Przez kraj wód, duchów i zwierząt/Uwertura

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Filochowski
Tytuł Przez kraj wód, duchów i zwierząt
Podtytuł Romans podróżniczy
Wydawca Wydawnictwo Bibljoteki Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1926
Druk Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


UWERTURA.

Wsprawie tutułu kilka słów wyjaśnienia.
Zrządzenie losu, nie powiem żeby znów tak bardzo przykre, sprawiło, iż miesiące letnie bieżącego roku spędziłem na tułaczce po różnych uzdrowiskach, nie tyle jako letnik lub kuracjusz, co raczej jako jeniec wyobraźni własnej i pędu do przygód, z czego właśnie mam się tu publicznie wywnętrzać.
Już tytuł niniejszej relacji chyba wyraźnie wskazuje, że terenem szalonych mych pielgrzymek była mało jeszcze przez nas samych zbadana, prawie że egzotyczna Polska. Oczywiście — bo skoro nasz Odyseusz Mongolję nazwał „krajem bogów, ludzi i zwierząt“, jak gdyby nigdzie więcej ani bogów, ani ludzi, ani zwierząt nie było, to któż mi zabroni letnią syntezę Polski ująć w formułę: „wody, duchy, zwierzęta“?
Pierwszy element nagłówka brzmi u mnie nutą tryumfu i rehabilitacji, mam bowiem złożyć uroczyste świadectwo prawdzie, że chociaż warszawiak w ciągu zimowych miesięcy roku wodzie zbytnio się nie narzuca, a warszawianka z bezużytecznej wanny sprytnie sporządzi sobie balję lub spiżarnię, nie mniej jednak w lecie... Ach, mój Boże, w lecie koniecznie musi wyjechać do wód. Tam to właśnie w chwilach wolnych od zabaw, a przedewszystkiem od rewji mód i plotek na deptakach, można, a nawet trzeba się wykąpać. Wykąpać się nie przez snobizm lub z rozpusty, lecz z myślą o przyszłości, o zimie, wykąpać się starannie, by w grudniu albo też wczesną wiosną nie przyszło komu do głowy wyjmować z wanny słojów z marynatami, ciężkich dzierz z masłem, byle tylko zaspokoić niemądry kaprys kąpieli. Zresztą wszystkim chyba wiadomo, że kąpie się przedewszystkiem brudas; człowiek naprawdę ochędożny na temat wody żadnych nie miewa zboczeń: jest bowiem samo przez się czysty. W rezultacie ojczyzna nasza słynie, jako kraj wzorowej czystości — w porównaniu z zachodnimi sąsiadami spożycie u nas mydła, zwłaszcza w dzielnicach bardziej położonych na wschód, dałoby się obliczyć niemal w karatach.
Zoologją zajmę się tutaj bynajmniej nie ze względu na to, że podobno trudno uniknąć tego przedmiotu, gdy mowa o ludziach, to znaczy nie w celu dokuczenia bliźniemu jaką złośliwą przenośnią, ale poprostu z tej tylko racji, iż w opowiadaniach ludzi, jakich w wędrówkach swych spotkałem, zwierzęta sporą odgrywają rolę. Przyznać się muszę, że słuchając tych nieśmiałych zwierzeń o przyjaźni z fauną, przyjaźni antycznej jakiejś, gdyby z pradawnych klechd i legend do sfery rzeczywistości przybłąkanej, falę żywiołowego wstydu za zbrodnie, na społeczeństwie zwierząt przez nas popełniane, starałem się pokrywać nieszczerym sceptycyzmem:
— Akty świadomej wdzięczności ze strony kota? Kość, jako honorarjum, przez psa zaofiarowane panu doktorowi? Solidarność macierzyńska między kotką Bebą a żoną weterynarza? Wszystko to brzmi niczem starożytna baśń o moralnem obcowaniu człowieka ze światem zwierząt, ale bądź co bądź tylko baśń...
Prawda, jeszcze pozostały duchy. No, tu już jestem spokojny. Jeżeli weźmie się w rachubę polaków, uprawiających konszachty spirytystyczne, to przyjdziemy do wniosku, że jednak kraj nasz musi być obficie zaludniony przez duchy. I to przez duchy nie byle jakie! Medja warszawskie znane są z tego, że utrzymują stosunki wyłącznie z sosjetą pierwszorzędnej, wypróbowanej jakości. Na seansach naszych można mieć zawsze naturalnej wielkości Ramzesa, Cezara, Napoleona, paru Grzegorzów, Danta, Szekspira i Achillesa, obok zaś nich z pół kopy słabszych trochę wodzów, sadystów, uwodzicieli i włamywaczów, nie licząc trudnej do zarejestrowania hołotki astralnej, tłumem zazwyczaj ciągnącej w ślad za pozagrobową elitą.
Jak się w cyfrach okrągłych przedstawia duchostan polski, obecnie niesposób jeszcze ustalić. W każdym bądź razie Warszawskie Towarzystwo Psychopatyczne ma przed sobą wdzięczne zadanie przeprowadzenia jednodniowego spisu duchów gnieżdżących się w tych sferach bytu, które prawnie należą do Rzeczypospolitej Polskiej.

A teraz opowiem wszystko, od początku.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Filochowski.