<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Prostaczek
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom drugi
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX. Jak Prostaczek przybył do Wersalu i jak go przyjęto na dworze.

Prostaczek zajeżdża w nocniku[1] w dziedziniec kuchenny. Pyta jakichś ciurów, o której można widzieć króla. Ciury śmieją mu się w nos, zupełnie tak samo jak ów admirał. Potraktował ich tak samo, wygrzmocił ich; porwali się nań z pięściami i scena byłaby się zakończyła krwawo, gdyby nie pewien gwardzista, szlachcic bretoński, który się zjawił i rozpędził kanalię. „Panie, rzekł przybysz, wydajesz mi się pan godnym człowiekiem: jestem bratankiem X. przeora Najśw. Panny z Góry, pobiłem Anglików, przybywam aby się widzieć z królem; proszę chciej mnie pan zaprowadzić do jego pokoju.“ Gwardzista, uszczęśliwiony iż spotkał tak tęgiego krajana, nieświadomego widocznie obyczajów dworskich, pouczył Prostaczka, że nie tak łatwo jest rozmawiać z królem, i że trzeba być przedstawionym przez Jego Dostojność p. de Louvois. „Dobrze więc, zaprowadź mnie pan tedy do tego dostojnego p. de Louvois, a on z pewnością zawiedzie mnie do króla. — Jeszcze trudniej jest, odparł gwardzista, mówić z p. de Louvois niż z samym królem, ale zaprowadzę cię do p. Aleksandra, pierwszego sekretarza w ministeryum wojny, to tak jakbyś mówił z ministrem.“ Idą tedy do owego p. Aleksandra, ale nie zdołali doń dotrzeć: zajęty był z jakąś damą ze dworu i nakazał aby nie wpuszczano nikogo. „Głupstwo! rzekł gwardzista; niema nic straconego; chodźmy do pierwszego sekretarza p. Aleksandra; to tak jakbyś mówił z samym panem Aleksandrem“.
Huron, zdumiony niepomału, idzie za gwardzistą; czekają pół godziny w małym przedpokoiku. „Cóż to wszystko ma znaczyć? rzekł Prostaczek; czy wszyscy są niewidzialni w tym kraju? o wiele łatwiej jest pobić w Dolnobretanii Anglików, niż dotrzeć w Wersalu do kogoś z kim się ma sprawę.“ Dla zabicia czasu, zaczął się krajanowi zwierzać ze swej miłości. Ale wybiła godzina, gwardzista musiał spieszyć na posterunek. Przyrzekli sobie zobaczyć się nazajutrz; poczem Prostaczek przetrwał jeszcze drugie pół godziny w przedpokoju, dumając o pannie de Saint-Yves, i o trudności mówienia z monarchami i sekretarzami sekretarzów.
Wreszcie gospodarz zjawił się. „Panie, rzekł Prostaczek, gdybym z odparciem Anglików czekał tak długo jak pan mi kazałeś czekać na audyencyę, pustoszyliby obecnie Dolnobretanię co wlezie.“ Słowa te uderzyły p. sekretarza. Spytał wreszcie: „Czego pan sobie życzy? — Nagrody, odparł tamten: a oto moje tytuły.“ Przedłożył wszystkie świadectwa. Sekretarz przeczytał, i rzekł iż prawdopodobnie otrzyma pozwolenie nabycia szarży porucznika. „Co! ja mam płacić za to, że odparłem Anglików? mam opłacać prawo nadstawiania za was karku, podczas gdy wy tu spokojnie urządzacie sobie audyencye? pan chyba żarty stroi ze mnie. Żądam kompanii kawaleryi za darmo; żądam aby król wyrwał pannę de Saint-Yves z klasztoru i dał mi ją za żonę; chcę mówić z królem w imieniu pięćdziesięciu tysięcy rodzin które pragnę mu wrócić; słowem, chcę być użyteczny: proszę mnie zatrudnić i otworzyć mi drogę do awansu.
— Jak się pan nazywa, mój panie, który krzyczysz tak głośno?
— Haha! odparł Prostaczek, nie czytałeś pan tedy moich świadectw? Więc to takie są obyczaje? nazywam się Herkules de Kerkabon, ochrzczony, mieszkam pod Niebieskim Kompasem; poskarżę się na pana przed królem“. Sekretarz osądził, jak mieszkańcy Saumur, że nie musi mieć wszystkich klepek w porządku i nie przejął się tem zbytnio.
Tegoż samego dnia, wielebny O. La Chaise, spowiednik Ludwika XIV-go, otrzymał list od swego szpiega, który obwiniał Bretończyka Kerkabon iż sprzyja w sercu hugenotom i potępia postępowanie jezuitów. P. de Louvois znowuż otrzymał list od pytalskiego delegata, przedstawiający Prostaczka jako nicponia, który chce palić klasztory i porywać dziewczęta.
Prostaczek, przeszedłszy się trochę po ogrodach wersalskich, gdzie się potężnie znudził, zjadłszy wieczerzę godną Hurona i Bretończyka, położył się spać, w słodkiej nadziei iż ujrzy nazajutrz króla, uzyska rękę pięknej Saint-Yves, otrzyma conajmniej kompanię kawaleryi i powstrzyma prześladowania hugonotów. Kołysał się temi lubemi myślami, kiedy oddział żandarmów wkroczył do pokoju. Najpierw zawładnęli jego dubeltówką i rapirem.
Sporządzono inwentarz gotowizny którą miał przy sobie, i zawieziono go do zamku, który zbudował Karol V, syn Jana II, koło ulicy św. Antoniego, wpodle bramy des Tournelles[2][3].
Możecie sobie wyobrazić zdumienie Prostaczka w ciągu drogi! Mniemał zrazu że śni. Trwał w osłupieniu; poczem, nagle, przejęty wściekłością która zdwoiła jego siły, chwyta za gardło dwóch zbirów znajdujących się wraz z nim w karocy, wypycha ich przez drzwiczki, rzuca się sam za nimi, pociągając trzeciego który go chciał powstrzymać. Pada z wysiłku, wiążą go, wsadzają z powrotem do karocy. „Na to więc, myślał, zda się odpędzić Anglików! Cóżbyś powiedziała, piękna Saint-Yves, gdybyś mnie ujrzała w tym stanie?“
Dobili wreszcie do schronienia, które mu przeznaczono. Niosą go w milczeniu do celi, mającej mu służyć za więzienie, niby umarłego którego się niesie na cmentarz. W pokoju tym mieszkał już stary samotnik z Port-Royal[4], imieniem Gordon, który gnił tam już od dwóch lat. „Ot, rzekł herszt zbirów, przyprowadzam panu towarzystwo“; poczem zamknięto za nimi ciężkie rygle grubych drzwi, opatrzonych żelaznemi sztabami. Drzwi te odcięły więźniów od całego świata.





  1. Popularna nazwa wehikułu między Paryżem a Wersalem. (Przyp. Woltera.)
  2. Bastylia.
  3. Bastylja, słynne więzienie paryskie, od którego zburzenia zaczęła się Rewolucja Francuska (1789, 14 lipca; dzień, który jest do dziś świętem narodowem Francji).
  4. Port-Royal, główna forteca Jansenizmu, wsławiona walką Pascala z Jezuitami (Prowincjałki).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.