Porwanie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Porwanie |
Pochodzenie | Poezye Alexandra Chodźki |
Data wyd. | 1833 |
Druk | Nowa Drukarnia Pompejusza i Spółki |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Aleksander Chodźko |
Pochodzenie oryginalne | Chants populaires de la Grèce moderne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
... One touch to her hand, and one word in her ear
When the reach’d the hall door, and the charger stood near;
So light to the croup the fair lady he swung,
So light to the saddle before her he sprung:
„She is won! we are gone over bank busch and scaun,
They’ll have fleet steeds that follow“ quoth young Lochinvar.
There was mounting ’mong Groemes of the Netherby clan,
Forsters, Fenwicks, and Musgraves, they rode and they ran,
There was racing and chasing on Cannobie Lee,
But the lost bride of Netherby ne’er did they see.
Raz kiedy jeść obiad usiadłem przy stole,
Miecz szczęknął na ścianie, koń zarżał przed sienią.
I zaraz przeczułem, że Zosię mą żenią,
Że w oczach ze łzami, s kwiatami na czole,
Oddali ją komuś rodzice przedajni.
Więc wstaję i co tchu mam biegę do stajni.
„O stado! strzegłem cię jak własnéj méj głowy;
Karmiłem, poiłem, pieściłem za młodu,
Dziś któż mię zaniesie na zachód od wschodu,
Nim zgaśnie ta iskra, co pryśnie s podkowy?”
I konie u żłobów się gryzły i rżały.
„Posłuchaj mię Panie,” rzekł rumak schorzały.
„Nie w moim już wieku biedź z wiatrem w zawody,
Lecz sił mych ostatkiem chcę służyć wam obu,
Twa Zosia mi owsa przyniesie do żłobu,
Przemówi, pogłaszcze i z dłoni da wody;
Ruszajmy! ty panie weź pośpiech za godło!”
Więc siodła go szybko i skacze na siodło.
„Ostrzegam, zwiąż głowę, odepnij ostrogi,
A trzymaj się mocno, pejcz tylko weź w ręce;
Bo kiedy przypomnę me lata źrzebięce,
Wytrącę cię s siodła, podbiję pod nogi.”
Rzekł i mil czterdzieście dwie ubiegł za chwilę,
I jeszcze czterdzieście i jeszcze trzy mile.
Pan prosił: „zrządź Boże niech ujrzę Rodzice,
„Niech ojciec w winnicy ostrzyga szpalery."
Kto szczérze się modli, wysłuchan jak szczéry.
Przyjeżdża, aż właśnie strzygł ojciec winnicę.
Głos zmienił i jakby nieznając Rodzica,
„Bóg pomóż staruszku! czyja to winnica?"
„Winnicę tę, gościu, hoduję dla Jana,
Dla syna mojego; on niewié o niczem,
A jego dziewczyna z anielskiém obliczem
Dziś komu innemu za żonę oddana,
Ze łzami na oczach, s kwiatami na czole.“
— „Staruszku! czy znajdę ich jeszcze przy stole?"
— Gdy koń twój jak piorun, to znajdziesz przy stole;
Gdy koń twój jak strzała, to już się pobiorą."
„Ah! koniu mój, koniu mój, koniu mój skoro!"
I tylko się pyłu kłąb toczył przez pole.
Bo koń mil czterdzieście dwie ubiegł za chwilę,
I jeszcze czterdzieście i jeszcze trzy mile.
Pan prosił: „zrządź Boże jak syn się spodziéwa,
Niech matka w ogrodzie polewa kwatery."
Kto szczerze się modli, wysłuchan jak szczéry.
Przyjeżdża, aż matka w ogrodzie poléwa.
„Bóg pomóż staruszko! kto panem ogrodu?“
— „O gościu! ten ogród był moim za młodu;
Na starość mój ogród oddałam dla Jana,
Dla syna mojego, on niewié o niczem,
A jego dziewczyna z anielskiém obliczem
Dziś komu innemu za żonę oddana,
Ze łzami na oczach, s kwiatami na czole!"
— „Staruszko! czy znajdę ich jeszcze przy stole?"
— „Gdy koń twój jak piorun, to znajdziesz przy stole;
Gdy koń twój jak strzała, to już się pobiorą.“
— „Ah! koniu mój, koniu mój, koniu mój skoro!“
I tylko się pyłu kłęb toczył przez pole.
Bo koń mil czterdzieście dwie ubiegł za chwilę,
I jeszcze czterdzieście i jeszcze trzy mile.
Koń zarzał przed gankiem. Wybiegła dziéwczyna,
I wraca: „Kto to się tam s tobą uśmiéchał?“
— „Najmłodszy brat do mnie s posagiem przyjechał“
„Gdy brat twój najmłodszy, weź, wynieś mu wina;
Lecz gdy tu przyjechał najmłodszy kochanek,
Chandżarem[1] go witać wybiegę na ganek.“
— „O nie, nie! S posagiem przyjechał brat do mnie.“
I puhar wynosi. Koń przykląkł na ziemię;
„Daj puhar — ostróżnie — za grzywę — na strzemię,
„Przytul się i rączki twe opasz koło mnie.“
I wiatru skrzydłami poleciał przez błonie.
A Turcy co rychléj do broni, na konie.
I choć już nie widać ni konia, ni pyłu,
Choć wiatr by niedognał, dogonić ich chcieli.
Ci, których koń piorun, pył tylko ujrzeli,
Ci, których koń strzała, zostali się s tyłu.
Pogonią znużeni, wrócili się z błonia,
Niewidząc ni Jana, ni pyłu, ni konia.