XIX.


Nie jasna w mieście krążyła wiadomość
O niepokojach w prowincyi czy wojnie;
Czy że wyjechać ma Cesarz-Jegomość
W nocy — wyjechać, jak można, spokojnie
By tłum przywyknął czuć go i z daleka
Lub czcić w postaci zwykłego człowieka.
Inni twierdzili że wieść ta źle głosi,
Na zwykłe bowiem łowy się zanosi
Przeto iż dawno Cesarska prawica
Oszczepem w puszczy nie raczyła śledzić
Gdzie lega niedźwiedź lub gdzie zlega lwica:
W czem, nie rad Adrjan dawał się uprzedzić.

Inni nareszcie, tę powietrza zmianę
W zamku, i co zeń wywiało za ścianę,
Przypisywali wschodnim pewnym gościom;
Lub z okrętami przyszłym wiadomościom. —
Wieść każda w Rzymie, niż gdziekolwiek, więcej
Ma różnokształtnych ust swych sto tysięcy:
Które brukową najprzód tętnią wargą;
W jaśniejsze potem urastają głosy,
Oklaskiem dalej stają się, lub skargą,
Myślami Cara, i zowią się: Losy.
Acz bywa, że nim tę przebiegną gammę
Nie poznawają się i niszczą same.
Cesarz, jak zwykle, w bukszpanowym chłodzie
Z odkrytą głową, spoczywał w ogrodzie.
Obyczaj, który w dnie najmniej pogodne,
Chował, nie znosząc nic na nagiem czole —
Zkąd poruszenie głowy miał swobodne:
Nie takie wzroku, iż szukał kryć wolę;
Draźliwość, w spokój mędrca przyoblekać;
Także, iż lubił zgłębiać i nie czekać —
Dwie żądze, które zgodzić z sobą trudno:
Było to wszakże, gdy wszech-wiedzę państwa
Zdobył — część jego ludną i nieludną,
Używającą prawa i poddaństwa
Naocznie zwiedził, w wielkich dwóch podróżach —
Wolę i ludzi poznał wewnątrz żywych,
A o okopach myśląc i przedmurzach
Świat tworzył, linii nie nawidząc krzywych,
Przeto iż dłuższe, a ceniąc je bardzo,
Jako uczeńsze i słodsze w swych ruchach.
Więc był, jak którzy chwalą to, czem gardzą. —
Przy tem — nadeszła i wieść o rozruchach —
Te Adrian ważył mało. —

— Na marmurze
Stołu przed ławą, gdzie Cesarz spoczywał
Leżały zwitki, tabliczki i róże
Białe, a widno że idąc je zrywał,

I w palcach miesił, co może czas skraca —
Stał także kubek Syciońskiej roboty,
Z tetrafarmaku[1] resztką, złota taca
Niżej — miednica i nalewek złoty.
Sam był do kolan obrzucon opończą,
Której brzeg strzępy z nici złotych kończą.
Gdy Arthemidor za znakiem mu danym
Siadał na stołku kością wykładanym
I zdał się słuchać, lecz uważał szczerze. —

Cesarz tak mówił: «Jako w Antimaku,
Z Kolofon[2] więcej czytam, niż w Homerze,
Dziejów zaś szukam od pierwszego znaku
Historyi — nie zaś od Salustiusza;
Tak lubię z gruntu każdy przedmiot badać,
Nie lada połysk brać do animusza.
Wiedzieć albowiem, na to, aby władać,
Inna jest, niźli dla wulgarnej sławy —
Zkąd samej nawet astrologii męty,
Nie są nam obce — ani jakie wstręty
Płaskie mieliśmy, dotknąć się tej sprawy.»

Tu przemilkł — rękę wyciągnął ku tacy
Bawiąc się jadłem, jak to czynią ptacy
W klatkach, mający smaki pogardliwe
Dla zbytku strawy — lub syci próżniacy. —
Że jednak skromny był więcej w jedzeniu
Niż w duchu; rękę powrócił leniwo,
I mówił dalej —

«— Ten — chodzący w cieniu
Z laską, nieledwie długą tak jak krzywą
Charonowego posługacz okrętu[3] —
Jak się ma?»

— «Jazon» — wyrzekł nie bez wstrętu
Koryntczyk «wczoraj wiedzieć dał mi nocą,
Iż niespodzianą złożon jest niemocą —»
Tu przeszła chwila milczenia — aż znowu
Cesarz pół sobie, pół do gościa rzecze:
«Hellada! — wy ją znacie, tak, z narowu
Jam odgadł — ja ją podnoszę i leczę.» —
Mistrz Arthemidor pobladł — «jeźli komu
Literaturę poznać dawszy, skryją
Ziarna jej — gości — jak przyjaciel w domu
I je — wie, jaką rzecz, lecz nie wie czyją;
Grecja-bo nie jest kilka świątyń, ani
Pieśń jej —» Koryntczyk, jak góral z otchłani
Znanej mu, ale, bardzo niebezpiecznej,
Wychylon — wzrok niósł w koło niestateczny.
«Grecyi ja uczę ludy: od Eufratu
Aż do Brytańskiej wyspy — ja to starą
Helladę dzisiaj pokazuję światu!» —
«Przez-nią jest światło» Koryntczyk rzeki z wiarą.
— — — — — — — — — — — — — — — — — — —
«Egipt?» — tym samym Adrian akcentem
Ciągnął — «przykryta rzecz, czasowym mętem:
Egipt jest wcale nie to! — w księgach Judy
Gdzie różne baśnie są — także i cudy,
O Abrahamie mówią, iż ten syna
Miał ofiarować. — Są, co byli dalej
W ofiarowaniu —»

Tu mu poszła ślina
Do ust i kaszlnął mówiąc «cóż? — ażali
Antinousa krwi nie poświęcono[4] —

Tu wstał — i znowu legł, lecz inną stroną
I znów obrócił ciałem: — «by znać rzeczy
Ludów, trza każdy mieć jak swój na pieczy.» —
Więc Arthemiodor na to — «Mało komu
Dano jest mieszkać wśród wielkiego domu,
Niezostawując próżni.» —

— «Są studia ciekawe,
W których powołam was, filozofowie,
By kilka kwestyi wytoczyć na ławę —
Tylko mi jeszcze wstrętnem bywa zdrowie
Wątpliwe» — przy tem, dodał od niechcenia:
«A lubię rzeczy wywodzić z korzenia —
A te mi Żydy bredzą swe marzenia —
A nie tą drogą iść ma — jest u Żyda
To, że niesforny umysł ma i krzywy,
I nieporządny — nie zna inżynieryi,
Ni planów — jakoż do prac jest leniwy.
Zwierz dziki, gdy go zamkniesz w menażeryi
I jeść mu dawasz dobrze — zwolna — zwolna
Truchleje — jednak, drga w nim chuć swywolna —
— — — — — — — — — — — — — — — —
Mniemam — że i ta Chrześcian doktryna
Nie jest w swej pierwszej legendzie. — Możeby
I tego dotknąć przyszła już godzina,
Bacząc, gdzie błędu wina, gdzie potrzeby — —
W Jeruzalemie, miejsce zmartwychwstania
Jupiterowi należy właściwie:
Ten jest, albowiem który się nie kłania
Mocny-bóg — dalej, i to bez-treściwie
O wykonaniu Chrystusa co bają,

Tam Venus miejsce mieć ma — a powoli
Uobyczają się i przyzwyczają[5] —
Nim tnę, uważać zwykłem ile boli
I pokąd? — bystrzy tak lekarze krają —
Cóż? — czy nie kocham Hellady?» —

— Te słowa
Lubo donośniej rzekł, głos mu nie służył
I sam to może poczuł że nadużył
Głosu — więc sięgnął gdzie go boli głowa
Przymrużył powiek i powstał leniwo:
W czem, Arthemidor zdążył mu co żywo,
I poszli długim ciennikiem z bukszpanu
Co raz, to ciche zatrzymując kroki. — —

O myśli ludzka! — ty, co przeczysz Panu,
Świadczyć mu musisz przez błąd swój głęboki!
A ty, coś prawdę poprawiał lub winił,
Gdybyś na skryte jej popatrzył cele,
Spytałbyś siebie, zfrasowany wiele,
«Ja, com pracował tak — cóżem uczynił? —

Czekaj — z Venerą twoją w Betlejemie
wół i Łukasz i te Rafaele
Przyjdą — położyć się czołem na ziemię,
Wdzięki waszego zniósłszy ideału,
Nie ukazami — lecz, twórczo, pomału —
Tak — że by Fidias przed familią-świętą
Rafaelowską stanął[6] — a Jupiter

Świętego Pawła głowę baczył ściętą,
Spokojną — Merkur, druk składany z liter;
Neptun Kolumba co w krzyżowym znaku
Kotwicę znalazł na morza nieznane,
Na Ewangelią burze pokiełznane.[7]
Pallas, Joannę d'Arc, żeby w szyszaku
Jej zobaczyła z mieczem na rumaku —
Herkules, żeby pary-wynalazcę
Ujrzał — Eskulap, z wężem swym na lasce
Mojżeszowego węża zoczył z miedzi —
Wszystkie by siły wasze, najporządnej,
Do mimowolnej doszedłszy spowiedzi
Znikły — pozostał rząd — i pył nierządny —





  1. Tetrapharmacum, rodzaj pasztetu, potrawa ulubiona Adriana.
  2. Adrian porządkować chciał na swój wyłączny sposób i uznane sławy starożytne: Antimacha z Colofon nad Homera; nad Salustiusza zaś, przenosząc Coeliusa Antipatra i t. p.
  3. Patrz w XI. pieśni wiersz: «I charonowym nazywał go sługą?
  4. Nie jest historyczną, pownością ani podaniem, aby Adrian w pojęciu ofiary Antinousa — najdroższej sobie istoty — porównywał się z Abrahamem, ale jest znane i widoczne do ila ten rozruszany na szerokość całego Państwa Rzymskiego umysł, we wszechgałęziach wiedzy i życia o przodkowanie się dobijał, w każdym elemencie składowym społeczeństwa i w każdej prowincyi, ducha jej starając się wedle mniemanej wyższości swej dociągnąć i sprostować. Otóż immolacja Antinousa zaraz po podróżach w Syryi i Palestynie na wstępie do Egiptu miejsce miała. — Psychicznie jednakże, tragedia ta ale inaczej się tłomaczy. — Adrian nadużył zachwycenia zmysłowego dla osobistości Antinousa do tego aż kresu, który w licencyi onej był już ostatecznie — odwrócić się więc mogło tak wysilone i przesilone uczucie w ironię uczuć, w melancholię; a ta, jako religijny skrupuł sama się w umyśle jego subtelnym upoetyzowała. Nieledwie zawsze adoracja dla człowieka przemienia się w przeciwne jej usposobjenie — tak dalece nie względem człowieka uczucie to normalnem jest! —
  5. Stało się to z czasem, iż na miejscu świątyni Jeruzalemskiej — stanęła Jowiszowi Kapitolińskiemu poświęcona — statua Jowisza, na miejscu gdzie zmartwychwstanie Pańskie miejsce miało — Venery posąg, gdzie Chrystus Pan skonał. Do ila to doktryną jaką systematyczną przemyślone było, nie wiem pewno — ale z całego toku i tonu spraw Adriana widać już w tem jedno z tych śmiertelnych a potężnych doktrynerstw, które tyle razy potem pod różnemi postaciami na różnych polach życia i wiedzy przeciw duchowi ubogiemu Chrześciaństwa pojawiają się. Jest w tem symboliczne jednak acz mimowolne świadectwo, iż sprawa Pańska wszystkie ideały najwyższe przewyższywszy, przez to samo niejako objęła je.
  6. U sztukmistrzów Greckich — kontemplacja formalna, do najwyższego, niezaprzeczenie stopnia doszła. — Rafael wszakże i inni naczelni artyści Chrześciańscy nietylko wyrównali onym formalnym ideałom ale nawet najlegalniej je przewyższyli. Sztuka starożytna nigdy się nie podniosła do ideału familii świętej, gdzie w warunkach najuboższych przedstawieni: dziecię-bóg dziewica-matka, starzec-anioł. Lubo nie poniża się przeto ani zatraca tego, co na polu formalnem starożytni pracownicy zdobyli i miło jest zaiste wspomnieć że na grobie Beato-Angelico da Fiesole, najwięcej Chrześciańskiego malarza jakiego znamy, słusznie położone jest: Non nichi sit laudi, quod eram velut alter Apelles, sed quod lucra tuis omnia, Christe dabam — ect.
  7. Wiadomo iż Krzysztof Kolumb, kiedy trąba morska podniosła się i szła prosto na okręt jego, a przerażenie było takie iż załoga na śmierć się gotowała, kazał sobie podać Ewangelię Śo Jana, a wyszedłszy naprzeciw strasznego fonomenu, czytaniem na głos pisma świętego morze uspokoił.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.