Przygody na okręcie „Chancellor“/XXI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Przygody na okręcie „Chancellor“
Podtytuł Notatki podróżnego J. R. Kazallon
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Ilustrator Édouard Riou
Tytuł orygin. Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXI.

Od dnia 21 do 23 listopada. Trzeba nam koniecznie bez namysłu porzucić ten szczupły basen. Pogoda, sprzyjająca przez cały listopad, grozi odmianą. Barometr spadł od rana i bałwany zaczynają się kołysać naokoło Ham-Rock. Wysepka nie będzie mogła oprzeć się wiatrom i »Chancellor« ulegnie zdruzgotaniu.
Tegoż wieczora Robert Kurtis, Falsten, bosman, Daoulas i ja zwiedziliśmy podstawę bazaltową. Jeden jest tylko sposób utorowania przejścia, t. j. drągami szturmować podstawę, mającą dziesięć stóp szerokości i sześć długości. Obniżenie na osiem lub dziewięć cali wody i staranne opatrzenie kanału powinno wystarczyć »Chancellorowi« do wydobycia się na miejsce, gdzie wody stają się nadzwyczaj głębokie.
— Ależ ten bazalt ma twardość granitu — robi uwagę bosman — i praca potrwa długo, tembandziej, że nie będzie mogła być prowadzoną nad dwie godziny podczas odpływu morza.
— A więc nie traćmy ani chwili — odpowiedział Kurtis.
— Eh! kapitanie — odzywa się Daoulas — będzie roboty na miesiąc! Czy nie byłoby możebnem wysadzić w powietrze te skały? Proch mamy w składzie.
— W zbyt małej ilości — odpowiedział bosman.
Położenie jest nadzwyczaj poważne. Miesiąc pracy? Ale przed upływem miesiąca statek zostanie rozbity przez morze!
— Mamy coś lepszego od prochu — zauważył wówczas Falsten.
— Cóż takiego? — zapytał Robert Kurtis, odwracając się do inżyniera.
— Pikrat potasu! — odpowiedział Falsten.
Pikrat potasu! pudełko zabrane przez nieszczęśliwego Ruby. Materya wybuchająca, która o mało nie wysadziła w powietrze okrętu, usunie przeszkodę. Dziura prześwidrowana w bazalcie i grzebień zniknie.
Pudło z pikratem, jak już mówiłem, złożone zostało w miejscu pewnem na rafie. Opatrzność sama czuwała i przeszkodziła nam wrzucić je w morze po wydobyciu ze spodu okrętu.
Majtkowie poszli po drągi, a Daoulas pod przewodnictwem Falstena zaczyna wydrążać dziurę w miejscu, w którem najlepiej będzie założyć minę. Wszystko zdaje się przepowiadać, że otwór zostanie skończony w nocy, a nazajutrz ze wschodem słońca eksplozya wysadzi przeszkody i przejście będzie wolne. Wiadomo, że kwas pikratowy jest produktem krystalicznym i gorzkim, wytworzonym ze smoły i kamiennego węgla, a przez połączenie się z potasem tworzy sól żółtą, zwaną pikratem potasu. Siła wybuchowa tej materyi jest niższą od bawełny strzelniczej i dynamitu, ale wyższą od prochu zwyczajnego. Co do zatlenia, to można z łatwością je wywołać, zapomocą silnego uderzenia, do czego użyjemy kapiszona.
Robota Daoulasa przy pomocy załogi była prowadzoną gorliwie przez całą noc, lecz z nadejściem dnia skończoną jeszcze nie była. Istotnie, tylko podczas odpływu morza, który trwa zaledwie godzinę, można świdrować kanał; wynika więc z tego, że 4 odpływy są niezbędne, aby wydrążyć odpowiednią głębokość.
23 listopada robota została nareszcie skończoną. Podstawa bazaltowa przedziurawiona dostatecznie do pomieszczenia 12 funtów soli wybuchowej. Zajęto się tem bezzwłocznie.
W chwili kładzenia pikratu do kanału, Falsten robi uwagę, że lepiej byłoby pomieszać go z prochem zwyczajnym. To by nam pozwoliło podpalić minę lontem, zamiast kapiszonem, co uskutecznić jest daleko łatwiej i bezpieczniej, niż uderzeniem na kapiszon. Zresztą jest dowiedzionem, że użycie pikratu z prochom zmieszanego, lepszem jest do wysadzenia twardych skał. Pikrat, z natury daleko gwałtowniejszy, ułatwi wybuch prochu, ten zaś powolniejszy do zapalenia posiada za to większą objętość i rozsadzi nakoniec bazalty.
Inżynier Falsten mówi nie często, ale jeśli co powie, to trzeba przyznać, że mądrze. Jego radę wykonano. Zmieszano obie substancye i po przeprowadzeniu lontu aż do środka otworu, wsypują tę mieszaninę, która ją szczelnie wypełnia.
»Chancellor« jest o tyle oddalony od miny, że eksplozyi nie potrzebuje się obawiać. Mimo to przez ostrożność pasażerowie schronili się na koniec skały do groty i pani Kear, choć niechętnie, musiała opuścić okręt. Następnie Falsten podpalił lont, który miał się tlić dziesięć minut i przyłączył się do nas.
Eksplozya nastąpiła. Była głuchą i daleko mniej huczną niż można było się spodziewać, ale jest to zwykły skutek min, wydrążonych głęboko. Pobiegliśmy ku zawadzie. Operacya udała się doskonale. Podstawa bazaltowa zupełnie w pył obrócona i powstały na jej miejsce mały kanał, który przypływ morza zaczyna wypełniać, znosi przeszkodę i daje przejście wolne.
— Hurah! — rozległo się w powietrzu. — Drzwi od więzienia otwarte i więźniowie mogą uciekać!
Z przypływem morza »Chancellor«, ciągniony na kotwicach, przebywa przesmyk i buja na wolnem morzu. Ale jeszcze cały dzień musi pozostać w blizkości wysepki, bo w warunkach, w jakich się znajduje, nie może być kierowanym, niezbędnem jest zaopatrzenie się w balast, aby zabezpieczyć równowagę. Przez dwadzieścia cztery godziny załoga pracuje nad ładowaniem kamieni i najmniej uszkodzonych pak bawełny.
Przez cały ten dzień pp. Letourneur, miss Herbey i ja zwiedzamy bazalty tej wysepki, której zapewne nigdy już nie ujrzymy, a na której przebyliśmy trzy tygodnie. Nazwisko »Chancellora«, skały, data osadzenia są artystycznie wyrżnięte na jednej ze ścian groty i ostatnie pożegnanie danem zostało tym skałom, gdzie niektórzy z nas przebyli najpiękniejsze dni swego życia.
Nakoniec 24 listopada z rannym przypływem »Chancellor« rozpuścił dolne żagle, żagiel wielkiego masztu i rej na bocianiem gnieździe, a w dwie godziny potem straciliśmy z oczu ostatni szczyt Ham-Rocku.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.