Przewodnik po Ciechocinku/Część I/Historja i stopniowy rozwój Zakładu kąpielowego

<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold Mieczkowski
Tytuł Przewodnik po Ciechocinku
Podtytuł jego historja i zasoby lecznicze
Redaktor Stanisław Łąpiński
Wydawca L. Rosiński
Data wyd. 1891
Miejsce wyd. Włocławek
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część I
Cały tekst
Indeks stron
HISTORJA I STOPNIOWY ROZWÓJ ZAKŁADU
ZDROJOWO-KĄPIELOWEGO.

Ciechocinek, osada fabryczno-rządowa, należąca do banku Polskiego, dawniej wieś i własność rodziny Niemojewskich, później Zawadzkich, leży w gubernii Warszawskiej, w powiecie Nieszawskim, w nadwiślańskiej nizinie, na lewym brzegu Wisły — niedaleko granicy Pruskiej (między 52 a 53 stop. dług. oraz 56 a 57 stop. szer. geograficznej) o 3 mile od Torunia, z którym łączy go kolej żelazna; o milę od miasteczka Służewa i Nieszawy, w poblizkości miasteczka Raciążka i Aleksandrowa, głównej stacyi pogranicznej kolei żelaznej Warszawsko-Bydgoskiej, której odnoga łączy się bezpośrednio z Ciechocinkiem.
Nie bardzo hojnie darzyła przyroda Ciechocinek swej urody skarbami; a gdy obecnie należy nasz zakład do piękniejszych ustroni w kraju, zawdzięcza to mozolnej i wytrwałej pracy i wielkim nakładom, łożonym na jego upiększenie. Ciechocinek, zakład kąpielowo-zdrojowy, który od lat kilku zupełnie oddzielonym został od warzelni czyli fabryki wyrobu soli kuchennej, rozpościera się na nieznacznem wzgórzu, zakreślonem przez 19-to wiorstowy łuk Wisły, — w odległości niespełna półtora wiorstowej od samej rzeki.
Patrząc z gór Raciążskich na koryto o parę wiorst odległej Wisły, toczącej poważnie swe wody nakształt błękitnej wstęgi wzdłuż wyniosłego brzegu prawego ku Toruniowi, ozdobionej nadto licznemi berlinkami o białych żaglach i różnobarwnych chorągiewkach; mimowoli nasuwa się myśl, że ta kochana rzeka nasza zajmowała niegdyś w czasach bardzo, bardzo odległych całą tę przestrzeń od wzgórz Raciążskich do obecnie wznoszącego się brzegu prawego. Później zaś w miarę osuszania się globu naszego; zwężając z czasem swoją szerokość, zmieniała też często swoje koryto, o czem świadczą wiosenne wylewy i obszerne spustoszenia nadbrzeżnych okolic, gdy się rozbryka. Nie ulega też wątpliwości, że upłynęły całe wieki, kiedy Wisła lub jej odnoga płynęła tuż pod samem wzgórzem Raciążskiem. Przemawiają zatem skład i gieologiczne pokłady ziemi w Ciechocińskiej nizinie, jak to zobaczemy później z podań ludowych o starożytnych ruinach zamku w Raciążku.
Uroczo i wspaniale przedstawia się wśród lata bujnemi drzewami i świeżą zielenią ozdobiony Zakład leczniczy, gdy przybysz nań patrzy z traktu od warzelni lub ze szczytu wyniosłych tężni. Poważnie wznoszą się wysmukłe dwie wieże w gotyckim stylu zbudowanego kościoła w tym czarodziejskim ogrodzie; a czerwone dachy hotelu, gustownych wil, tu i owdzie rozrzuconych domów i domków, obok wysokiego komina łazienek i starością tchnącej, szarawej wieży ponad źródłem trzy procentowej solanki, kąpią się w błękicie zieleni, która się szerzy, dokąd tylko wzrok twój sięga. Przeraźliwy świst lokomotywy i grzmiący łoskot zbliżającego się lub odchodzącego pociągu, oraz przytłumiony nieco odległością i prawie tubalny, przeciągły głos z parostatku, wraz z metalicznym dźwiękiem dzwonów na kościele i foksalu, przerywają od czasu do czasu podczas wiosny uroczy śpiew setek słowików, które sobie widocznie upodobały ustronie Ciechocińskie i harmonijne pienia zakładowej orkiestry.
Dopiero wzniosłe wzgórza Raciążskie, uwieńczone z lewej strony ruinami starożytnego zamczyska, szaremi domkami prastarej mieściny, w której niegdyś Król Jagiełło napróżno układał się o pokój i zgodę z butnemi i wiarołomnymi Krzyżaki, i starożytną świątynią z krajowego granitu; a z prawej licznemi zaroślami i bujnemi łany falującego zboża; — zakreślają widnokrąg Ciechocińskiego zdrojowiska.
Od najdawniejszych czasów znano tutejsze solanki i korzystano z nich, o czem świadczy nazwa starożytnej wsi Słońska, co była niegdyś siedzibą ludu Słończykami zwanego, a obecnie wraz z Wołuszewem i Nowym Ciechocinkiem stanowi teraźniejszy Ciechocinek; zarazem zakład warzenia soli i kąpielowy.
„Osady początek tej niknie w pomroce czasów. Już bowiem na początku XI wieku wspominają historycy o Słończykach (Solonenses). Kiedy Masław, rządca Mazowsza, uzbrajać się począł w r. 1047 na nową przeciw Kazimierzowi I wyprawę, powiększyli jego hufce chciwi łupu i łotrostwa Słończykowie. Tych Słończyków została dotąd pamięć w mieścinie Słońsku nad Wisłą, o której mówi Kromer: oppidum ignobile in confirnis Prussiae et Masoviae.“
„Że Słońsk otrzymał nazwę od słonej wody i że znaczne posiadał warzelnie, dowodem tego jest zawarta między Konradem, Księciem Mazowsza i Kujaw — a Krzyżakami r. 1235 ugoda. Ustępując im Książe wieczyście Słońsk z dwiema warzelniami (patellis), zastrzega sobie 14 korcy soli (modíos salis), cztery biskupowi i 2 Hebdonowi, dziedzicowi przyległego lasu jako wynagrodzenie za drzewo. Gdyby zaś mistrz Hermann (de Salza) potrzebował do warzenia soli użytkować z lasów za wodą (Wisłą) lub na wyspach będących, w takim razie obowiązany będzie dawać rocznie po 2 korce soli więcej. Jeśliby zaś więcej otworzył warzelni, wolno mu to uczynić, ale pod warunkiem stosownego powiększenia wyż pomienionej daniny.“[1]
Pamiętny jest Słońsk także z następującego historycznego wypadku: „W roku 1414 przyjechał król Jagiełło do Kujaw, gdzie na czas umówiony z Krzyżakami do Słońska się zjechał. Tamże przybył od Cesarza Zygmunta Arcybiskup Strygoński jednać króla z mistrzem: ale że był przychylniejszy jednać onym (Krzyżakom) a nie nam (Jagielle), nie było z tego nic. Przetoż król umyślił wojnę przeciw nim podnieść.“[2] Około 1578 r., piszący Gwanin, mówi: „Słońsk miasto drzewianne i położone nad Wisłą, dwie mili od Dobrzynia. W upłynionych wiekach musiał się tu znajdować zamek przez Krzyżaków wzniesiony, skoro po wcieleniu tej okolicy do korony utworzono kasztelanję, a mniejszy kasztelan Słoński mieści się w gronie senatu aż do końca panowania Stanisława Augusta.“[3]
Obecnie zamieszkują starożytny Słońsk koloniści Niemcy, z Prus przybyli, w schludnych zagrodach gospodarskich; utrzymują tamże szkołę i cmentarz dla zmarłych wyznania Ewangielickiego, mówią narzeczem Niemiecklem, trudnią się przeważnie rolnictwem, hodowlą doskonałego bydła, sprzedarzą nabiału, kwiatów, drobiu i t. p.
Cofając się jeszcze raz w upłynione wieki — czytamy w dyplomataryuszu Dogiela. „Jeszcze w r. 1230 ciż sami Krzyżacy, przy powtórnem zatwierdzeniu dawniejszej z niemi umowy o ziemię Chełmińską, już mieli odstąpioną Nieszawkę.[4] Od owego czasu — tak twiedzi starodawne podanie — przywłaszczyli sobie zręczni w nabywaniu cudzej własności rycerze, korzystając z pierwszego obdarowania tą krainą r. 1228, cichaczem, bez opowiadania się sąsiadujące z Słońskiem grunta, które odtąd Cichym odcinkiem nazwano, co z czasem zamieniono na skróconą nazwę: Ciechocinek.“
Dalsze wiadomości o Ciechocinku zaginęły w pomroce dziejowej; mało bowiem troszczono się o słone źródła w kraju, gdy lecznicze ich własności mało komu jeszcze były znane, a obfita w sól Wieliczka dostarczała już gotowy towar dla własnego i sąsiednich narodów użytku. Na nizkiej prawdopodobnie stopie urządzone warzelnie uległy losowi, jakiego doznawał zresztą każdy inny przemysł w kraju, t. j. że nikt o nich nie wiedział, a korzystał z nich, kto chciał.
Dopiero za króla Stanisława Augusta niejaki Reichert robił tu poszukiwania soli, a za czasów Pruskich w r. 1806 radca górniczy Małęcki odkrył pierwotne źródło słone za pomocą świdra i miano projekt założenia tutaj warzelni. Znakomity naturalista Humbolt, — tak głoszą podania — zwiedzał podobno to miejsce i jego pomysłu miało to być założenie świdra na górach Raciążskich (?)
Za księstwa Warszawskiego marszałek Soult, otrzymawszy od Napoleona I w donację ekonomię Raciążek, przywłaszczył sobie i słone źródła w Ciechocinku i sprzedawał solankę na beczki. Mówią tu nawet starzy ludzie, co pamiętają owe czasy, iż za jego rozkazem zapuszczono w Słońsku świder badawczy. Niestety — los zmienny wypadków dziejowych niedopuścił dalszych badań.
W roku 1827 ks. Lubecki, minister skarbu, otrzymawszy wiadomość o istnieniu źródeł słonych w Ciechocinku, — chcąc zapewnić krajowi sól własnej produkcyi, wyjednał Najwyższe upoważnienie do nabycia tej miejscowości na rzecz skarbu, poczem zajął się założeniem istniejącego dotąd zakładu warzelni soli i kąpielowo-leczniczego.
Mimo to jednak dopiero od r. 1829 Ciechocinek nabył większego rozgłosu i uznania, gdy hrabina Plater, kąpiąc tu swe zołzami dotknięte dzieci, doznała na sobie i dzieciach zbawiennych skutków tutejszej solanki. Odtąd rok rocznie zwiększała się liczba cierpiących osób, chociaż brak odpowiednich lokali i urządzeń narażały ich na niewygody i przykrości.[5] Dopiero w r. 1836 w oberży z gliny i słomy zbudowanej (prusski mur) urządzono 4 miedziane wanny, a w następnym jeszcze 4 w samym zakładzie warzelni soli pomieszczono. Tym sposobem do zakładu przemysłowego dodano zarazem i zakład leczniczy.
W r. 1841 po złożeniu raportu J. O. Namiestnikowi przez urzędnika wydelegowanego dla zwiedzenia zakładów w Ciechocinku; gdy tenże delegowany zastał wszystko w smutnym stanie: łazienki brudne, wilgotne i ciasne, chorzy na przeciągi narażeni; przytem bawiących do 200 osób, a 80 na kuracyi; wszystko to bez pomieszczenia prawie i żadnych wygód, a z drugiej strony ciągle wzrastająca liczba leczących się; — wtedy w r. 1844 wyznaczono fundusz 12,000 Rs. na pobudowanie łazienek[6]. Zakład cały oddano w zarząd oddzielnie urządzonemu komitetowi, będącemu przy Komissyi Rządowej Spraw Wewnętrznych.
Od tego czasu corocznie widoczny był postęp w urządzeniu zakładu. Założono ogród, wystawiono łazienki, galeryę przy źródle do spaceru w czasie niepogody i kapliczkę przy niej, pomyślano u ułatwieniu komunikacyi, urządzono pocztę
i podawano place na wieczystą dzierżawę, aby budujący domy ułatwili pomieszczanie się przyjeżdżającym chorym. Odtąd też Ciechocinek mianowicie pod względem leczniczym zaczął się stopniowo rozwijać i ulepszać.
Zadziwiające skutki leczenia miejscowemi mineralnemi wodami w różnych chorobach, a mianowicie w cierpieniach połączonych z nadmierną plastycznością krwi tak u dzieci jak i dorosłych, sprowadziły tłumy leczących się tu osób; a przyjemny pobyt w czystem, orzeźwiającem i w ozon obfitującem powietrzu tężniowem, którego wpływ zbawienny każdy nowo przybyły łatwo doświadcza przez silne pobudzenie łaknienia i apetytu, chociażby żadnej kuracyi nie używał, zgromadził tu już w r. 1871 przeszło 1500 leczących — a prawie drugie tyle bawiących się osób.
To było powodem urządzenia w tutejszym zakładzie ulepszeń dla dobra i dogodności publicznej. Już w owym czasie posiadano 65 wanien, pomieszczonych w 4 osobnych budynkach, w których wydają się nietylko zwyczajne kąpiele solankowe z dodaniem stosownie do instrukcyi lekarza szlamu i ługu, lecz nadto są i kąpiele parowe, błotne i natryskowe.
Dla spacerujących, urządzono aleje żwirem usypane w parku i pod tężniami a nawet i na szczycie tężni na wygodnie ułożonych deskach, zkąd czarujący roztacza się widok na zielone łany, na sosnowe bory, wśród których tu i owdzie sterczą wierzchołki czerwieniejących się dachów, to znów na starannie ogrodzone osady włościan kujawskich, nadwiślańskich kolonistów i na starożytny pełen historycznych wspomnień Raciążek, na ruiny biskupiego niegdyś pałacu, o którym rozmaite pomiędzy ludem krążą legendy i baśnie; wreszcie na starożytny Toruń, którego niebotyczne wieże czasami w dnie pogodne dostrzedz się dają.
Z rana miejscowa orkiestra przyjemną muzyką rozweselała leczących się gości, i dodaje nowego powabu używającym przy szklance mineralnej wody porannej przechadzki, a po południu przy odgłosie tejże samej muzyki pod tężniami dostrzeżesz roje wykwintnie wystrojonych i wesoło bawiących się dzieci — obok poważnie przechadzających się dam i wesołej młodzieży, orzeźwionej przyjemnym cieniem i ozonizowanem powietrzem tężniowem. Ileż tu zabaw, ileż gier towarzyskich, ileż rozrywek!
A cóż dopiero wspomnieć o teatrze, koncertach, balach dziecinnych i dla dorosłych, wieczorkach deklamacyjnych, porankach i podwieczorkach familijnych, wycieczkach w okolicę, do sąsiednich borów iglastych, przejażdżkach po Wiśle, loteryi fantowych i t. p.
Ale przy dobrej stronie Ciechocinka nie zapominajmy też i o ujemnej. Wylewy Wiślane, trudny odpływ wody przy położeniu nizkiem, łącznie z ewaporacyą solanki na tężniach na tak rozległej przestrzeni i z wyziewyami błotnistymi sąsiednich łąk, — utrzymują tu powietrze w wysokim stopniu wilgoci — przyjemnej w lata suche — ale nieco dokuczliwej w porze dżystej, a tym sposobem usposabiają do dolegliwości reumatycznych, artretycznych i zimnie (malaryjj). Ztąd też dla tego rodzaju cierpiących należy wybierać suche lata i najcieplejsze jego miesiące. Zresztą nowo założony wał ochronny wzdłuż Wisły nie mało obecnie przyczynia się do zaradzenia złemu.
Nasypy piaskowe, smutne pozostałości po ustąpieniu ztąd Wisły, które z dwóch stron otaczają osadę, — nie mniej wywożenie wypalonego węgla po błotnistych drogach, — roznoszą przy silniejszym powiewie wiatru w czasie pogody tumany kurzu pomiędzy spacerującemi gośćmi, zasypując oczy i brudząc bieliznę. Ale i temu wkrótce zapobieże zaprojektowane wysypanie żwirem główniejszych przestrzeni służących do komunikacyi, tudzież zasadzenie krzewów i drzewek w miejscach piasczystych, co już tu i owdzie urządzono a w krotce do reszty uskuteczni się.
Dotkliwie dały się także we znaki uszkodzone długoletniem użyciem główne kotły parowe w łazienkach № 1, które służyły do nadania ruchu całej maszyneryi kąpielowej, do urządzania kąpieli solankowych, błotnych, parówek, tuszówek, do poruszania i ogrzewania solanek. Często bowiem zdarzało się, że w pełni sezonu kąpielowego, łazienki przestały funkcyonować a chorzy przybyli z dalekich stron, zaprzestać musieli kąpać się, co trwało niekiedy czasem przez dni 4 — 6, dopóki nie zdołano załatać uszkodzonych kotłów. Pierwszym przeto zadaniem nowo zorganizowanego w roku 1872 zarządu, składającego się z Dyrektora Zakładu, rzeczywistego radcy stanu J. W. Ziembińskiego i 4-ch lekarzy zdrojowych (Dr. Ignatowskiego, Lubowskiego, Mieczkowskiego, Stockmana i kilku wybitniejszych właścicieli possesyj w Ciechocinku, było, rdzennie zaradzić podobnym nieporządkom. I tak więc przystąpiono odrazu: do zastąpienia starego kotła parowego trzema żelaznymi, bardzo silnymi i dużymi kotłami, które do dziś dnia działają, naprzemian bez przeszkody; dalej do wzniesienia nowego budynku murowanego dla pomieszczenia kotłów i maszyny parowej, wraz z wysokim kominem, umieszczonym w dziedzińcu łazienek I, do rozszerzenia łazienek I przez dobudowanie dwóch szkrzydeł, do zamiany starych, zużytych wanien na nowe porcelanowe (100 Rs. wanna) na miedziane, cynkowe, drewniane, do wzniesienia osobnego budynku na pomieszczenie parówek, łazienek wspólnych i pojedynczych dla mężczyzn i kobiet oddzielnie; a w parę lat później do wzniesienia łazienek IV na pomieszczenie nowych kąpieli błotnych i solankowych, których niedostatek dotkliwie uczuć się dawał przy coraz większym napływie gości. Zaprojektowane przez miejscowy Zarząd ulepszenia, komitet w Warszawie zamieszkały, pod pod prezydencyją J. W. Wencla, a później Dyrektora dochodów z akcyzy J. W. hr. S tengla, nie omieszkał stopniowo, w ciągu paru lat spełnić, zgodnie z wymaganiami nowoczesnych ulepszeń i komfortu.
Wogóle od roku 1872 przy nowo zorganizowanym Zarządzie następuje szybki wzrost i rozwój zakładu kąpielowego.
Zbawienne skutki lecznicze zwróciły baczniejszą uwagę Władz Rządowych. Niebawem zaczęto budować ogromne szpitale dla wojska na piaskach pod laskiem sosnowym, które wraz z przynależnem pomieszczeniem dla starszyzny, z kuchniami, stajnią, apteką, kręgielnią i przyborami gimnastycznemi itp. — stanowią odrębną, wysokim parkanem otoczoną osadę, dogodną do pomieszczenia do 800 żołnierzy w ciągu lata, wraz z odpowiednią służbą i inną drużyną. W szpitalach urządzono łóżek 27 dla oficerów i 200 dla żołnierzy; a w zakładzie naszym osobne dla nich łazienki do kąpieli solankowych i parówek — w pobliżu dawnej oberży. Dwie drogi: żwirówka do traktu Nieszawskiego i uliczka brukowana wzdłuż zabudowań szpitalnych łączą tę osadę z Ciechocinkiem, a skromny lasek sosnowy po za szpitalem i letnie namioty służą dla chorych na miejsce przechadzki i miłego wytchnienia.
Dawny szpital wojskowy, umieszczony niegdyś w domu ś. p. Dr. Gawrońskiego naprzeciw foksalu, został także w parę lat potem przeniesiony do obszernego i z możliwym komfortem nowo wzniesionego budynku na piaskach w sąsiedztwie wojskowego szpitala, lecz przedzielonego odeń łachą piasczystą na parę set kroków w kwadracie. Szpital pod wezwaniem Ś. Tadeusza a pod opieką sióstr Ś. Elżbiety (Czerwonego Krzyża) będący, posiada 50 łóżek, oddzielnego lekarza cywilnego; a przyjęcie doń chorych zależy od Warszawskiej Rady Gub. Dobroczynności publicznej.
Oprócz tego jest jeszcze w Ciechocinku ochronka dla sierot i dzieci niezamożnych rodziców pod opieką Szarytek Katolickich, z których miłosiernej opieki korzysta rok rocznie kilkadziesiąt nieletnich biedaków i biedaczek — dzieci od 6 — 14 lat. Miło patrzeć, jak skromne te i ciche zakonnice wiodą swe sierotki do źródła, do kąpieli i do kościoła — odrębnie chłopczyków i dziewczęta; jak starannie udzielają im zakąsek z pierniczka po użyciu solanki i jak schludnie i czysto utrzymują tę jednobarwnie na szaro ubraną drużynę, idącą parami.
Jeszcze w roku 1873 założono na nędznym trawniku naprzeciw hotelu Müllera ozdobny park spacerowy, usunąwszy poprzednio domki rządowe, szereg nędznych sklepików żydowskich do świeżo wymurowanego budynku, obok starej oberży z frontem do ulicy Włocławskiej, a w parę lat potem zajęto się przygotowaniem terenu do obszernego parku po za nowągaleryą z kursalem, najpiękniejszej ozdoby Ciechocinka. Dużej pracy, nie lada zachodu i nie małego nakładu wymagało przewiezienie urodzajnej ziemi z pod tężni na owe bagniste i moczarami przesiąkłe łąki, niekiedy na 3—4 łokci wysokości, na których wegetowały poprzednio: nędzna trawa, bujniej szylf i trzema a najlepiej bagniste rośliny; nim z tego miazmatami przesiąkłego gruntu urządzono wspaniały park spacerowy, zdobny w przecudne drzewa i krzewy; gdzie obecnie w szerokich alejach w czasie sezonu kąpielowego roją się goście tysiącami, bawią się dzieci w żołnierzy i piłkę, napawają się balsamicznem powietrzem blade i wynędzniałe kaleki. Dzięki też nowo założonemu wałowi ochronnemu wzdłuż lewego brzegu Wisły, długość którego przekracza 1½ mili i owej zbawiennej przemianie łąk bagnistych na suchy i urodzajny ogród — dawniejszych zakaźnych chorób (vulgo malaria zwanych) prawie nie masz więcej w Ciechocinku, z wyjątkiem może już bardzo dżystych lat.
Pewnego pięknego poranku podczas picia wód, gdy orkiestra zakładowa ochoczo przygrywała, a goście tłumami spacerowali po szczupłym naówczas jeszcze deptaku, wybuchł w roku 1875 (?) na raz pożar w starej kapliczce przy galeryi w kwadrans może po skończonej Mszy św. Mimo wszelkiej możliwej pomocy, gdyż ochocza młodzież z całym zapałem rzuciła się na ratunek w obliczu nadobnych panienek; pożar szerzył się z niesłychaną szybkością. Niespełna w 5 minut cały budynek (kaplica i galerya) stały w płomieniach; kuny, myszy, sowy i nietoperze, co od lat niepamiętnych miały wygodne schronienie na długiem a niskiem galeryi poddaszu, wylatywały z piskiem uchodząc przed palącym płomieniem. Niedostatek narzędzi pożarnych a uszkodzenie tych, których nareszcie dostarczono, było przyczyną, że mimo setek rąk, skorych do niesienia pomocy nawet pomimo rozerwania i przerwania bosakami wieży wraz z zegarem i bliskiego sąsiedztwa dwóch stawów, walka ze zgubnym żywiołem była nie możebną; w godzinę może po wybuchnięciu pożaru w miejscu starej galeryi i kapliczki tliła się tylko kupa popiołu a tu i owdzie kawały niedopalonych belek. Nieostrożność zakrystjana, a mianowicie chwycenie ognia od gorejącej świecy przez firankę przed ołtarzem, była prawdopodobnie przyczyną pożaru.
Przy energicznych staraniach w tydzień niespełna stanęła nowa (obecnie pod tężnie przeniesiona) tymczasowa galerja na miejsce pożarem zniszczonej, a kaplicę wraz z przyborami kościelnemi przeniesiono do naprędce w szachulec wymurowanej kaplicy na placu obok domu J. W. Generałowej Sierakowskiej, o 100 kroków może odległej od obecnego kościoła, gdzie przez lat parę odbywało się nabożeństwo.
Szczęściem niedługo trwał ten stan przejścia. Hojnie sypały się składki z kwest po kościołku i z loterji fantowych po dwa kroć latem z możliwym przepychem odbywających się w Ciechocinku i z dobrowolnych ofiar z nielada trudem przez miejscowego kapłana Ks. Lutoborskiego zbieranych w okolicy, a głównie po Warszawie, także już w roku 1878 można było przystąpić do założenia kamienia węgielnego pod mającą się wznieść świątynię Pańską. Ceremonii — poświęcenia kamienia węgielnego dokonał biskup Włocławsko-Kujawski, Jego Excellencya Ks. Popiel (obecnie Arcybiskup Warszawski) w dzień po Zielonych Świątkach a puszka blaszanna, w skrytce pod wieżą wmurowana, zawiera na pergaminie obszerny dokument o tej uroczystości, stwierdzony podpisami członków ówczesnego zarządu kąpielowego, oraz kilkanaście egzemplarzy bieżących pism peryodycznych. Odtąd wznosiła się budowa kościoła Ciechocińskiego pospiesznym krokiem; dobrowolne ofiary sypały się jak z rogu obfitości; ochocze ręce robocze miejscowych i okolicznych gospodarzy bez względu na lichy zarobek, jaki ztąd płynął, były na każde zawołanie, a dobry przykład miejscowego kapelana w ponoszeniu wszelkich trudów, często gęsto i ostrych wymówek od niechętnych ofiarodawców za natręctwo, przyświecał ogółowi tak dalece, że już przed kilkoma laty odbyło się pierwsze solenne nabożeństwo w nowej dotąd jeszcze nie zupełnie wykończonej świątyni.
Tu należy nam także wspomnieć o pożarze starego z drzewa wzniesionego hotelu Müllera, który wybuchł wśród dnia, i zagroził pochłonięciem całego szeregu sąsiednich budynków. Szczęściem zerwał się nagle wiatr przeciwny i odwrócił niebezpieczeństwo. Wtenczas to postanowiono uorganizować w Ciechocinku straż ochotniczą pożarną, co też w latach następnych przyszło do skutku, wraz z wprowadzeniem doskonałych przyrządów pożarnych (sikawek, smoków, beczek, bosaków i t. p.)
Jak wiadomo, na miejscu zaledwie ostygłych zgliszczy wzniósł się nie długo wspaniały gmach murowany nowego hotelu Müllera, tej powszechnie znanej ozdoby Ciechocinka, gdzie okrom 64 numerów mieści się obszerna dwupiętrowa sala balowa, doskonała cukiernia, pokój bilardowy i duża sala restauracyjna, w której można zaspokoić przy zdrowych gospodarskich obiadach, wszelkie wybredne nawet wymagania co do doborowej kuchni i drogocennych napojów.
Hotel Warszawski, o 70 numerach, służy prawie wyłącznie dla starozakonnej publiki, posiada także nie złą restaurację.
W nowo urządzonym parku spacerowym wzniesiono w tym czasie obecną wspaniałą galerję z wieżą, zegarem i przepyszną salą kuracyjną (Kursal), z wszelkim zbytkiem i możliwym komfortem urządzoną, która służy dniem na czytelnię zakładową, a wieczorem na bale, koncerty, odczyty itp. Przy sali mieszczą się dwa buduary dla dam, jeden z doskonałym fortepianem dla amatorek muzyki i śpiewu, gdzie grając w szachy lub czytając gazetę w głównej sali, często gęsto możesz usłyszeć piękny śpiew, lub doborową muzykę. A nie zbywa też w pełni sezonu na amatorkach lub amatorach muzyki, którzyby miłym swym głosem, lub mistrzowskiem odegraniem przecudnej sonaty nie zwracały na siebie powszechnej uwagi i nie zyskały ogólnego uznania.
Ostatnimi czasy usypano zwirówki po drogach na całym prawie Ciechocinku, a wszystkie kałuże błota, które przedtem po lada deszczu zalewały drogi i czyniły je nieprzystępnemi dla jezdnych i pieszych, znikły bezpowrotnie; dalej rozszerzono główne aleje spacerowe i przemieniono za dodaniem szabru na twarde i schludne chodniki, które w czasie upału, a przeważnie zwirówki, skrapia się codziennie zimną wodą. Obsadzono też cienistemi drzewy i krzewy wszystkie miejsca spacerowe i uposażono je hojnie wygodnemi ławkami na wypoczynek dla gości. W miejscu starej galerji urządzono przepyszne kwietniki, istne dywany z różnobarwnych kwiatów, które gustownym doborem, świetnością barw i symetrycznem ułożeniem wabią, wzrok przechodnia, a przyjemnym aromatycznym zapachem ściągają, zwłaszcza też wieczorem, tłumy upałem zmęczonych gości, nareszcie oświetlono główne chodniki błyskawicznemi lampami, — jednem słowem postawiono Ciechocinek na równi z innemi wodami Europejskimi. Wszystko to należy zawdzięczać przeważnie wytrwałej pracy i niezmordowanym staraniom Dyrektora Zakładu, W. Raczyńskiego, któremu choć tym sposobem przyznaję hołd uznania i wdzięczności bez granic, na co sobie w oczach wszystkich rzetelnie i bezpodzielnie zasłużył.
Obecnie wykończa się budowa nowego teatru w pobliżu foksalu, gmachu, który przyniósłby niewątpliwie chlubę i zaszczyt nie jednemu z miast gubernialnych. Oby tylko dobór dzieł dzieł scenicznych, — harmonizował z grą artystów i uzyskał poparcie publiczności Ciechocińskiej, która bardzo liczy się z groszem !
Również przedłuża się obecnie prawe skrzydło łazienek I, gdyż napływ gości zwiększa się rok rocznie, a w roku zeszłym dochodził już do 4,000 kuracyuszów, oprócz wojska i na wilegaturę przybyłych, którzy także potężną liczbę stanowią. Skoro więc zakład w swoim rozwoju równym torem nadal kroczyć będzie; a mianowicie gdy wystawi się nowe łazienki błotne z uwzględnieniem najnowszych ulepszeń i komfortu (teraźniejszem brak pierwszego i drugiego), a nadto urządzi zbiorowe kąpiele morskie w pośród atmosfery tężniowej? naówczas stanie Ciechocinek niewątpliwie nie tylko na równi z podobnymi zakładami zagranicznymi, lecz nawet przewyższy je pod wieloma względami.

Dr. L. Mieczkowski.







  1. Ob. Kotzebue: „Preussens aeltere Geschichte“ I, str. 880.
  2. Bielski.
  3. M. Baliński — Starożytna Polska str. 337.
  4. Nieszawa — pierwotnie Mnieszawa — czyli osada Mieczysława Mieczka, Mieszka; — ztąd dla łatwiejszej wymowy Nieszawa.
  5. Oryginalnie i bardzo sielankowo brzmią podania o wznoszącym się zakładzie Ciechocińskim w pierwszych latach jego istnienia. Jeszcze niespełna lat temu z pietnaście miałem w kuracyi starego obywatela z Kujaw, który był jednym z pierwszych kuracyuszów w Ciechocinku - jako kawaler naówczas. Mówił mi, że przybywszy na kąpiele do Ciechocinka, zbudował sobie z jednego drzewa suchego i czterech ciosanych bali i żaglowego płótna wraz ze stangretem i kucharzem dosyć wygodny namiot na łasze piaszczystej — w obecnym parku — naprzeciw teraźniejszego hotelu Müllera, w czasach, kiedy się jeszcze niemarzyło wcale nieboszczykom braciom Müllerom przybyć do Ciechocinka. W tym namiocie mieszkał wraz z sąsiadem swoim, kąpiąc się w jedynej wannie przy starej oberży, — a kucharz gotował im niezłe obiady pod gołem niebem przed namiotem, zawiesiwszy grapę i miedzianne naczynia na długim rożnie, przeciągniętym na dwóch słupach po nad ogniskiem.
    Wszystko szło nie źle — są jego słowa — dopóki byliśmy sami i kąpali się spokojnie, a z domu dostarczano nam od czasu do czasu drobiu, chleba, masła, jaj, warzywa itp.; — lecz — gdy najechali nas goście z sąsiedztwa w czasie niedzieli i zaprosili się na skromny nasz obiadek (a gdzieindziej ciepłego jedzenia nigdzie nie dostano), — naówczas nastąpił głód i zgrzytanie zębów. Smutnem nauczeni doświadczeniem — od tego czasu zjeżdżali się do nich goście na święta z własnemi wiktułami i własną legominą (sic) w obszernej kobiałce, z której i nam się dostawał smaczny kąsek. Mimo to nadawały się i wówczas kuracje wyśmienicie.
    I obecnie są jeszcze, acz nieliczni świadkowie, którzy pamiętają owe czasy, gdzie lotne piaski otaczały całą osadę i główne źródła, kiedy deski wzdłuż ułożone stanowiły jedyną ścieszkę, po której nieliczni kuracyusze dążyli rankiem do źródła trzy procentowej solanki, a minąwszy przypadkiem przewodnią deskę, przez nieuwagę lub przymijaniu się z drugim, grzęzły poza kostki w lotnym piasku.
    Bagniste łąki, odwieczne siedlisko błotnistych wyziewów, odgradzały źródła od warzelni, a o wiorstę ciągnący się płot od źródła do warzelni, przedzielający te łąki, służył zarazem za jedyną komunikacyję pomiędzy źródłem a warzelnią. kto z gości chciał zwiedzić warzelnię, gdy łąki były zalane deszczową wodą, musiał jak skoczek cyrkowy przedzierać się do niej po żerdziach płotu. A i na amatorach takich — nie zbywało wtedy.
    Jedynem źródłem, którem się naówczas raczył kuracyusz, była trzy procentowa solanka (silniejsza), nie ujęta w cembrowinę. Pacyent nadstawiał szklankę lub kubeczek z uszkiem pod wylot pompy parowej, by zaczerpnąć wody zdrojowej. Zwykle wówczas nowicyjusz, zbliżywszy kubek do tłoka pompy, gdy tenże nagle się uniósł, postradał naczynię do picia, utrąciwszy uszko, a naczynie dostawało się do światła pompy. Ogólny śmiech otaczających zwracał uwagę kuracyuszów na świeżo przybyłego gościa. Później około 10-ej, gdy maszyna parowa zaprzestała działać, zajmowano się gromadnie wyławianiem z pompy ugrzęzłych poprzednio kubeczków.
    Nie duży deptak w pobliżu źródła służył za miejsce spaceru po szklance solanki, a obficie ustawione sążnie drzewa wokoło maszyny parowej — rzucały jedyny cień ożywszy na przechadzającą się publiczność i stanowiły zarazem jedyne miejsce wypoczynku dla spacerem zmęczonego kuracyusza, gdy był dosyć silny i zręczny, ażeby sobie z sążnia drzewa wysunąć do połowy szeroką szczapę na krzesło do siedzenia.
    Odmienny i jeszcze bardziej oryginalny obraz przedstawiał się z drugiej strony poza sążniami! — zresztą bardzo naturalny w pierwocinach leczniczego zakładu, gdzie prastarym zwyczajem bardzo mało dbano o wygody i wygódki dla siebie i gości.
    Porady lekarskiej udzielał pacyentom lekarz z Włocławka, Dr. Kossowski, później Dr. Nowacki, Schüutz i inni chwilowo na kuracyę przybyli, z których każden raz na parę tygodni zjeżdżał do Ciechocinka. Apteczka domowa, sezonowa filia Nieszawskiej, mieściła się na ulicy Widok w domu W-go Gębczyńskiego pod strychem, dokąd, gdy pacyent pragnął się dostać, był zmuszon po drabinie wskrabywać się.
    Większy ład i skład w organizacyi leczniczego zakładu nastąpił, gdy Dr. R. A. Ignatowski został mianowany etatowym lekarzem Zakładu w Ciechocinku i tamże stale zamieszkał. Jego to głównie staraniom i wpływom oraz pracom naukowym, — jego to światłej radzie, taktowi w obejściu, uprzejmości i elegancyi w obcowaniu z pacjentami wszelkiego rodzaju i płci (lecz nie zawsze tak miłym był on dla podwładnych i kolegów, a przeważnie dla współzawodników swoich!) przypisać należy, że Ciechocinek z czasem stał się tem, czem jest obecnie. Słusznie też zapracował sobie Dr. Ignatowski na zaszczytny tytuł Księcia na Ciechocinku, którem to mianem uczcił go ś. p. Professor Girsztoft, z racyi 50-cio letniego jubileuszu praktyki lekarskiej zdrojowego lekarza w Ciechocinku. Umarł w r. 1888 w Warszawie w 90-tym roku życia, zawsze elegancki i uprzejmy zwłaszcza dla płci nadobnej — i prawie do końca życia jako główny gospodarz wszelkich bali i redut w salonie kuracyjnym.
  6. Na mocy tego funduszu, udziela się z rozporządzenia rządowego bezpłatne kąpiele urzędnikom krajowym i to kawalerom, których pensya nie przekracza Rs. 300; a żonatym i dzietnym, których pensya dochodzi do Rs. 600





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Stanisław Łąpiński, Leopold Mieczkowski.