Pracownicy morza/Część pierwsza/Księga czwarta/VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Pracownicy morza
Wydawca Bibljoteka Romansów i Powieści
Data wyd. 1929
Druk Grafia
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Faleński
Tytuł orygin. Les Travailleurs de la mer
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.
Na co zdało się rozbitkom spotkanie ze sloopem.

Porównanie dnia z nocą wcześnie się oznajmia na kanale Manche. Wąskie to jest morze i ciasno na nim wichrom, więc się gniewają. Począwszy od lutego, wieje tam wiatr zachodni, miotający falami we wszystkich kierunkach. Żegluga poczyna być niepewną, a ludność nadbrzeżna spogląda na sygnałowe maszty i mocno się zajmuje statkami, mogącemi być w niebezpieczeństwie. Morze staje się zasadzką; niewidzialna trąba bojowa otrąbią niewiadomo jaką wojnę; wielkie wybuchy szalonego oddechu wstrząsają widnokrąg; straszliwy wieje wicher. W ciemnościach coś dmie i świszczy. W głębi chmur czarne oblicze burzy wydyma policzki.
Wiatr jest jednem niebezpieczeństwem, mgła drugiem.
Mgła zawsze nabawia żeglarzy niepokoju. Są mgły, podczas których zawieszają się w powietrzu mikroskopijne graniastosłupy lodu, o których mówi Mariot, że tworzą jasne kręgi dookoła ciał niebieskich, tarcze słoneczne i księżycowe odbite w chmurach. Mgły burzliwe są natury złożonej; rozmaite wyziewy różnej bezwzględnej wagi, łączące się z wyziewami wody i piętrzące się jedne nad drugiemi w pewnym porządku, dzielą mgłę jakby na pokłady i tworzą z niej ustrój, formację. Na dole mieści się jod, nad nim siarka, wyżej brom, a jeszcze wyżej fosfor. Objaśnia to w pewnym stopniu wiele zjawisk spowinowaconych z natężeniem elektryczności i magnetyzmu: jak ogień Św. Elma, Kolumba i Magellana, gwiazdy, przelatujące koło statków, o czem mówi Seneka, — dwa płomienie Kastora i Poluxa, wspomniane przez Plutarcha, — legjon rzymski z płomiennemi, jak zdawało się Cezarowi, włóczniami, szczyt zamku Duino we Friulu, iskrzący się, gdy szyldwach dotknie go żelazem swej piki, a być może, że i owo promieniowanie z dołu, które starożytni nazywali „ziemskiemi błyskawicami Saturna”. Ogromna stała mgła pod równikiem zdaje się opasywać kulę ziemską; jest to tak zwany „Cloud-ring“, pierścień chmur, oziębiający okolice podzwrotnikowe, tak, jak znowu „Gulf-stream” (prąd morza idący od zatoki meksykańskiej ku zachodnim wybrzeżom Europy i północy) rozgrzewa miejscowości, leżące pod biegunem. Pod pierścieniem chmur mgła jest zgubną; tu właśnie leżę stopnie geograficznej szerokości, tak zwane końskie, „Horse latitude”. Żeglarze ostatnich wieków w tem miejscu właśnie wrzucali w morze konie podczas burzy, by ulżyć okrętowi i zaoszczędzić zapas wody. Kolumb mawiał: „Nube abaxo es muerte”, niskie chmury to śmierć. Etruskowie, będący tem dla meteorologji czem Chaldejczycy dla astronomji, mieli dwie najwyższe władze duchowne, jedną pioruna, drugą chmur. Kapłani pierwszej, „fulguratorii” badali błyskawice; kapłani drugiej, „aquilegae”, robili spostrzeżenia nad mgłą. Od kollegjum kapłanów-augurów zasięgali rady Tyryjczyczy, Fenicjanie, Pelazgowie i wszyscy pierwotni żeglarze starożytnego „Mare internum” (morza śródziemnego). Wówczas już odgadywano, jak powstają burze; zjawisko te w ścisłym jest związku z powstawaniem mgły — i właściwie oba są jednej i tej samej natury. Mgły zbierają się w trzech miejscach oceanu: pod równikiem i pod obydwoma biegunami; marynarze jedną je oznaczają nazwą „garnka z czernidłem”.
Pod żadną szerokością mgła jest niebezpieczna, a głównie w kanale la Manche, podczas porównania dnia z nocą. Nagle na morzu robi się z dnia noc. Jednem z niebezpieczeństw, na jakie naraża mgła nawet niezbyt gęsta, jest to, iż ze zmiany barwy wody niepodobna wnioskować o dnie morskiem. Wynika stąd okropna niepewność co do miejsc, w których leżą podwodne skały i mielizny. Statek może znajdować się tuż przy nich, a nic bliskości ich nie zapowiada. Często się zdarza, iż płynący okręt niema innego środka, jak zarzucić kotwicę, albo tak rozwinąć żagle, by nie ruszać się z miejsca. W czasie mgły, rozbicia statków zdarzają się równie często, jak podczas burzy.
A jednak mimo gwałtownego wichru, który nastąpił po jednym z takich dni mglistych, pocztowy statek „Cashmere” najszczęśliwiej przybył z Anglji i wpłynął do portu Saint-Pierre w chwili, gdy pierwszy promień dzienny wynurzył się z morza, a na zamku Cornet witano strzałem działowym wschód słońca. Czekano tego statku, bo na nim miał przybyć do Saint-Sampson nowy pastor. Wkrótce po przybiciu statku do brzegu, rozeszła się pogłoska, że spotkał w nocy na morzu łódź z rozbitkami.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Felicjan Medard.