaden ksiądz, zbierający składki, nie odejdą od drzwi jego z próżnemi rękoma. Choćby obarczony był liczną rodziną, choćby pracę miał licho płatną i ciężką, wychodźca płaci bez szemrania, bo uważa to sobie za obowiązek pierwszorzędny, bo to na chwałę Bożą.
Sewer w powieści swej „O świętą ziemię” znakomicie podchwycił rys charakterystyczny ludu naszego: dążenie do posiadania własnego kawałka gruntu. Cecha ta ujawnia się także jaskrawo na wychodźtwie. Nie mówiąc już o wychodźcach, zamieszkałych na roli, każdy z wychodźców, pracujących w mieście, dąży do tego, by choć skrawek ziemi nazwać swym własnym. W środku miast atoli oraz w bliższych środka dzielnicach grunty są drogie, najczęściej więc wychodźcy polscy osiedlają się na skrajach miasta, w dzielnicach mało zaludnionych, gdzie udziały (loty) gruntu są jeszcze tanie, a co główniejsze, gdzie można nabyć je na małe spłaty miesięczne.
Uciuławszy paręset dolarów, zakupuje wychodźca natychmiast cząstkę gruntu i buduje na niej na kredyt dom zwykle drewniany. W Ameryce dokonywa się taka tranzakcja bez wielkich zachodów. Usłużny przedsiębiorca, zawarowawszy się skryptem, na mocy którego ma prawo w razie uchybienia w opłacie rat miesięcznych, odebrać swą własność — sprzeda grunt i wystawi kompletny dom, za opłatą paruset dolarów zadatku. Wychodźca staje się tedy właścicielem upragnionej siedziby, jest, jak w „starym kraju”[2], na własnych śmieciach, we własnem obejściu.
System taki ma strony dodatnie, potęguje bowiem oszczędność, zapewnia kąt na stare lata, przynosi jaki taki dochód, jeżeli dom jest na dwie lub trzy rodziny. Ma jednak i strony ujemne, bo wychodźca, stając się zależnym od przedsiębiorcy, chwyta się bylejakiej pracy, pracuje w jak najgorszych warunkach, i gdy przedstawiciele innych narodowości dążą do poprawienia bytu swego, do wywalczenia sobie lepszych warunków u pracodawców, on trzyma się zdala od tych usiłowań, by zarobku nie stracić, by mieć czem zapłacić ratę miesięczną. Bywa skutkiem tego pogardzany i znosić musi wiele nieprzyjemności ze strony towarzyszów swych Amerykanów, Irlandczyków lub Niemców.
Pod innym jeszcze względem chciwość posiadania źle przedstawia wychodźców polskich w oczach amerykanów.
Oto, pragnąc zaoszczędzić jak najwięcej ze swego zarobku, mieszkają ciasno i brudno.
Towarzystwo, zajmujące się badaniem warunków sanitarnych w dzielnicach ludowych miasta Chicago, ogłosiło w maju 1901 r. w dzienniku „Chicago Tribune” sprawozdanie, w którem oświadcza, że Polacy, zwłaszcza w najgęściej zaludnionej dzielnicy polskiej, między ulicami: Noble, Blackhawk, Dickson i Ashland avenue, mieszkają nie lepiej od słynnych z niechlujstwa Włochów, Żydów, a nawet Chińczyków.
Smutne to świadectwo.
Z drugiej strony inne badania wykazały już niejednokrotnie, że wychodźca polski jest pracowitszy, oszczędniejszy i zasobniejszy, niż wychodźcy innej narodowości.
Co lepsze?
Tem pytaniem zakończę szkic niniejszy o życiu i działalności wychodźców polskich w Ameryce Północnej.