Przymierze śmierci z miłością
←Małżeństwo Szczęśliwe | Przymierze śmierci z miłością Wybór poezyj Sielanki Sautel |
Do Poezyi→ |
Przekład: Adam Naruszewicz. |
(Bajka z Sautela).
Słodkim wiecznéj przyjaźni sprzągszy się przymierzem,
Śmierć i miłość, polotnym nastrzępiona pierzem,
Szły wespół kędyś w drogę. Śmierć swe niosła groty,
Niosła także swój miłość kołczan szczerozłoty.
A gdy do zamierzonéj równie mety śpieszą,
I wzajemnemi żarty przykrą podróż cieszą;
(Bo choć się drobnym zdaje Kupidek chłopczykiem,
Umie łotrzyk szczebiotać obrotnym językiem)
Wtym do morskiéj słoneczny rydwan toni wkroczył
I wieczór złote koła po niebie roztoczył.
Obie miłéj szukając po pracach ochłody,
Wyboczyły z gościńca do bliskiéj gospody:
Tam złożywszy swe bronie, po skromnéj wieczerze,
Każda się do zwykłego spoczynku zabierze.
Już noc na śrzodek nieba cugi wzbiwszy czarne,
Sypała pełną garścią po świecie sny marne:
Wszędy głuche milczenie; ni wiatr liściem kiwał,
Ni człek gadał, ni czujny kondel się ozywał.
Alić w same pierwospy łoskot niespodziany
Zatrząsł gromem okrutnym i okna i ściany;
Srogi szelest po węgłach, przykry szmer po górze,
Jakby z gruntu dom cały wywracały burze.
Porywa się co żywo, i gdzie kto mógł snadnie,
Ta kominem, ta oknem z popłochu przepadnie:
A sięgając omackiem, przez ślepy trafunek,
Obie nie swój ze ściany porwały rynsztunek.
Miłość sajdak śmiertelny, śmierć miłosny zmyka,
U téj pochodnia w ręku, u tamtéj motyka.
Już téż różana zorza świt niosła przyjemny,
Ściągając srebrną dłonią od wschodu kir ciemny;
Kiedy pielgrzymki nasze z owéj nocnéj trwogi
Błąkały się na różne rozpierzchnione drogi;
A zmieniwszy z orężem cel zwycięstwa nowem,
Śmierć młodych, miłość starców bawi się połowem.
Stąd ludzkiego żywota zważ igrzyska dziwne,
I rzeczy poplątanych obroty przeciwne.
Czemu w kwiecie pierwotnych latek ginie młody?
Czemu tchnie brzydkim ogniem siwiec łokciobrody?
Oto od owéj chwili śmierć miłości broni
Zażywa, a śmiertelnym grotem miłość goni.
Rzucił ktoś biegłe oko na ten rym niewinny,
Com go ulał z kropelki wody muzopłynnéj,
I rzekł: że nie od rzeczy ten skotopas gwarzył,
Który miłość ze śmiercią tak ściśle skojarzył.
Mała nader różnica jest miedzy obiema:
Śmierci wylazły ślepie, i miłość ich nie ma.
Obie noszą trucizną zmaczane pociski;
Obie sięgną, czy to cel daleki czy bliski.
Śmierć i chłopa i pana równym gwichtem waży,
Miłość chłopa i pana równym ogniem smaży.
Śmierć naga, miłość naga; nic nie mają obie:
Ta niebacznych za życia zdziera, tamta w grobie.
Niéma śmierć do honorów, ni do złota żądze,
Nie dba miłość na złoto, nie dba na pieniądze.
Śmierć siecze płytką stalą bez braku, kto żywy;
Miłość pali i kwiatki i stare pokrzywy.
Równa bladość i smutek, czy kto kocha, czyli
Czeka na zgubnym łożu ostatecznéj chwili.
Śmierci żaden czas, żadna moc zgładzić nie umié;
Szczeréj miłości żadna moc i czas nie stłumi.
Śmierć się karmi wzdychaniem i łez gorzkich zdrojem;
Tym pokarmem i miłość, tym żyje napojem.
Śmierć ni datkiem, ni prośbą da się uwieść głucha;
Tak miłość ani datku, ani prośb nie słucha.
W tym tylko różne: wszystko moc śmierci oręża,
Lecz brzydka miłość nigdy cnoty nie zwycięża.
1770, II, 223 — 9.