[216]XLVII. Śmierć Achillesa.
Bóg morza, co trójzębem spokoi bałwany,
Gryzie się, jako ojciec, ze syna przemiany;
Ilekroć wspomni Cygna, w rozdrażnionem łonie
Ku srogiemu zwycięscy nienawiścią płonie.
Więc gdy w rok już dziesiąty wojna się przewlecze,
Tak się żaląc, do boga smintejskiego[1] rzecze:
»Ty mi najulubieńszy ze synów Jowisza,
Com cię, wznosząc mur Troi, miał za towarzysza,
Czyż ci nie żal to miasto widzieć wnet ginące
I poległych w obronie rycerzy tysiące?
Czyliż ten straszny widok w oczach ci nie stoi
Hektora wleczonego pod murami Troi?
A gorszy, niźli wojna, dziki Greków mściciel
Jeszcze żyje, Achilles, naszych prac niszczyciel!
O, gdyby pod moc moją losy go poddały,
Wnetby się z moim poznał trójzębem, zuchwały!
Lecz gdy próżno na bliższe czekam z nim spotkanie,
Ty mi go skrytą strzałą przeszyj niespodzianie«.
Przyzwala władca Delu, a stryja i swoje
Pełniąc chęci, w obłoku spuszcza się pod Troję.
Widzi, jak z dala groty Parys z swej cięciwy
[217]
Rzadkie na mniej znaczące wypuszcza Achiwy.
Apollo w własnej przed nim stanąwszy postaci:
»Czegóż — rzekł — dłoń twa marnie na gmin strzały traci?
Jeżeli cię obchodzi zbawienie Iljonu,
Zemścij się na Achillu braci twoich zgonu«!
I wskazał mu, gdzie Pelid niszczył Trojan roty,
Łuk zwrócił i wymierzył śmierciodajne groty.
I stało się, czem jeszcze po zgasłym Hektorze
Wiekiem złamany Pryam radować się może.
Tak więc, tylu zwycięsca, ległeś, zwyciężony
Od trwożnego achajskiej zwodziciela żony!
Jeśli śmierć z rąk niewieścich nie miała cię minąć,
Wolałbyś był od broni Amazonki zginąć.
Już Trojan postrach, chluba Pelazgów imienia,
Nieprzemożony w boju jest pastwą płomienia
I bóg[2], co go uzbroił, spalił jego ciało,
A z wielkiego Achilla to tylko zostało,
Czem ledwie szczupła urna zapełnić się dała.
Ale ziemię zapełnia jego wieczna chwała:
Tego wielki bohater jest godzien obszaru,
Ta miara na Pelidę; nie poznał Tartaru.