Przyszłość literatury/Część II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Prus
Tytuł Przyszłość literatury
Podtytuł Część II
Pochodzenie Pisma Bolesława Prusa
tom I To i owo
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Część II.

LUCYPER. No! no! odłóż, przyjacielu, swoje lamentacje na później, a tymczasem staraj się poznać drugi sposób zapełniania szpalt w pismach perjodycznych.
HUMORYSTA. Na czemże on polega?
LUCYPER. Na tak zwanej polemice dziennikarskiej, która z początku jest walką na pióra, później zaś staje się walką na kamienie i kije.
HUMORYSTA. Cóż na to mówi publiczność?
LUCYPER. Ha, cóż?... zwyczajnie jak publiczność!... Z początku dziwiła się, później zabawiła. Dziś, ludzie rozsądni nie czytają polemik, ale zato czerń nie czyta dzienników, które nie polemizują ze sobą. Literaci przyzwyczaili motłoch do swoich kłótni, podobnie jak cezarowie przyzwyczaili go do walk cyrkowych, a inkwizycja do auto-da-fe.
HUMORYSTA. A pokażże mi prędzej to widowisko!
LUCYPER. Masz oto dwa dzienniki i czytaj!
HUMORYSTA (czyta).
Dziennik rozpraw“ Nr. 15, rok 1973... Czuwając pilnie nad wszystkiem, co publiczne bezpieczeństwo obchodzi, nie możemy pominąć milczeniem faktu, dowodzącego, jak dalece jednostki zapominają o prawach innych ludzi i jakie opłakane wynikają z tego następstwa. Pan X., mieszkaniec ulicy Smoczej, na 5-tem piętrze swego domu hoduje gołębie, które bardzo często na gzemsach i rynnach tuż nad chodnikiem siadają. Otóż wczoraj redaktor niniejszego pisma, przechodząc około wspomnianego domu, zaatakowany został przez jednego z opisanych gołębi, w sposób tak bezczelny i ludzką godność obrażający, że w tej samej chwili rzucić musiał w rynsztok swój nowy jedwabny kapelusz... Resztę zostawiamy domyślności i sądowi czytelników w nadziei, że podobne lekceważenie ogółu, jakiego się pan X. z ulicy Smoczej nieustannie dopuszcza, zasługuje na to, aby je pod pręgierz opinji publicznej zaciągnąć i piętnem powszechnej wzgardy naznaczyć!
Dziennik Muranowski“ Nr. 16. Czytając w Nr. 15 „Dziennika Rozpraw“ artykuł, którego autor za niewinny figiel gołębia obrzuca obelgami jego właściciela, nie wiemy doprawdy, czy się dziwić czy smucić. Jakto, więc szanowny redaktor wymaga, aby wbrew powszechnie uznanej zasadzie samopomocy, kto inny pilnował jego kapelusza? Jakto, więc szanowny redaktor, który tak czułym jest na obrazę, wyrządzoną mu przez niewinnego gołębia, nie waha się obrazić człowieka, który mu nic nigdy złego nie zrobił?... Składamy pióro. Poczucie osobistej godności nie pozwala nam polemizować z człowiekiem, którego umysł czy też sumienie wyłamują się z pod reguł, nakreślonych przez logikę i moralność. Głos publiczny i historja osądzą nas!...
Dziennik Rozpraw“ Nr. 17. Panu A. B. na Pociejowie. Nie dziw się pan artykułowi, wymierzonemu przeciwko nam w Nr. 16 „Dziennika Muranowskiego.“ Autor, jako krewny gospodarza ze Smoczej ulicy, jest zbyt interesowany w tej sprawie i zbyt mało przytem ma ambicji, abyśmy mogli lub potrzebowali rachować się z jego słowami... Na tego rodzaju nędzników kij jest jedynym argumentem!
HUMORYSTA. Tego to już chyba za wiele!... Ciekawy jestem bardzo jak się polemika zakończy?
LUCYPER. Mam władzę nad przyszłością i okażę ci ją... patrz!... (słychać grzmoty; w głębi pokoju humorysty ukazuje się żywy obraz p. n. „W mieszkaniu redaktora“).
(Obraz V). PAN I. (wchodząc). Czy zastaliśmy redaktora?
PAN II. Redaktora „Dziennika Rozpraw“?
REDAKTOR. Ja nim jestem!
PAN I. W numerze 17 pańskiego pisma znajduje się artykuł, który redaktor „Dziennika Muranowskiego“ uważa za osobistą obelgę dla siebie.
REDAKTOR. Więc i cóż stąd?...
PAN II. Otóż redaktor żąda, abyś pan raczył w następnym numerze swego pisma artykuł ten odwołać.
REDAKTOR. Redaktor „Dziennika Muranowskiego“ jest zanadto wielkim hultajem, ażebym miał odwoływać to, co raz na niego napisałem!
PAN I. W takim razie dasz mu pan honorową satysfakcją.
REDAKTOR. Jakto... ja?... za artykuł polemiczny?... Panowie! to być nie może...
PAN II. W takim razie pan odwołasz.
REDAKTOR. Ależ...
PAN I. Żadnego ależ!... pojedynek, albo odwołanie.
REDAKTOR. Panowie!... bądźcie łaskawi spocząć... Ja... ja nie miałem zamiaru obrażać waszego szanownego przyjaciela, dla którego czuję najżywszą sympatją...
PAN II. Więc o cóż chodzi, — odwołaj pan... Oto formuła, którą pan zamieścisz w swojem piśmie.
REDAKTOR (czytając). Zbyt ciężkie warunki... nie mogę ich przyjąć.
PAN I. Więc przyjmujesz pan pojedynek?
REDAKTOR. O nie... nie, panowie!... Zostawcie mi ten papier, przedrukuję go!... (obraz znika).
HUMORYSTA. Czy nie mógłbyś mi pokazać formuły odwołania?
LUCYPER. Czytaj!...
HUMORYSTA (czyta):
Dziennik Rozpraw“ Nr. 18. W dniu wczorajszym mieliśmy nieszczęście zastosować kilka przykrych wyrażeń do czcigodnego redaktora „Dziennika Muranowskiego“. Czujemy się w obowiązku odwołać te wyrażenia i wyznać, że ze szlachetnym przeciwnikiem naszym postąpiliśmy nikczemnie.

HUMORYSTA (rzucając Lucyperowi gazetą w oczy). Idź precz, szatanie... duchu przewrotny i kłamliwy!... I toż to nazywasz przyszłością literatury?... Apage nędzniku!...
LUCYPER. Cha! cha!... cha!... (zmiata).


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Głowacki.