Portal katedry
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Portal katedry |
Pochodzenie | O bohaterskim koniu i walącym się domie z Dzieła poetyckie Tom 6 |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze E. Wende i Sp. (T. Hiż i A. Turkuł) |
Data wyd. | 1912 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór Cały tom 6 |
Indeks stron |
Zalim jest godzien przestąpić próg katedry?
Bramy jej otwarte dla cichych, a żal mój bywał głośny.
Wczoraj.
Lecz dziś opancerzyłem już piersi i gardło ściśnięte mam żelaznym kołnierzem, nie wołam, nie krzyczę, a tylko niemotą zdumionego wzroku próbuję mówić z głazami.
Stoję na trzecim stopniu.
Potężne ostrołuki, w kwiaty rzeźbione obramienia wnęk, Jakubowe symetryczne drabiny świętych, kolumny, pilastry, półsłupy, kapitele, czterolistne krzyże, galerye, fiale, obsypane krabami.
Słońce cień swój wydłuża i rzuca go na króla w kamiennej, liliowej koronie, w sukni o martwych fałdach, nie sięgających kostek. Płaskookrągłe nogi wysunęły się ponad krawędzie kroksztynu, w jednej ręce zwietrzałe jabłko, w drugiej berło, którego szczyt objadły deszcze. Włosy i broda w regularnych zesztywniały kędziorach, a oczy bez źrenic, dwie nieruchome gałki, uwięzły gdzieś w dali.
Paszcze gargul i maszkar wiszą rozwarte nademną: lwice z wyciągniętym lubieżnie karkiem, dzioby kruków, zwrócone ku ścierwu ludzkiego grzechu, dyabły rogate, pazurami przygniatające wieprza na olbrzymiem jądrze nieczystości, makarele o zapadłych z rozpusty policzkach.
O dniu radosny, w którym było mi dane dotrzeć do głębi duszy, wyprowadzić z niej bliźniacze rodzeństwo, podziw i pokorę, i w niewysłowionych modłach kazać im wielbić portal gotyckiej katedry.
Zapaliły się czerwone, niebieskie, fioletowe, zielone i żółte gwiazdy w wielkim, okrągłym witrażu, od zachodniego słońca spłonęły marmurowe pochodnie aniołów, strzegących Dziewicy, Chrystus, przed chwilą jeszcze uwięzion w trójkącie tympanonu, stanął ponad pastuszym swym żłobem, ponad heblem i dłutem ojcowskiego warsztatu i, żywe podniósłszy dłonie, głaźnemi poruszył wargami i błogosławił dzieciństwo, swoje i moje, dzieciństwo biednego człowieka...