Pollyanna/Rozdział II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eleanor H. Porter
Tytuł Pollyanna
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. ok. 1932
Druk Zakł. Graf. i Wyd. B. Matuszewski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Juszkiewicz
Tytuł orygin. Pollyanna
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ II.
Przybycie Pollyanny.

Nansy, stosując się do wskazówek swej pani, starannie wymyła i wyczyściła pokoik na poddaszu, lecz robiła to nie tyle z polecenia panny Polly, ile z pewnej sympatji, jaka powstała w jej duszy do Pollyanny, chociaż jej jeszcze nie znała. Nansy, wiedziona instynktem, wyczuwała, że przybycie Pollyanny zmieni tryb życia w domu na wzgórzu i może rozgrzeje atmosferę zimna, która panowała tu na każdym kroku.
Nansy zwierzyła się ze swemi myślami staremu Tomaszowi, ogrodnikowi, lecz ten nie podzielał jej przypuszczeń i nadziei, bo służył tu znacznie dłużej i nie wierzył, aby coś mogło rozgrzać zlodowaciałą duszę panny Polly.
W kilka dni potem nadeszła krótka depesza, zawiadamiająca o dniu przyjazdu Pollyanny.
Panna Polly nie uważała, aby oczekiwanie Pollyanny na dworcu wchodziło w zakres niezbędnych obowiązków, pozostała więc w domu, a na kolej wysłała Nansy.
Poznać małą pasażerkę nie stanowiło żadnej trudności, była ona bowiem jedyną, która wysiadła z pociągu w Beldingsville.
W powrotnej drodze Pollyanna, która poczuła odrazu sympatję do Nansy, opowiedziała jej w kilku słowach swoje przejścia po śmierci ojca. Ponieważ została sama, samiuteńka na świecie, umieszczono ją chwilowo w miejscowej ochronce koła opieki. Parę tygodni, spędzonych tam do chwili wyjazdu, wydawały jej się latami, a obecnie była tak szczęśliwa, że ukochana ciocia, choć nieznana, zgodziła się wziąć ją do siebie.
Nansy, chociaż była prostą dziewczyną, zrozumiała jednak odrazu, że promienny i radosny nastrój dziewczynki nie spotka oddźwięku w duszy panny Polly, nic jednak nie mówiła, słuchając z przyjemnością szczebiotu dziewczynki.
Gdy wreszcie Pollyanna z Nansy stanęły na progu, panna Polly nie wstała, aby przywitać siostrzenicę. Podniosła tylko oczy od książki, którą trzymała, i na powitanie wyciągnęła rękę, na każdym palcu której dużemi literami było jakby wypisane słowo „obowiązek“.
— Jak się masz, Pollyanno? Ja......
Nie mogła jednak powiedzieć nic więcej, gdyż dziewczynka w paru susach przebiegła pokój i rzuciła się w objęcia ciotki, zgorszonej tym niespodziewanym atakiem.
— Ciociu, kochana ciociu Polly! Jak bardzo się cieszę, że ciocia pozwoliła mi przy sobie zamieszkać — mówiła przerywanym głosem dziewczynka. — Ciocia nie ma pojęcia, jak przyjemnie będzie z ciocią i z Nansy po tych paniach z koła opieki!
— Możliwe; chociaż nie znam tych pań, należących do koła opieki — odparła panna Polly, starając się wyswobodzić z uścisku małych rączek i rzucając rozgniewany wzrok w stronę Nansy, stojącej wciąż na progu.
— Nansy może odejść! Pollyanno, proszę zachowywać się przyzwoicie. Nawet nie zdążyłam cię obejrzeć!
Pollyanna cofnęła się wciąż uśmiechając się, już jednak z pewnem zakłopotaniem.
— Rzeczywiście! Ale ja nie jestem ładna, bo mam piegi. Poza tem muszę cioci wytłumaczyć pochodzenie tej sukienki w duże czerwone kraty, dziurawej na łokciach. Ojciec mój mówił......
— Dosyć, Pollyanno! Proszę nie myśleć o tem, co mówił ojciec — przerwała sucho panna Polly. — Masz pewnie jakiś kuferek z rzeczami?
— O tak, ciociu! Panie z koła opieki podarowały mi ładny kuferek. Coprawda, niema tam nic nadzwyczajnego, gdyż ostatniemi czasy koło opieki nie otrzymywało prawie wcale ubrań dla dziewczynek; lecz są tam książki ojca, bo pani White mówiła, że muszę je wziąć ze sobą. Ciocia wie, że tatuś......
— Pollyanno! — przerwała znów ciotka — jedno musisz zrozumieć i zapamiętać: nie życzę sobie, abyś mi wspominała o swym ojcu!
Dziewczynka wstrzymała oddech.
— Czyżby ciocia chciała powiedzieć, że... zatrzymała się, jakby szukając odpowiednich wyrazów, a panna Polly skorzystała z tej przerwy, mówiąc:
— Chodźmy teraz do twego pokoju. Kufer już pewnie tam jest. Chodź za mną.
Pollyanna bez słowa protestu udała się za ciotką z oczyma pełnemi łez, lecz z główką podniesioną do góry.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eleanor H. Porter i tłumacza: Władysław Juszkiewicz.