<<< Dane tekstu >>>
Autor Sophie de Ségur
Tytuł Przykładne dziewczątka
Podtytuł Zajmująca powieść dla panienek
Pochodzenie Przykładne dziewczątka
Wydawca Księgarnia Ch. I. Rosenweina
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Siła”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Orwicz
Ilustrator Marian Strojnowski
Tytuł orygin. Les Petites filles modeles
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała książka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XVIII.
Szczygiełek.

Miesiąc upłynął od tego czasu. Kamilka i Madzia siedziały na ławce ogrodowej i plotły koszyczki z sitowia, które Zosia ze Stokrotką ścinały nad wodą.
— Madziu! Madziu! przynoszę ci ślicznego ptaszka — wołała Zosia zdaleka.
— Cóż to za ptaszek? pytała Kamilka, biegnąc na jej spotkanie.
— Szczygiełek — odrzekła Zosia. Stokrotka go dostrzegła, a ja złapałem. Widzicie, jaki miluchny!
— Biedactwo, jakie wylęknione, a jego matka musi być zrozpaczona — mówiła Kamilka z żalem.
— Wcale nie. To ona właśnie wyrzuciła go z gniazdka. Usłyszałam szmer w krzakach, patrzę, a to ptaszę spadło na ziemię i takie było przerażone, że nie ruszało się wcale. Nie śmiałam się do niego zbliżyć — opowiadała Stokrotka. Zosia podjęła go ostrożnie i powiedziała odrazu, że to będzie dla Madzi.
— Dziękuję wam bardzo — zawołała Madzia uradowana. Zanieśmy go do domu, trzeba mu dać jakie pożywienie. Prześliczny jest ten szczygiełek, nieprawdaż Kamilko?
— O tak. Włożymy go tymczasem do koszyczka, zanim będziemy miały klatkę — odrzekła Kamilka.
Eliza znalazła koszyczek, radziła wyłożyć go mchem i z miękkiej wełny zrobić gniazdko. Stokrotka sądziła, że najlepiej byłoby wziąć ptaszka do łóżeczka na noc, żeby się ogrzał pod kołderką, ale Madzia zrobiła słuszną uwagę, iż możnaby go łatwo zadusić, więc projekt ten nie został przyjęty. Zosia zadecydowała urządzenie gniazdka według swojej metody, byleby jej dostarczono kawałek płótna starego i bawełny.
— Po co płótna? zapytała śmiejąc się Eliza, czy panienka chce mu uszyć koszulkę?
Dzieci roześmiały się, tylko Zosia z poważną minką oczekiwała na potrzebne materjały, a potem, otrzymawszy je, rzekła:
— Nie patrzcie na mnie proszę, zobaczycie gniazdko skończone.
Chwilę majstrowała coś w kąciku, plecami odwrócona, wreszcie zawołała:
— Skończone.
Dziewczynki poskoczyły ku niej zaciekawione.
— A gdzież jest ptaszek? pytały.
— Jest tam owinięty starannie w koszyku — odpowiedziała Zosia — bardzo mu będzie ciepło.
Dziewczynki wraz z Elizą rzuciły się na poszukiwanie szczygiełka, który omotany mocno w płótno i zawiązany długą nitką ledwie już dyszał.
Rozwinięto coprędzej pieluszki. Ptaszek nie ruszał się wcale.
— Ach, ta Zosia zawsze jakieś głupstwo zrobi! oburzała się Stokrotka.
— Nie wiedziałam... doprawdy... myślałam, że dobrze mu będzie w tem otuleniu — tłomaczyła się Zosia zakłopotana.
— Pocóż bierzesz się zawsze do tego czego wykonać nie umiesz? mruknęła Stokrotka niechętnie.
Eliza wmieszała się do rozmowy, chcąc spór między dziećmi załagodzić.
— Poczekajcie może uda się ożywić ptaszynę, rzekła spokojnym głosem. Niech panienka przyniesie trochę wina — dodała zwracając się do Zosi, a gdy ta pobiegła spełnić polecenie, Eliza otworzyła dziobek szczygiełka i dmuchnęła weń ostrożnie. Wlała mu następnie parę kropel wina do gardziołka. Ptaszek drgnął i zatrzepotał skrzydełkami ku wielkiej radości dzieci:
— Czy to Kasia nauczyła cię takiego sposobu pielęgnowania piskląt? zapytała Stokrotka drwiącym tonem.
— Tak, ona zazwyczaj tak owija wylęgłe indyczęta — zapewniała Zosia.
— A czy dużo ich zostaje przy życiu? pytała Stokrotka.
— Ginęły często niewiadomo dlaczego, odrzekła Zosia.
— Przecież nie mogą żyć bez powietrza, ptaki tak samo jak ludzie muszą oddychać — wtrąciła Eliza. Niechże panienki zostawią mi tego szczygiełka, a ja go wyhoduję.
Madzia pomagała Elizie w pielęgnowaniu ptaszyny, nazwanej przez nią Mimi. Szczygiełek tak się oswoił, że jadł z ręki, siadał na ramieniu Madzi. Klatka stała w jej pokoju i drzwiczki pozostawały zazwyczaj otwarte. Mimi wylatywał nawet przez okno i powracał na wołanie Madzi. Nieraz budził ją z rana, dziobiąc zlekka w uszko. Dziewczynka odpędzała go, mówiąc:
— Pozwól że mi zasnąć jeszcze trochę!
Szczygiełek wracał do klatki, a gdy jego pani usnęła, przylatywał znowu na jej ramię i świergotał wesoło, jakby chcąc koniecznie ją wyciągnąć z łóżeczka.
Takie scenki powtarzały się codziennie. Madzia odgrażała się, że zamykać będzie klatkę, ale groźby nie spełniała. Wreszcie matka zauważyła, że Madzia wygląda niewyspana, a Stokrotka zdradziła tajemnicę, opowiadając jak Mimi do dnia budzi swym śpiewem i wojuje ze swą opiekunką. Pani Marja kazała na noc zamykać klatkę.
Mimi przywykłszy do swobody, nie mógł zrozumieć co się stało, więc bił głową o szczebelki, rozbryzgiwał wodę i świergotał tak zawzięcie, że Madzia obudziła się znowu, ale następnie zasnęła i dopiero, gdy weszła Eliza, wstała, jak zwykle, na śniadanie, a małemu więźniowi otworzyła drzwiczki klatki.
Mimi był widocznie zadąsany, nie chciał się ruszyć, dziobał zawzięcie wyciągniętą ku niemu rączkę dziewczynki.
— Jaki on zły!.. wołała Stokrotka przyglądając się ptaszkowi.
— Zupełnie tak postępuje, jak ja przed miesiącem — dodała Zosia. Chciało mi się też wszystko niszczyć i wywracać, gdy mnie zamknięto na klucz w pokoju.
Otworzono okna i Mimi, ujrzawszy drzewa zielone, nie mógł się oprzeć pokusie, w jednej chwili wyleciał i usiadł na wysokiej sośnie. Dzieci poszły na spacer, pozostawiając go w ogrodzie. Powróciwszy w godzinę potem, dostrzegły szczygiełka skaczącego z gałęzi na gałęź. Odpowiadał na wołanie Madzi swym wesołym świergotem, ale nie miał ochoty powrócić do klatki, nawet dla zjedzenia ziarna.
Do samego wieczora zbieg nie pokazał się wcale. Dziewczynki mocno były zaniepokojone, obawiając się, czy go nie spotkała jaka przykra przygoda.
Madzia odgrażała się, że go ukarze jeżeli jeszcze się na nią dąsa, ale w gruncie rzeczy żałowała bardzo swego wychowanka.
Nazajutrz, idąc na przechadzkę, rozglądały się dziewczątka, czy nie dojrzą gdzie szczygiełka, gdy naraz Stokrotka odskoczyła w bok i krzyknęła wskazując paluszkiem na ziemię:
— Patrzcie! Patrzcie! Biedny Mimi!
Garstka piórek i główka małej ptaszyny pozostały jako jedyny ślad po nim. Matka Stokrotki pochyliła się, żeby lepiej rozpoznać, co się z nim stało. Nie było wątpliwości, Mimi padł ofiarą jastrzębia, nie mając pojęcia o grożącem mu niebezpieczeństwie. Madzia rzewnie zapłakała.

Zabrano resztki pozostałe z wesołej i ulubionej ptaszyny i zamknięte w pudełeczku zakopano na krańcu dziecinnego ogródka. Dziewczynki urządziły tam rodzaj pomniczka z cegieł i napisały na deseczce: „Tu leży Mimi pożarty przez jastrzębia“.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sophie de Ségur i tłumacza: Natalia Dzierżkówna.