Pszczółka Maja i jej przygody/Rozdział XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Waldemar Bonsels
Tytuł Pszczółka Maja i jej przygody
Wydawca Księgarnia S. A. Krzyżanowskiego
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Marja Kreczowska
Tytuł orygin. Die Biene Maja und ihre Abenteuer
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XV.
Powrót do ojczystego grodu.

Maja wytężyła wszystkie siły i wolę i energję, na jaką się tylko mogła zdobyć. Jak kula wyrzucona z procy, biegła błyskawicznie o błękitnawym świcie prosto w kierunku lasu. Pszczoły mogą lecieć szybciej od przeważnej liczby owadów. Tam w lesie będzie się mogła ukryć, gdyby szerszeń pożałował że ją uwolnił i puścił się za nią w pogoń.
Z drzew spadały ciężkie krople na zwiędłe liście opadłe na ziemię. Było tak zimno, że skrzydła jej drętwiały. Wszędzie na równinie rozpościerały się białe zasłony, a różowej jutrzenki nie było jeszcze widać. Przytem wokół panowała taka cisza, jak gdyby słońce zapomniało o ziemi, a wszystkie istoty ułożyły się do snu śmiertelnego. Maja wzbiła się w powietrze, jak wysoko tylko mogła. Chodziło jej o jedno: zebrać wszystkie siły, skupić całą przytomność umysłu, by znaleść gród rodzinny, swój lud, swą zagrożoną ojczyznę. Musi ich przestrzec, by się mogli przygotować do odparcia napaści, postanowionej przez strasznych rozbójników. O, naród pszczeli dzielny jest i dość silny, by sprostać przeciwnikowi, o ile będzie miał czas do uzbrojenia się i przygotowania obrony. Przenigdy jednak, gdy zostanie napadnięty znienacka. Gdyby królowa i żołnierze spali jeszcze w chwili przypuszczenia ataku, doszłoby do strasznego mordu i szerszenie odniosłyby zwycięstwo. Na myśl o sile i wytrwałości swych siostrzyc, o ich ofiarności i przywiązaniu do królowej, Maja uczuła gniew namiętny do wrogów i bohaterską gotowość do poświęceń.
Nie łatwo jej było zorientować się w okolicy. Od dłuższego już czasu przestała zwracać uwagę na otoczenie, jak to czynią pszczoły, ustawicznie wracające z dalekich wycieczek do ula z ładunkiem zebranego miodu.
Zdawało się jej, że nigdy jeszcze nie leciała tak wysoko, przytem chłód jej dokuczał i z trudem rozróżniała przedmioty na ziemi. Czem się mam kierować? zadawała sobie pytanie. W którym kierunku lecieć, by moich ocalić przed zagładą? Ach, teraz miałabym sposobność zatarcia wszystkich win, ale co mam począć? Nagle uczuła nieprzeparty pęd w pewnym kierunku. Co to być może, że mnie tak gna i ciągnie w tamtą stronę? Może tęsknota prowadzi mnie do ojczyzny. I poddając się temu uczuciu, leciała co sił prosto przed siebie. I nagle wydała okrzyk triumfu: oto w półmroku dostrzegła widniejące w dali korony lip parku zamkowego. Teraz już wiedziała gdzie się znajduje i w okamgnieniu opuściła się tuż nad ziemię. Rzuciła okiem na łąki, zobaczyła, że zwoje białych mgieł jeszcze zgęstniały i pomyślała o elfach, które tam znalazły śmierć przedwczesną: To jej znów napełniło serce otuchą i odpędziło trwożny niepokój. Niechby ją wypędzono z kraju za zuchwała ucieczkę, niechby królowa skazała ją na najsroższe kary, jeśli tylko lud jej zostanie ocalony.
Tam obok muru bieleje już topola, osłaniająca gród pszczeli przed zachodnim wiatrem. Po chwili zobaczyła Maja znane jej otwory: czerwone, błękitne i zielone bramy ojczystego grodu. Serce biło jej tak gwałtownie, że z trudem tylko mogła oddychać; mimo to zachowała równowagę i prościuteńko zmierzała ku czerwonej bramie, wiodącej do jej ludu i królowej.
Zaledwie usiadła na deseczce przed bramą, obydwaj strażnicy zastąpili jej wejście i pochwycili ją. Maja była tak zdyszana, że nie mogła przemówić, a strażnicy zrobili miny, jakby ją odrazu mieli uśmiercić. Bo pod karą śmierci zabronione jest pszczołom wtargnąć do obcego grodu, bez zezwolenia królowej.
— Precz! krzyknął jeden ze strażników, odpychając ją brutalnie — czy się pani w głowie pomieszało? Jeśli się w tej chwili nie cofniesz, stracisz życie. I zwracając się do drugiego strażnika zawołał gniewnie: — Czy się kiedykolwiek zdarzyło coś podobnego? I do tego jeszcze przed wschodem słońca!
Wtedy Maja rzuciła hasło swego ludu, po którem poznawały się pszczoły wspólnego grodu, a strażnicy usłyszawszy je, natychmiast ją puścili.
— Co to jest?! zawołali — jesteś jedną z naszych, a my cię nie znamy?
— Prowadźcie mnie do królowej — jęknęła Maja. — Szybko, bezzwłocznie, gdyż straszne grozi niebezpieczeństwo.
Strażnicy się jeszcze wahali, nie rozumiejąc o co chodzi.
— Nie wolno budzić królowej przed wschodem słońca — rzekł jeden z nich.
Wtedy Maja krzyknęła tak głośno i namiętnie, jak nigdy może pszczoła nie krzyczała:
— W takim razie królowa nigdy się już może nie zbudzi do życia! Śmierć grozi wszystkim. I trzepocąc skrzydłami dodała gniewnie: — Natychmiast mnie prowadźcie przed królową!
Strażnicy przerażeni i do głębi przejęci, pobiegli teraz wraz z nią ciepłemi drogami i korytarzami, które Maja odrazu poznała, a jakkolwiek nieprzytomna prawie ze wzburzenia i zmęczenia, jednak odczuwała rozkosz sfery ojczystej.
— Jestem w domu — szeptała blademi ustami.
W sali przyjęć królowej omal nie zemdlała. Jeden ze strażników ją podtrzymał, gdy drugi z niezwykłą wieścią pobiegł do komnat królowej. Bo. zrozumieli już obaj, że chodzi o coś nadzwyczajnego i poseł biegł jak szybko go tylko nogi niosły.
Pierwsze wyrabiaczki wosku wstały już po nocnym wypoczynku, więc tu i ówdzie wyjrzała przez otwór któraś z główek. Wiadomość o przybyciu Maji szybko się rozszerzała w grodzie.
Z komnat królowej wyszli dwaj oficerzy, których Maja natychmiast poznała. Poważni i milczący zajęli miejsce u wnijścia, nie pozdrowiwszy Maji; lada chwila miała się ukazać królowa.
Weszła bez zwykłego orszaku, mając przy sobie jedynie dwie służebnice i adiutanta. Zobaczywszy Maję, szybko do niej podeszła, a na widok ogromnego wzburzenia i opłakanego stanu pszczółki, złagodniał nieco wyraz powagi i surowości, malujący się na jej twarzy.
— Przybywasz z ważną wieścią? spytała spokojnie. — Kim jesteś?
Maja nie mogła przemówić. Po chwili dopiero wydobyła głos z krtani i z trudem wykrztusiła:
— Szerszenie!
Królowa zbladła, lecz nie straciła równowagi, co także na Maję podziałało uspakajająco.
— Wszechwładna królowo! — zawołała — wybacz, że nie oddaję hołdu należnego twej godności i dostojeństwu... Później wyznam wszystko, co uczyniłam i czego z całego serca żałuję. Teraz chcę tylko powiedzieć, że cudem wymknęłam się dzisiejszej nocy z niewoli u szerszeni, gdzie dowiedziałam się, że o świcie mają napaść nasz gród, zniszczyć go i splądrować.
Przerażenie wywołane temi słowami Maji, nie da się wprost opisać. Obydwie służące, towarzyszące królowej zaczęły głośno lamentować, a oficerzy stojący u wnijścia, bladzi ze strachu, zrobili miny, jakby chcieli ulecieć i uderzyć na alarm. Adjutant rzekł: — Wielki Boże!... i obrócił się dokoła, by się rozejrzeć na wszystkie strony.
Niezwykły natomiast widok przedstawiała królowa, z całym spokojem i przytomnością umysłu wysłuchawszy straszliwej wieści. Wyprostowała się nieco, a cała jej postać tchnęła męstwem tak nieustraszonem, że wszyscy obecni uczuli się onieśmieleni, a równocześnie wstąpiło w nich bezgraniczne zaufanie. Maja drżała, do głębi przejęta; zdawało się jej, że nigdy w życiu nie spotkała się z taką wzniosłością i majestatem. Królowa skinęła na oficerów i głośno, spokojnie wypowiedziała parę zdań. Maja zrozumiała tylko ostatnie jej słowa: — Daję wam minutę czasu do wykonania mego rozkazu; jeśli potrwa dłużej, przypłacicie życiem. Ale oficerzy nie zdawali się potrzebować tej pogróżki; z błyskawiczną szybkością rzucili się do spełnienia rozkazów.
— Wielka królowo! szepnęła Maja.
Na małą chwilkę królowa pochyliła się nad nią; przez błysk paru sekund Maja patrzyła w oblicze swej władczyni, łagodne teraz i promieniejące miłością.
— Dzięki — rzekła do Maji — ocaliłaś cały nasz gród. Cokolwiek przewiniłaś, okupiłaś to teraz tysiąckrotnie. Ale teraz idź trochę wypocząć, kochanie, bo wyglądasz straszliwie i ręce ci drżą ze zmęczenia.
— Chciałabym za ciebie oddać życie — z trudem wyszeptała Maja.
A królowa odrzekła:
— Nie lękaj się już o nas. Wśród tysiącznych mieszkanek tego grodu, niema ani jednej, któraby bez namysłu nie oddała życia dla dobra innych i dla mnie. Możesz spać spokojnie.
Pochyliła się nad Mają i ucałowała ją w czoło, poczem skinęła na swe służebnice, poruczając im pieczę nad przybyłą.
Pszczółka uszczęśliwiona, bezwolnie pozwoliła się prowadzić swym towarzyszkom. Zdawało się jej, że oto dożyła najwyższego szczęścia w życiu i nie może się już spodziewać czegoś równie pięknego. Jak przez sen słyszała jeszcze dolatujące z oddali donośne sygnały, widziała dostojników państwa tłoczących się do podwoi komnat królewskich, a następnie doleciał ją głuchy potężny łoskot, wstrząsający całym grodem.
— Żołnierze! Nasi żołnierze! szepnęła obok niej służebnica królowej.
Ostatnim głosem, jaki ją dobiegł w cichej izdebce, gdzie służebnice ją ułożyły do snu, był przemarsz żołnierzy tuż za jej drzwiami. Usłyszała donośny głos komendy, radosny i pełen otuchy, a do pierwszego snu pod dachem rodzicielskim ukołysały ją dźwięki starej pieśni żołnierskiej, z jaką pszczoły wyruszają w bój:

Słońce, słońce złote,
Prowadź ty nas w bój!
Dla dobra królowej
Życie odda rój.[1]






  1. Brak strony. Treść (oznaczoną kolorem szarym) uzupełniono na podstawie wydania z 2016 roku, opartego na innym egzemplarzu poniższej edycji.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Waldemar Bonsels i tłumacza: Maria Feldmanowa.