Przygody na okręcie „Chancellor“/XXXVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody na okręcie „Chancellor“ |
Podtytuł | Notatki podróżnego J. R. Kazallon |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Ilustrator | Édouard Riou |
Tytuł orygin. | Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
22-go grudnia. Dzień nareszcie zabłysnął i słońce zajaśniało z pomiędzy chmur, pozostałych od wczorajszej burzy. Starcie się żywiołów trwało zaledwie kilka godzin, ale powietrze i woda nie zdołały się jeszcze uspokoić po tej szalonej walce. Mogłem jedynie opisać sam jej początek, bo długie zemdlenie, które nastąpiło po uderzeniu, odebrało mi zupełnie możność obserwowania końca burzy. Wiem tylko, że wkrótce potem huragan uspokoił się pod wpływem gwałtownej ulewy, osłabiającej elektryczne natężenie powietrza. W krótkim tym jednak przeciągu czasu wieleż nam ona szkód wyrządziła, wiele strat niepowetowanych, jakaż okropna nędza nas czeka. Z całych potoków wody, które wylała, nie byliśmy w możności zatrzymać ani kropelki. Odzyskałem zmysły dzięki staraniom panów Letourneur i miss Herbey, a Robert Kurtis ocalił mi życie, powstrzymując w chwili, kiedy bałwan chciał unieść mnie z pokładu.
Jeden z majtków, których woda nam porwała, był to Austin, młody człowiek, lat 28-miu, posłuszny, dzielny i odważny. Drugi był stary Irlandczyk, O’Ready, który przeżył już tyle rozbić. Jest nas wszystkiego 16 osób na tratwie, a teraz zobaczmy, co nam pozostało z żywności. Robert Kurtis chciał się przekonać i zrobił dokładny obrachunek.
Wody nie zabraknie nam jeszcze, bo na spodzie rozbitej beczki jest 65 litrów, druga zaś beczka zupełnie nietknięta. Dwie baryłki, w których było suszone mięso i złowione przez nas ryby, woda uniosła, sucharów ocalało wszystkiego około 60-ciu funtów. Sześćdziesiąt funtów na szesnaście osób t. j. osiem dni żywności, licząc po pół funta na dobę.
Robert Kurtis wyjaśnił nam, jak rzeczy stoją; słuchano go w milczeniu, poczem wszyscy zamilkli i smutnie spędziliśmy dzień cały. Widocznem jest jednak, że też same myśli zrodziły się w głowie każdego. Dziwnie spoglądaliśmy po sobie i widmo głodu zaczyna nas prześladować. Dotychczas nie jesteśmy jeszcze pozbawieni żywności i napoju, porcye jednak wody trzeba zmniejszyć, co zaś do sucharów...
Zbliżywszy się niechcący do grupy majtków, leżących na przedzie tratwy usłyszałem, jak Flajpol mówił do towarzyszy: dobrzeby zrobili ci, którzy mają umrzeć, żeby się pospieszyli.
— Masz racyę — odpowiedział Owen — tym sposobem reszta miałaby żywności na dłużej.
Dzień przeszedł, smutek zaciężył na duszy każdego z nas. Rozdano po pół funta sucharów. Jedni z nas pożarli je z wściekłością, inni z rozsądnem umiarkowaniem. Zdaje mi się, że inżynier Falsten rozdzielił swoją porcyę na tyle kawałków, ile razy na dzień przywykł jadać.
Jeżeli któremu z nas przeznaczono przeżyć wszystkich, Falsten nim będzie.