Pracownicy morza/Część pierwsza/Księga druga/I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Pracownicy morza
Wydawca Bibljoteka Romansów i Powieści
Data wyd. 1929
Druk Grafia
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Faleński
Tytuł orygin. Les Travailleurs de la mer
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.
Życie ruchliwe a sumienie spokojne.

Mess Lethrerry, jeden ze znakomitszych mieszkańców w Saint-Sampson, pierwszorzędnym był marynarzem. Wiele w swem życiu żeglował. Był kolejno uczniem marynarki, majtkiem łatającym żagle, strażnikiem na szczycie masztu, robotnikiem u rudla, zawiadowcą rzemieślników okrętowych, naczelnikiem załogi, sternikiem, dowódcą okrętu. Obecnie był armatorem, to jest właścicielem statku. Nikt lepiej od niego nie znał się na morzu. Przy ratowaniu rozbitków nikt mu nie dorównywał w odwadze. W czasie burzy chodził on wzdłuż wybrzeża przypatrując się widnokręgowi. Co to tam widać w oddali? To ktoś w kłopocie. To statek z Weymouth, kutter z Aurigny, łódź z Courseille, yacht lorda; to statek Anglika, Francuza, bogacza, biedaka. Niech sobie będzie i djabła, mniejsza o to! Lethierry wskakiwał do łodzi, przwoływał dwóch albo trzech zuchów, a często obchodził się bez nich; chwytał za wiosło, wypływał na morze, to wznosił się na szczyt fali, to opadał na dół, zagłębiał się w huraganie, szedł naprzeciw niebezpieczeństwa. Widać go było z daleka po rozkołysanem morzu, jak stał w łodzi zlany ulewę, pośród błyskawic, z obliczem lwa o grzywie z piany. Często schodził mu tak cały dzień w pośród narażania się ciągłego, fal gradu, wichrów, zatargach z burzą; docierał do ginącego statku, ratował ludzi, ładunek, a wieczorem powracał do domu i robił pończochy.
Takie wiódł życie przez lat pięćdziesiąt — od dziesiątego do sześćdziesiątego roku. Z nadejściem sześćdziesiątego roku spostrzegł, iż nie podniesie już jedną ręką kowadła w kuźni Varelin, ważącego trzysta funtów — a wkrótce opanowały go reumatyzmy. Trzeba było wyrzec się morza. Skończył się dla niego żywot bohaterski, patrjarchalny się zaczął. I został poprostu starowiną.
Jednocześnie z nabyciem reumatyzmu doszedł do zamożności. Te dwa owoce pracy chętnie trzymają się razem. W chwili, gdy człowiek staje się bogatym, rozbija go paraliż. To uwieńczenia życia.
Mówimy sobie: teraz używajmy!
Na wyspach, jak Guernesey, ludność składa się z osób, które przez całe życie nie chodziły dalej jak wokoło własnego ogrodu, i osób, które spędziły życie na objeżdżaniu świata. Są tam dwojakiego rodzaju oracze: jedni orali ziemię, drudzy morze. Mess Lethierry należał do tych drugich. Znał jednak i ziemię. Żywot jego był ciężkim żywotem pracownika. Mess Lethierry podróżował po lądzie, był pewien czas okrętowym cieślą w Rochefort, potem w Cette; schodził Francję jako czeladnik ciesielski; pracował przy maszynach służących do osuszania kopalni soli w Franche-Comté. Życie tego zacnego człowieka było awanturnicze. We Francji nauczył się czytać, myśleć i mieć wolę. Do wszystkiego rękę przykładał i ze wszystkiego wyciągnął uczciwość. W gruncie był to majtek. Woda była jego światem. Jednem słowem całe niemal jego istnienie poświęcone było oceanowi — rzucona w wodę, jak mawiał. Żeglował on po wielkich morzach, po Atlantyku i oceanie Spokojnym, ale przenosił nad nie kanał Manche, i z uwielbieniem wykrzykiwał: O! ten to twardy! Tam się urodził i tam pragnął umrzeć. Objechawszy świat parę razy i wiedząc co o nim trzymać należy, powrócił do Guernessey, kroku już ztamtąd nie robiąc. Wędrówki jego ograniczały się odtąd na przejeździe do Granville i Saint-Malo.
Mess Lethierry był rodem z wyspy Guernessey, więc był Normandczykiem, więc Anglikiem — zatem Francuzem. Tkwiła w nim taka czworaka ojczyzna, zanurzona, lub raczej zatopiona w ojczyźnie większej: oceanie. W ciągu całego swego życia i wszędzie zachował obyczaje normandzkiego rybaka.
Mimo to lubił przy sposobności rozłożyć jaką starą księgę i czytać; znał nazwiska filozofów i poetów — i szwargotał potrosze wszystkiemi językami.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Felicjan Medard.