Przygoda Jasia (1912)/VII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Przygoda Jasia |
Wydawca | Wanda Nusbaumówna |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Tow. Akc. S. Orgelbranda S. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Garncarz ustąpił Jasiowi łóżka swego w alkierzu, a sam w pierwszej izbie spać się położył.
Jaś zasnął zaraz, ale w nocy obudził się i przypomniawszy sobie, że nie jest w domu lecz pomiędzy obcymi ludźmi, miał już na głos rozpłakać się, gdy usłyszał w ciemności miarowe stukanie kołyski i śpiew garncarzowej, starającej się uśpić płaczącą Magdusię. Jakoż dziecko wnet płakać przestało, ale przez kilka minut jeszcze bieguny kołyski stukały o podłogę: tik, tak! tik, tak! a garncarzowa nuciła: luli, luli, dzieciątko moje, luli!
Jaś przypomniał sobie, że kiedy mała siostrzyczka jego była bardzo chorą, matka po całych nocach często siadywała nad nią, a kołyska siostrzyczki zupełnie tak samo stukała: tik, tak! tik, tak! a matka jego, tak samo śpiewała: luli, luli, dzieciątko moje, luli!
— Tak samo... tak samo... tak samiuteńko! — myślał Jaś i przy łagodnym śpiewie garncarzowej usnął znowu smaczno i spokojnie.
Nazajutrz garncarz, ubrawszy się w porządny choć gruby surdut, sam odprowadził Jasia do mieszkania rodziców i kiedy obsypany przez nich podziękowaniami za gościnność i opiekę, dziecku ich udzieloną, odchodzić miał, Jaś przyniósł mu mnóstwo zabawek i przysmaków, prosząc, aby oddał je Wincukowi i Marylce; potem objął go mocno za szyję i długo mówił, żeby pokłonił się od niego babulce i pani garncarzowej, staremu Mikołajowi, Wincukowi, Marylce i wszystkim... wszystkim... wszystkim!
Od dnia tego największą przyjemnością Jasia jest chodzić z rodzicami po tych dzielnicach miasta, wśród których znajdują się domki najbardziej pozapadane i stare. Widok domków takich zaciekawia go nadzwyczajnie; a gdy tylko rodzice pozwalają na to, wchodzi do nich i zaznajamia się z mieszkającymi w nich ludźmi. Rad jest bowiem zawsze dowiedzieć się, jak oni tam żyją i pracują — i czy czasem nie potrzebują czegoś, o coby on rodziców swych mógł poprosić. Ubogie dzieci zajmują go też bardzo; Wincuka i Marylkę widuje często, ale i z innemi dzieli się nieraz zabawkami i przysmakami swemi.
Żebraków nie lęka się też zupełnie, owszem, zawiązuje z nimi długie rozmowy, dopytując się ich, kim byli za młodu, co robili i jakim sposobem przyszli do biedy i żebractwa. Nieraz też opowiadają mu oni ciekawe historye, od których Jasiowi łzy w oczach stają i przez które, coraz lepiej rozumieć zaczyna wielką rozmaitość zajęć i losów ludzkich.
Dobrzy i rozumni rodzice Jasia nie wzbraniają mu tych znajomości i rozmów, bo przekonali się, że w dobrem jego sercu życzliwość i współczucie dla ubogich rozwinęły się wtedy dopiero, gdy zobaczył ich na własne oczy, gdy ich życie, prace, cierpienia, przymioty i nawet wady poznał za pomocą spostrzegania i doświadczenia własnego.