Praktyczne lekcye anatomii
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Praktyczne lekcye anatomii |
Podtytuł | Opowiadanie pana Grünfischa |
Pochodzenie | Monologi. Serya druga |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i S-ki |
Data wyd. | 1898 |
Druk | Drukarnia Artystyczna S. Sikorskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Franciszek Kostrzewski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Nie potrzebuję państwu opowiadać, że nie jestem bynajmniej uczonym doktorem.
Uniwersytet znam tylko z widzenia, a do tego miejsca, do tej sali, w której prują nieboszczyków i patrzą, co w nich we środku jest, nie wszedłbym za żadne w świecie skarby.
Jestem maleńki finansista, i to bardziej komisowy, pośredniczący w interesach, aniżeli prawdziwy. Trochę pieniędzy mam, ma się rozumieć — bo dlaczego nie mam mieć?... Raz na parę lat potrafię wyjechać na kuracyę za granicę; a kiedy wydawałem za mąż moją najstarszą córeczkę, pannę Reginę, to położyłem na stół całe dwa tysiące rubli — a przecież to jest ładny kawałek pieniędzy!...
Czy ja mogłem kiedy przypuścić, że będę znał wyższe doktorskie nauki... taką naprzykład anatomię?!
Ja pracowałem spokojnie przez całe życie... Naprzód cokolwiek uczyłem się w che... to jest w takiej niższej szkółce handlowej; potem przechodziłem kurs w różnych innych zakładach, co już nawet nie pamiętam; potem byłem dla praktyki w kantorze, zanim samodzielnie zacząłem pracować w kleju...
To nie jest zły interes, tylko, że inne łajdaki zrobili już dużą konkurencyę.
Ja byłem chłopak młody, elegancki, ja lubiłem chodzić w cylinder, mieć na oku kawałek szkiełka, w ręku ładną laseczkę... ja nawet trochę hulałem. Co państwo chcecie, człowiek młody... miałem przyjaciół...
Nieraz, jak przyszliśmy we trzech, to nas było pełne całe Eldorado! Ach, to jest, jak Włoch lubi powiadać: „tępe passate,“ ale naprawdę to było „ostre passate,“ — nieraz pukał szampan — a piwo to płynęło jak rzeka...
Pamiętam, była panna Esmeralda, Hiszpanka... znałem ją od małego dziecka, bo jej ojciec miał na Czarnej ulicy sklepik... to jest... co ja powiadam? Widocznie pamięć mi nie służy... ona była hiszpańska Hiszpanka z samego Wiednia, szansonistka pierwszej próby... Nieraz jadałem z nią kolacyę.
Przy tem ja się nauczyłem z anatomii: że w kotlecie cielęcym jest kostka, a w kurczętach nadzienie.
Ja pozwalałem sobie jeść w restauracyi — to trudno — od wczesnej młodości miałem cokolwiek libertyńskie liberalności w głowie i do dziś dnia zawsze chodzę nietylko z laską, ale i z postępem. Ja też mam cokolwiek wykształcenia; a chociaż długi czas pracowałem tylko w kleju, jednak trafiało mi się czytywać książki, a co do gazet — to nie przepuściłem ani jednego ogłoszenia o licytacyi... Wszystkiem czytał...
Ta szansonistka Esmeralda kosztowała mnie trochę pieniędzy — ale na co ja to państwu opowiadam? Było, stało się, przepadło, czas przeszedł...
Ja miałem wujaszka... Pewnie go państwo znali — taki był pan w angielskim surducie, z piękną brodą, aksamitną czapkę zawsze nosił — więc jak on dowiedział się, że ja cokolwiek pieniądze puszczam, to on mnie zawołał i powiedział:
— Ty łaj... to jest on powiedział: ty ładny chłopaczku... czas już, żebyś nie był oszoł... to jest, oszołomiony tą jakąś pask... to jest panienką, i żebyś się ustatkował. Ja tobie nie dam więcej chodzić do Eldorado, ani do „Chateau des fleurs,“ ty potrzebujesz cokolwiek się ożenić i być człowiekiem; bo jeżeli nie, to zejdziesz na ostatniego łapserdaka.
On ostrą mowę miał ten wujaszek, ale był człowiek porządny; on mi wyszukał ładną panienkę, z bardzo godnej familii, z kawałkiem posagu; on mi dał posadę w innym kantorze i on mnie później wprowadził w klej....
Taki stolarski klej, bardzo dobry towar... Ja się ożeniłem, Esmeralda pojechała śpiewać do Katowic.
No?! co ja wtenczas mogłem znać anatomii? Chyba tyle, że... w rublu jest sto kopiejek, albo, że w rachunku może się znajdować feler. Czy ja miałem czas myśleć nad tem, jakie w człowieku znajdują się części. Co mi do tego! — Wolałem wiedzieć, jaki człowiek ma kredyt i ile kleju można mu dać na rachunek. To była cała moja anatomia...
Zrobiłem się człowiek poważny, solidny, zacząłem brać różne interesa komisowe, przybyło mi kilkoro dzieci, zacząłem wyglądać dobrze, coraz lepiej. Nie potrzebuję się chwalić, ale w jednokonnej doróżce mnie było bardzo ciasno, a w parokonnej nie czułem za nadto obszerności....
Byłem bardzo śliczny mężczyzna — moja żona nie mogła się nacieszyć, że ma tak grubego i wspaniałego męża... Jej też nie brakowało kształtów... W Krasińskim ogrodzie, jakeśmy szli, ludzie oglądali się za nami.
Krótkie gadanie! Inne kobiety, nawet znaczne, firmowe damy, aż zieleniały z zazdrości, widząc, że moja żona ma takiego pięknego męża!... Nie potrzebuję się chwalić... ale każdy człowiek ma jedną brodę — ja miałem trzy!
Tylko w tym czasie zacząłem miewać krótki oddech i kłucie w boku. Ma się rozumieć, poszedłem do doktora.
— Co jest? Niech pan doktor powie, co jest?...
Oj! on mnie gniótł, on mnie pukał, on słuchał uchem, co we mnie skrzypi... i jak wysłuchał, wypukał, to się pyta:
— Panie Grinfisch, czy pan masz pojęcie o anatomii?
— Panie doktorze, ja pracuję w kleju...
— Może dlatego pan jesteś bardzo rozklejony...
Ja krzyknąłem...
On mówi (bardzo porządny doktor):
— Nie potrzebujesz pan krzyczeć, panie Grinfisch, tylko odbyć kuracyę. Ja panu wytłómaczę anatomię.
On mi tłómaczył całą kanalizacyę, jaka w człowieku siedzi; on mnie nauczył, że wątroba to jest filtr, że ja mam tego filtra o jakie trzy funty za dużo, i że ten filtr jest zapichnięty i nie może dobrze filtrować, że przez to krew nieporządnie chodzi w swoich wodociągach, że całe wentylacye w moich płucach jest przez to felerowate, że ja jestem jedna fabryka tłuszczu, i że nie ma się co dziwić, że ja, wszedłszy na trzecie piętro, bardzo ciężko dycham... Przecież jestem ociężała fabryka...
Ja mówię do niego:
— Pan doktor mnie straszy!
— Nie bój się pan; ja pana informuję, żebyś pan wiedział, że trzeba się kurować.
Oh! ja odszedłem od niego z pełną głową anatomii — i od tej pory rozpoczęły się moje lekcye!
Chwalić Boga, ten doktor, ach, doskonały doktor! dał mi różne medycyny i kazał mi pojechać do Karlsbadu... Ja pojechałem — mnie pomogło.
Moja figura zeszczuplała, moje trzy brody zmniejszyły się o 50%, moja garderoba musiała być zwężona o... 10%, a moja gotówka zwęziła się po tym kochanym Karlsbadzie do 8½%... Proszę państwa, jaki klej może to wytrzymać?... ale przynajmniej nauczyłem się trochę anatomii.
Śliczna nauka! przynajmniej człowiek ma ten zysk, że jak go pika tu (pokazuje na serce), to wie, że jest do czynienia z sercem; jak tu (prawy bok), to kochana wątróbka; jak tu ciężko to wentylacya płucowa.
To już się idzie prosto do takich doktorów, którzy od tych chorób są. Ja już nie pytam doktora, co mi jest, — tylko mówię jemu: „Proszę mnie leczyć na lewe strone płuca od frontu, albo od pleców...“ Bo trzeba wiedzieć, że płuco to jest taki interes, co ma dwa fronty...
Doktór pyta:
— Panie Grinfisch, zkąd pan tak znasz anatomię?
— Znam... i jaką anatomię ja znam: pajtologiczną! To nawet nie każdy doktór potrafi. Oni znają więcej tę ordynaryjną anatomię!
Proszę państwa, ja nie mogę się pochwalić, żebym był zanadto zdrów, nie powiem też, żebym ciągle chorował; tak sobie mam — średnie zdrowie; raz na dwa lata jeżdżę na kuracyę za granicę, ale anatomii to ja się ciągle uczę. Mnie zaboli oko — ja idę do okulisty, on mnie da lekarstwo i musi mnie nauczyć, co jest w człowieka oku; mnie zaboli gardło, to się dowiaduję, co to jest za interes gardlany... i ciągle tak.
Ja mam wielką zdatność do takiej nauki i czuję się bezpieczniejszy przez to, że wiem, co mi dolega.
Ja mam takich przyjaciół, którzy śmieją się ze mnie, że ja sam sobie tworzę różne choroby; ale oni głupi są — ja wiem, co ja robię...
Ja lubię kontrolę — a jeżeli nie dam bez kontroli paczki kleju, to jak mogę dać doktorowi bez kontroli całą moją osobę? Pan Grinfisch nie jest głupi... bardzo dobrze wie, co robi.
Ja wciąż biorę moje lekcye anatomii... ja z czasem będę umiał więcej, niż sam najlepszy profesor.
A wiecie państwo, gdzie ja teraz jestem w mojej anatomii?...
Daleko jestem... bardzo daleko...
Czuję, to jest czułem pewne szczypienie w nodze.
Przyznam się, że nie wiedziałem, jaka to może być anatomia koło kolana. Powiedział mi jeden doktór, że to jest interes nerwowy... Ładny geszeft!
Aj! (chwyta się za ramię). Niech go licho weźmie! Ten interes nerwowy potrzebuje mieć filię w ramieniu? Nie wiedziałem... Ja taki znawca na całą pajtologię....
A któż mi zaręczy, czy tam nie jest całkiem niezależny geszeft, czy to nie jaka nowa awantura kościana, muskułowa albo skórzana? Czy ja wiem?
Nie, przepraszam państwa, ale ja idę do doktora; ja się wolę spytać, naradzić się z nim... Choć ja jestem duży znawca, ale co dwie głowy, to nie jedna. Przytem... ja się trochę boję... Na ten ból w ramieniu nie zdarzyło mi się jeszcze chorować...