Pracownicy morza/Część druga/Księga trzecia/III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Pracownicy morza
Wydawca Bibljoteka Romansów i Powieści
Data wyd. 1929
Druk Grafia
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Faleński
Tytuł orygin. Les Travailleurs de la mer
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.
Objaśnienia odgłosu któremu Gilliatt przysłuchiwał się.

Wielki zjazd wiatrów na ziemi miewa miejsce około porównania dnia z nocą. W tym czasie waga pomiędzy zwrotnikiem a biegunem kołysze się i olbrzymi ruch powietrzny wylewa swój przypływ na jedno półsferze — a odpływ na drugie. Są zodyakalne znaki uwidomiające to zjawisko: Wagi i Wodnik.
Jest to pora burz.
Morze czeka i milczy.
Czasami niebo nieosobliwie wygląda; bywa sine, wielka ciemna płachta je zalega. Marynarze z niespokojnością spoglądają na to zgniewane oblicze cienia.
Ale czego najwięcej się obawiają, to jego zadowolonego oblicza. Uśmiechnięte niebo podczas porównania dnia z nocą, to łaszcząca się burza. Podczas takiego stanu nieba, amsterdamska Wieża Płaczek zapełniała się kobietami rozpatrującemi widnokrąg.
Gdy spóźnia się wiosenna lub jesienna burza, znaczy to, iż bardziej się skupia. Robi oszczędności, by pustoszyć. Nie należy ufać jej zaległościom. Ango mawiał: Morze, to dobry płatnik.
Gdy oczekiwanie jest zbyt długie, morze zdradza swą niecierpliwość tem większą ciszą. Magnetyczne tylko wytężenie uwidomia się w tem, co możnaby nazwać zapaleniem wody. Z fal występuje jasność. Powietrze elektryczne, woda fosforyczna. Majtkowie czują znużenie. Chwila ta jest szczególnie niebezpieczna dla iron clads (statków żelaznych); ich metalowe pudło może być przyczyną mylnego wskazywania kompasu i przyprawić o zgubę. Zaatlantycki parowiec Yawa zginął takim sposobem.
Dla oswojonych z morzem dziwny jest widok jego w takich chwilach; rzekłbyś, iż pożąda i zarazem obawia się burzy. Natura tak urządziła. Kojarzenia się niektóre, bardzo zresztą pożądane, bywają zrazu w ten sposób przyjmowane. Lwica rozogniona ucieka przed lwem. Tak samo i morze; i ono bywa roznamiętnione. Stąd jego drżenie.
Wielkie małżeńskie gody odbędą się niebawem.
Te gody, jak wesela starożytnych cezarów, obchodzone bywają wytępieniem. Jest to uczta zniszczeniem przyprawiona.
Tymczasem zdaleka z morskiego przestworza, z niedostępnych szerokości, z sinego widnokręgu samotni, z głębi bezgranicznej swobody — przybywają wichry.
Baczność! oto idzie dzieło porównania dnia z nocą.
Burza spiskuje. Stara mitologja przeczuwała nieokreślone osobistości, łączące się z rozprzężoną naturą. Eol umawia się z Boreaszem. Porozumienie żywiołu z żywiołem jest niezbędne. Rozdzielają one między siebie robotę. Trzeba nadać popęd fali, chmurze, napływowi; noc jest sprzymierzeńcem; trzeba ją zużytkować. Są busole, które trzeba zmylić, ognie, które mają być pogaszone, wieże strażnicze, które ciemnicą otoczyć należy, gwiazdy, które ukryć wypada. Niechże się morze do tego przyczyni. Wszelką burzę poprzedza szmer. Poza widnokręgiem słychać szeptanie przed huraganem.
Jest to właśnie to, co słychać w ciemności, w oddaleniu, pośród przerażającej ciszy morskiej.
Gilliatt słyszał straszliwe te szepty. Fosforyczne światło było pierwszą zapowiedzią, owo mruczenie drugą.
Jeżeli istnieje szatan Legion, to niezawodnie jest on wiatrem.
Wiatr jest wieloraki, ale powietrze jedno.
Stąd wynika, że wszelka burza jest mieszaniną; wymaga tego jednolitość powietrza.
Burza obejmuje wszelką otchłań. Ocean cały współdziała wichrom. Ogół sił występuje na linię. Fala, to otchłań na dole — wicher, to otchłań w górze. Mieć do czynienia z burzą, znaczy to mieć do czynienia z całem morzem i całem niebem.
Messier, marynarz, zamyślony astronom z izdebki w Cluny mawiał: Wiatr przestrzeni jest wszędzie. Nie wierzył on w wiatry uwięzione, nawet na morzach mających granice. Nie istniały dla niego wiatry śródziemne. Mówił, że poznaje je po przechodzie. Twierdził, że tego a tego dnia, o tej a o tej godzinie Föhn z jeziora konstancyeńskiego, dawny Favoni Lukrecjusza, przelatywał nad paryskim horyzontem; innego dnia Bora z Adrjatyku, innego wirujący Notus, jak utrzymują, zamknięty w Cykladach. Rozróżniał on ich ruchy. Nie przypuszczał, by wiatr południowy, kręcący się między Maltą i Tunisem i takiż wiatr między Korsyką i wyspami Balearskiemi, znajdowały się w niemożności ucieczki. Nie przypuszczał, by wiatry siedziały w klatkach jak niedźwiedzie. Mówił, że „każdy deszcz przybywa od zwrotnika, a każda błyskawica od bieguna”. Rzeczywiście wiatr nasyca się elektrycznością w miejscu, gdzie koło równika przecina się z kołem zodjakalnem. Z pod równika przynosi płynne, z pod bieguna ciekłe.
Wszędobecność — to jest wiatr.
Nie znaczy to wszakże, by nie istniały strefy wietrzne. Niemasz nic gruntowniej udowodnionego, jak powiewy w stałym kierunku: i przyjdzie czas, w którym powszechna żegluga, posługując się powietrznemi statkami, które przez słabość dla greczyzny nazywamy aeroskafami, zużytkuje te główne prądy. Kanalizacja powietrza przez wichry nie ulega zaprzeczeniu; są rzeki wichrów wikęsze i mniejsze, są strumienie wiatrów; tylko odgałęzienia wiatrów tworzą się w odwrotnym kierunku niż rozgałęzienia wody. Tu strumienie wypływają z rzek, a nie wpadają w nie; stąd zamiast skupienia, powstaje rozproszenie.
To właśnie rozproszenie tworzy solidarność wichrów i jedność atmosfery. Jeden atom ruszony z miejsca porusza drugi. Wszystek wiatr porusza się razem. — Do tych głębokich przyczyn nieładu dodać należy nierówności kuli ziemskiej, dziurawiące powietrze wszystkiemi górami, tworzące węzły i skręty w przebiegu wiatru i wszystkich kierunkach, wytwarzając prądy sobie przeciwne. Nieograniczone promieniowanie!
Zjawisko wiatru, to potrącanie się dwóch oceanów o siebie — mknącego oceanu powietrza, zawieszonego nad oceanem drżącej wody.
Niepodzielność nie układa się w przegrody. Niema krat między jedną a drugą falą. Wyspy kanału La Manche czują popchnięcie poczęte na przylądku Dobrej Nadziei. Wszechświatowa marynarka stawia czoło jednemu potworowi. Całe morze jedną jest hydrą; okrywają ją fale jak rybia skóra. Ocean jest to Lewiatan.
Na tę jedność spada niezliczoność.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Felicjan Medard.