Przygody na okręcie „Chancellor“/XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody na okręcie „Chancellor“ |
Podtytuł | Notatki podróżnego J. R. Kazallon |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Ilustrator | Édouard Riou |
Tytuł orygin. | Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Od 24 listopada do 1 grudnia. Płyniemy więc na okręcie, którego trwałość jest wątpliwą, na szczęście jednak nie mamy przed sobą długiej podróży. Pozostaje nam 800 mil do przebycia. Jeżeli wiatr północno-wschodni utrzyma się przez parę dni, »Chancellor«, popychany nim, z łatwością dobije brzegów Guyany.
Żeglujemy na południo-zachód. Pierwsze dni przechodzą szczęśliwie. Kierunek wiatru ciągle dobry, ale Robert Kurtis nie chce rozwinąć wszystkich żagli, w obawie, aby szybki bieg nie spowodował szkody jakiej w świeżo zreperowanych ścianach.
Smutna to przeprawa, jeżeli się nie ma zaufania do statku, który nas wiezie. Oprócz tego zamiast posuwać się naprzód, wracamy się. To też każdy pogrąża się w myślach i na pokładzie brak tego ożywienia, jakie zwykle panuje w czasie szybkiej i pewnej żeglugi.
29-go wiatr wykręcił się więcej z północy, nie można więc utrzymać poprzednio nadanego kierunku; musieliśmy zrównać żagle z linami z prawej strony, stąd dosyć silne pochylenie okrętu. Aby tego uniknąć, Kurtis rozkazał zwinąć żagle bocianiego gniazda.
Podzielamy najzupełniej zdanie kapitana, albowiem nie tyle nam idzie o szybką, jak o pewną i bezpieczną przeprawę.
Noc z 29 na 30 była ciemna i mglista, wiatr coraz silniejszy pchał nas ku północo-wschodowi. Pasażerowie po większej części siedzą w kajutach, ale Kurtis i cała załoga ciągle pozostają na pokładzie. Okręt zawsze mocno pochylony pomimo zwinięcia wszystkich żagli górnych. Nad ranem około drugiej chciałem zejść do kajuty, kiedy jeden z majtków, Burke, znajdujący się pod pokładem, wybiegł i zawołał:
— Dwie stopy wody!
Kurtis i bosman szybko zbiegli po schodkach i przekonali się, że smutna nowina była na nieszczęście zupełnie prawdziwą.
Czy dziura pomimo wszelkich starań znowu się otworzyła, czy też spojenia źle umocowane rozstąpiły się, nie wiemy, dość, że woda szybko przybiera na dnie okrętu.
Kapitan, powróciwszy na okręt, puścił go z wiatrem, oczekując dnia. Z pierwszym brzaskiem jutrzenki sondowanie wykazało trzy stopy wody.
Spojrzałem na Kurtisa, zbladł, ale nie stracił ani na chwilę zimnej krwi. Podróżni wybiegli na pokład; wyjawiono im całą prawdę, nie było bowiem racyi jej ukrywać.
— Czy nowe jakie nieszczęście? — zapytał Letourneur.
— To było do przewidzenia — odpowiedziałem — ale nie daleko już jesteśmy od lądu i mam nadzieję, że nic złego nas nie spotka.
— Oby Bóg pana wysłuchał! — rzekł pan Letourneur.
— Alboż to Bóg jest na okręcie? — zapytał Falsten.
— Jest panie — odezwała się miss Herbey.
Inżynier zamilkł przed tą odpowiedzią pełną wiary, która nie rozumuje.
Robert Kurtis wydał rozkaz pompowania. Załoga wzięła się do roboty z większą rezygnacyą aniżeli zapałem. Majtkowie wiedząc, że w pompach cała ich nadzieja, kolejno zmieniali się przy drągach.
Podczas dnia znowu powtórzono sondowanie i przekonano się, że woda przybiera wolno, ale bezustannie, wewnątrz okrętu. Na nieszczęście pompy przez używanie psują się często i trzeba je bezustannie reperować. Czasem także zdarza się, że bywają zatkane przez popiół albo szmaty bawełny, stąd więc czyszczenie powtarza się ze stratą czasu.
Nazajutrz przekonano się, że wysokość wody wynosi pięć stóp. Jeśliby więc zaszła jaka przeszkoda w pompowaniu, okręt będzie zalany. Byłoby to już tylko kwestyą czasu i to bardzo krótkiego. Linia zanurzenia »Chancellora« wynosi już stopę, kołysanie się coraz trudniejsze, bo bardzo ciężko okrętowi unosić się na falach. Uważam, że kapitan Kurtis marszczy brwi za każdym raportem, zdanym przez bosmana lub porucznika, jest to złą wróżbą.
Pompowanie trwało cały dzień i całą noc. Morze jeszcze nas zwycięża. Załoga jest wycieńczoną. Oznaki zniechęcenia wzrastają wśród ludzi. Bosman i porucznik dają dobry przykład i pasażerowie zajmują miejsca przy pompach.
Położenie nie jest już takie, jakie było, gdy »Chancellor« osiadł na lądzie stałym, Ham-Rocku. Statek nasz buja teraz nad przepaścią, która go lada chwila pochłonąć może.