Przygody czterech kobiet i jednej papugi/Tom VI/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody czterech kobiet i jednej papugi |
Wydawca | Alexander Matuszewski |
Data wyd. | 1849 |
Druk | Jan Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Aventures de quatre femmes et d’un perroquet |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tristan był dotąd przyjacielem Wdlema, ale potém wszystkim co usłyszał, ta zmieniła się w uniesienie i szacunek. Jakże i to trudno w miłości żeby okazać tyle prawości, ile jéj okazał nasz kommisant, ale nie równie trudniéj dopiąć zamiaru jaki nasz nauczyciel postanowił sobie, iżby nie zawieść téj czystości serca i nie odstręczyć téj miłości.
Zresztą znając harakter Tristana to postanowienie nie było dlań zbyt trudnem. Po Ludwice, Henryecie i Lei pani, Van Dick nie mogła iść w stopniowanie; dotrzymanie zatem obietnicy nie było dla Tristana ciężarem, a nie będąc wystawionym na niebezpieczeństwo pokusy, nie położyłby żadnéj zasługi w całém tém postępowaniu. A nawet unosząc się nad sercem Willema, mógł się wstrzymać od śmiechu na widok téj miłości śmiesznéj i tak silnéj, tak jakby ta Którą kochał była czystą i niewinną dziewicą, a uwaga ta nastręczyła mu się, że będąc kochanym od Ludwiki czarującéj wdziękami, zapomniał o niéj lub przynajmniéj mógł żyć zdala od niéj, gdy tymczasem Willem nie potrafił się oswoić z myślą oddalenia się na miesiąc od Eufrozyny, która przy Ludwice wyglądała prawie tak jak kapusia przy lilii. Jednakże z rozmowy między Tristanem a Willemem był ten rezultat, że ten ostatni będąc tak rozkochany nie pokładał nieograniczonéj ufności w obietnicach i wierności swéj kochanki, i owszem dręczył się podejrzeniami, że miała jakieś widoki na nowo przybyłego, i to wszystko tłumaczyło Tristanowi wiele rzeczy, których nie mógł wiedzieć, jak naprzykład ta tajemnica dla kogo był przeznaczony portret, ten ciągły wzrok utkwiony w malarza, i który może chciał wskazać przyszłego właściciela miniatury. Ale Tristan mówił sobie:
Nie jestem tak zapalonym wielbicielom moich dzieł abym je miał kupować za tę cenę kochana pani Van-Dick, masz już kommissanta a jeszcze pragniesz nauczyciela śpiewaka. O nie, droga pani, będziesz pościć patrząc na te przysmaki i łakocie, albo kontentuj się Willemem głupcem, że cię kocha. Pan Tristan, piękna kupcowa, nie są ani udanymi przyjaciółmi, ani kollegami, Tristan również nie jest zdolny robić krzywdę Willemowi, jakoteż cię pokochać. Kiedyś wybiegła z pokoju cała w skokach, on znalazł cię piękniejszą dzisiaj niż wczoraj, ale to nie jest przyczyna iżbyś sądziła żeś go potrafiła rozpłomienić, i żeby miał odgrywać rolę twego kochanka. Porzuć tę myśl, piękna pani, on się ma na baczności, on cię zawsze sprowadzi na prostą drogę, mając wzgląd na Willema, co jednakże nie przeszkadza, że jak łowa miłości z czyichkolwiek bądź ust wychodzą i do kogobądź zwrócone, rozpłomieniają nieco słuchających, tak też i Tristan chciałby, nie robiąc ci przykrości, znaleść jakie nowe miłostki, które by mogły go nieco rozerwać po tych, o których ty marzysz.
I tak prowadząc rozmowę z samym sobą, Tristan zaszedł do swego pokoju, aby wziąść miarę portretu, bo chciał jeszcze dziś w wieczór obstalować do niego medalion.
Zchodząc z góry spotkał panią Van-Dick na schodach idącą do siebie.
— Czy pan wychodzisz? zapytała.
— Tak jest wychodzę.
— Czy się dziś z sobą zobaczemy?
— Dla czegóż nie. Wychodzę tylko na chwilę za medalionem, dodał ciszéj.
— O! jaki dobry, myśli o mnie i podała rękę Tristanowi do pocałowania.
— Jakże ma być zrobiony zapytał Tristan?
— Jak pan sobie życzysz
— Chciałbym wiedzieć zdanie pani.
— Moje zdanie będzie twoim.
— Gdybym wiedział dla kogo jest przeznaczony mówił daléj Tristan, kazałbym go oprawić podług gustu tej osoby.
— Wybierz pan medalion, tak jakby miniatura była dla ciebie, odrzekła pani Van-Diek i po tych słowach wbiegła na górę.
— Ho! ho! mówił do siebie Tristan kiwając głową, ho! ho. I pozostał tak kilka chwil oparty o schody, z miną bardzo posępną poczém zeszedł na doi, i ktoby go zobaczył, pomyślałby, że ten człowiek odebrał bardzo niepomyślną nowinę.
Nareszcie wybrał medalion i powróciwszy do domu, zastał panią Van-Dick siedzącą w salonie przy fortepianie, syn jéj drzymał na krześle, a Willemowi zdawało się że ma przed sobą Ś-tą Cecylię.
Eufrozyna zamieniła z Tristanem spojrzenie, które miało znaczyć: „Nic nie. mów.” Tristan zaś rzucił wzrokiem na Willema, co miało znaczyć: „zajmuje się tobą”.
Tym sposobem każdy był szczęśliwym, wyjąwszy Tristana.
Rozmowa ogólna trwała z godzinę, poczém Tristan pod pretextem znużenia oddalił się pozostawiając obojga kochanków.
— Samo z siebie wynika, że Van-Dick tam się nie znajdował.
Pani Van-Dick obudziła Edwarda i powiedziała:
— Nieznośny jesteś z tém spaniem w salonie, każ służącéj niech cię położy i odchodząc zamknij drzwi za sobą. Gdy dziecko wyszło, Willem odezwał do Eufrozyny, jesteś Aniołem.
Czegóż chcesz? ja cię tyle kocham! odpowiedziała.