Przygody Tomka Sawyera/20
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody Tomka Sawyera |
Wydawca | Księgarnia J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1933 |
Druk | „Floryda“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Marceli Tarnowski |
Tytuł orygin. | The Adventures of Tom Sawyer |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tomek powrócił do domu przygnębiony. Spodziewał się że znajdzie jakąś pociechę u ciotki, ale z pierwszych jej słów zrozumiał, ze źle trafił ze swojem strapieniem.
Tomku, mam wielką ochotę obedrzeć cię ze skóry!
— Ależ ciociu, co ja takiego zrobiłem.
— Dość nabroiłeś! Przez ciebie pędzę, jak głupia starucha, do pani Sereny Harper, aby zwyciężyć jej niedowiarstwo twoim cudownym snem, temi bzdurami, których mi nagadałeś, a tu macie państwo! Ona już wie od Joego, że byłeś tutaj owej nocy i sam wszystko widziałeś i słyszałeś Tomku, nie wiem, jaki człowiek wyrośnie z chłopca, który postępuje w ten sposób! Krew mię zalewa ze złości, kiedy pomyślę, że pozwoliłeś mi pójsść do pani Sereny Harper, że naraziłeś mię na ta i wstyd i nawet słóweczka nie pisnąłeś!
To był dla Tomka zupełnie nowy punkt widzenia. Przebiegłość jego i pomysłowość wydawała mu się rano doskonałym, genjalnym żartem. Teraz ujrzał ją w innem świetle, jako podłą psotę. Zwiesił smutno głowę i w pierwszej chwili nie wiedział, co odpowiedzieć. Wreszcie wybełkotał:
— Ciociu, żałuję bardzo, że to zrobiłem, ale nie zastanowiłem się nad tem.
— Ach, dziecko, nigdy się nad niczem nie zastanawiasz. Tylko nad tem, co ci sprawia przyjemność! Pomyślałeś o tem, aby w nocy przyjść tutaj z wyspy Jacksona i śmiać się z naszej rozpaczy, pomyślałeś o tem, aby swojem kłamstwem o rzekomym śnie ośmieszyć mię przed panią Harper, ale o tem nie umiałeś pomyśleć, że trzebaby mieć trochę litości dla nas i zaoszczędzić nam zmartwienia!
— Ciociu, wiem, że postąpiłem nikczemnie, ale nie zastanowiłem się nad nikczemnością swego postępku. Wierz mi, jak cię kocham, nie pomyślałem o tem. A zresztą ja tu wtedy w nocy nie przyszedłem, żeby się z was śmiać...
— A poco?
— Chciałem ci dać znać, że możesz się o nas nie martwić, bo nie utonęliśmy.
— Tomku, Tomku, byłabym ci wdzięczna bezgranicznie, gdybym mogła uwierzyć w to. Ale wiesz doskonale, że tak nie było, i ja wiem także.
— Ciociu, naprawdę tak było! Wierz mi, tak było! Przysięgam ci!
— Tomku, nie kłam, nie kłam! Nie pogarszaj jeszcze przez to swojego czynu!
— Ja nie kłamię, ciociu, to prawda. Przyszedłem tylko poto, żebyście się przestali o nas martwić.
— Wielebym dała za to, aby móc ci uwierzyć. Toby zmazało wszystkie twoje przewinienia. Czułabym się niemal szczęśliwa z tego, żeś był tak niedobry i uciekł z domu. Ale przecież rozsądek nie pozwala wprost uwierzyć ci! Jeżeli tak było, moje dziecko, to dlaczego mi nie powiedziałeś tego, z czem przyszedłeś?
— Widzisz, ciociu, kiedy usłyszałem, jak mówiłaś o naszym pogrzebie, strzeliło mi nagle do głowy, żeby przyjść w niedzielę i ukryć się na galerji... no, i... i... nie miałem siły oprzeć się tej pokusie i zepsuć sobie zabawy... Schowałem więc korę zpowrotem do kieszeni i nie dałem ci znać, że żyjemy.
— Jaką korę?
— Korę, na której wam napisałem, że zostaliśmy piratami. Ach, dlaczegóż się nie obudziłaś wtedy, kiedy cię pocałowałem!... Mówię ci szczerze ciociu, że pragnąłem tego!
Surowe fałdy na twarzy ciotki wygładziły się nagle, a z oczu jej promieniała w tej chwili serdeczna miłość.
— Pocałowałeś mię, Tomku?
— Tak, ciociu!
— Jesteś tego pewien, Tomku?
— Tak, ciociu, zupełnie pewien.
— A dlaczego mię pocałowałeś, Tomku?
— Bo cię bardzo kocham... i dlatego, że leżałaś tak i wzdychałaś przez sen, a mnie było tak smutno...
Słowa te brzmiały szczerze. Stara pani nie mogła ukryć drżenia głosu, gdy powiedziała:
— Pocałuj mnie jeszcze raz, Tomku... i idź już nareszcie do szkoły, nie męcz mnie!
Kiedy Tomek wyszedł do szkoły, ciotka wbiegła do śpiżarni i wydobyła szczątki bluzy, którą Tomek miał na sobie jako pirat. Ale trzymając ją w ręku, zawahała się znowu i powiedziała sobie:
— Nie, nie mam odwagi! Biedny chłopiec! Jestem pewna, że skłamał, ale skłamał szlachetnie, tak szlachetnie skłamał i takie mi tem kłamstwem sprawił pocieszenie! Spodziewam się, że Pan Bóg... jestem pewna, że Pan Bóg przebaczy mu, gdyż skłamał z dobrego porywu serca. Nie chcę się jednak przekonać, że to było naprawdę kłamstwo. Nie zajrzę do jego kieszeni.
Odwiesiła zpowrotem bluzkę i przez chwilę stała zamyślona. Dwa razy wyciągała rękę po bluzkę i za każdym razem cofała ją znowu. Wreszcie jednak zdecydowała się, dodając sobie odwagi słowami:
— To było dobre kłamstwo... szlachetne kłamstwo... nie martwię się wcale, że skłamał.
Odszukała kieszeń bluzki. W chwilę później czytała ze łzami rozrzewnienia słowa, które Tomek nabazgrał na korze.
— Teraz, powiedziała, — przebaczyłabym mu, choćby miał na sumieniu miljon grzechów.