XXIII.

Lucius Pomponius leżał od niechcenia
Na łożu[1] skórą lamparta przysłanem
I piórem pawiem lekkie rzucał cienia
Na twarz Elektry — ta, wygiętym stanem
Łączyła, swego poduszkę siedzenia
Z krawędzią łoża, jak owca znużona,
Kiedy spoczynku szuka na pustyni,
Klękając przodem. — Wieńców miała kilka
Na ręku[2] — długie bardzo zausznice —
Jaskrawe oczy, dziwnie pełne lice
I wargi jakby je spinała śpilka. —

Słowem — że gdyby nie pewne ruszenie
Ramion, i silny śmiech; z diwy takowej
Byłoby bardzo przystojne stworzenie —
Lucius, tak mówił: «nie czuję się zdrowy» —
I pogardliwy giest dodawał nogą,
Jak ze złym koniem wjechawszy na rowy,
Przeskoczyć wątpiąc, uderzasz ostrogą —
«Niezdrowy jestem» — i giął pióro pawie
Chwiejąc nim: «chory nawet jestem prawie.»

«Pracujesz nadto w poetyckiej szkole
U onej sławnej Zofii» rzekła diwa —
Pomponius na to: «czytasz mi na czole;
Trudzę się — śmierć ztąd — ale śmierć szczęśliwa!»
Tu — piórem pawim pociągnął po stole.
Elektra smutek skłamała na licach:
Pomponius rękę podał jej leniwo;
I w dwóch — bez ognia — błyśli błyskawicach —
Bądź mi szczęśliwy!» —

«Bywaj mi szczęśliwą!» —
Pomponius, tymże Elektrze rzekł tonem;
Ale co dalej mówić? — nie wiedzieli,
Iż osmuciwszy się zawczesnym zgonem,
Zbyt blizko czuli siebie i widzieli.

Więc — była chwila milczenia — po onej
Pomponius wina wychyliwszy czarę,
Zarzucił głowę w tył, jak wywrócony
Konaniem. — Rzeźby nam podają stare
Twarz Aleksandra gdy konał i szyję,
Gdzie krew ścinając się, w żyłach się wije.
Owoż, okropny mniej, jakkolwiek wiele
Zbliżony, widok Pomponius przedstawiał;
Niedocieczone k'temu mając cele,
Lub drammy miłość, iż w ową się wprawiał.[3]

Elektra z strony swej chciała podobnie
Usmętnić lica — i niemniej nadobnie —
Gdy tak Pomponius rzecze: «Umiejętność
I Zofia — albo: sciencia i ona;
To życia mego dramma i namiętność —
Miłość jednakże ma jest-że dzielona?
Jest-że pojęta? jest-że zrozumiana?»
To mówiąc piórem oznaczał akcenta
Mowy jak retor, gotując się zrana
Do wystąpienia w ciągu dnia — «pojęta?
Nie wiem — dzielona? — zaiste —
Zaś zrozumiana? — mniej niż oczywiste —
Słowem — Elektro luba — !»

«— W twem mówieniu
Jest coś, co nie wiem —» Elektra odrzecze
Z iskierką blasków niezwykłych w spojrzeniu.
Na co wręcz Lucius Pomponius: «nie przeczę.»

I wstał, lecz widno było mu z tem raźniej,
Iż czuł że zazdrość tej aktorki draźni.

«Czekaj! — nie wyjdziesz! — zawoła wraz diwa,
Przegiętą ręką dzban kłoniąc ku czarze,
W którą się wina lała wstęga krzywa —
«Oto i świeży wieniec przy pucharze,
Na koniec uczty zgotowan umyślnie —
Pij — i o Zofii mów! — to cię uzdrowi.» —
Tu jak syrena, z fali gdy wybłyśnie,
Ramiona białe mknąc ku żeglarzowi,
W ogrzane słońcem aby zeszedł fale;
Ku Luciusowi Elektra tak samo
Amfi-serdecznie, tak samo niedbale
Z przewyższającą go poczęła drammą —

«Jestże ta Zofia piękna? — Że uczona,
To wiem — jakie ma oczy? — i ramiona? —»
Co wszakże mówiąc, usta jej znikały
W drżeniu, iż rychłe czyniła pytania,
Gdy Lucius więcej zdawał się niedbały
Ku odpowiedziom i baczył te drgania
Jak rybołówca śledzi pióro wędki;
Tem lepszy w sztuce swej, że nie zbyt prędki.

Scenę tę, w ścisłem znaczeniu wyrazów
Scenę, chód przerwał znany, głośny echem,
W przysionku z gładkich budowanym głazów;
Tylko z niezwykłym gościowi pośpiechem —
I w rozrzuconej upięciach zasłony
Florus się jawił wołając «nowina!» —
«Cóż? wyrzuć z togi?» — «Janus otworzony!»
I tu uśmiechnął się — «jeźli nie — to wina
Twoja!» — Pomponius odpowie mu luźno
«Żeś wojnę przegrał przychodząc zapóźno!» —

«Owszem, tryumfuj ty i wszystko twoje,
Quod felix faustumque sit —» to rzekł do diwy;

«Przynoszę wszakże wieść, iż niepokoje
W Judei wymiar biorą wielki — niewzgardliwy
Coś rzeczywiście podobnego wojnie —
Acz Janus może spoczywać spokojnie.»

— Pomponius, który przed gościa przybyciem
Zdał się pogardzać i śmiercią, i życiem,
I zalotami divy, i istnieniem,
Jak nadużyty człowiek, w onej porze
Kiedy jest blizki odwionięcia cieniem,
Tam gdzie nic nie chcąc chcieć, wszystko się może:
Skoro jednakże słuchać począł wieści,
Nie własne w niego wstępowały drgnienia —
Acz nie dla jakiej ztąd wysnutej treści,
Któraby wskrzesić miała ruch sumienia;
Tylko, że szlachcic Rzymski najmniej dzielny,
Jest politycznie człowiek nieśmiertelny.

Więc i ton jakiś nastroiwszy nowy,
Pytał o źródła zamorskiej powieści;
Ile w niej prawy głos? ile ludowy?
Brzmieć mógł. — «Bez Bogów wychowany cześci
Lud, jako Żydzi są, bez bogów, mówię,
Uznanych prawem w sposób przyzwoity;
Ani bez wiedzy, która w swej osnowie
Przez ogólnego głosu sens wykryty,
Za ster i stylu nam iglicę służy;
Cóż wyda? — oto wzburzy się i zburzy!»

To, gdy powiedział, sam usłyszał potem:
Tak nieumyślnie wyrzekłszy przysłowie,
Spostrzegasz później czy służyło mowie? —
Czy cudzym trafnie uderzyłeś grotem? —
I dodał: «Gdyby mi służyło zdrowie
«Ściągnąłbym rękę po stopień ojcowy,
Zawdziawszy pancerz nabijany złotem.»
Mówiąc to, macał się po wierzchu głowy.

Jako gdy hełmu poprawia wojownik,
Ramieniem przytem robiąc, jak pułkownik.

Diwa mu płaszczem piersi obrzuciła,
Coś Andromaki mając w tem ruszeniu;
Florus zaś, puchar jej, że nie skończyła
Na raz wychylił — i siedli w milczeniu.
«Ty przywiozłbyś mi wschodnie zausznice,
Ty byś ornaty przywiózł mi z kamieni.» —
Mówiła — licem w Pomponiusa lice
Kłoniąc się jako róża na jesieni.
«Ja Żyda nie znam żadnego — co oni? —
Czy są tam ludzie porządni w Judei? —
Bogaci w sługi? — czy każdy ich stroni
Brudnych, gdy taczki wodzą po kolei,
Po drugiej Tybru głębokiego stronie;
Mularzom służąc i drapiąc się w skronie? —

Żyd mię nie kochał żaden — czy wy znacie
Żyda, do rzeczy?» — te rzucała słowa,
Tu tam biegając, w krótkiej swojej szacie,
Ta nieskończenie wdzięczna białogłowa.
Gdy Florus z pulchrem milczeli — po chwili
Drugi rzekł «Mag mi na pamięć przychodzi.»
A Florus za się «Mniemałżebyś, czyli
Ten — jeźli Żydem jest — jeźli nie zwodzi
Głos ludu — mógłby wieści zgadnąć wagę?» —
Elektra na to: «Mag! Mag! czy się godzi
Że nie znam! — będę sobie mieć za plagę,
Jeźli mi tego nie sprowadzisz Żyda,
Któremu matron senatorskich tyle
Zwyczaj ma, wolne swe poświęcać chwile.
Mądryś — mnie więcej uczoność się przyda,
Mnie, że nie jestem w filozofię wprawna,
Jak która inna stara — chcę rzec — dawna? —
— — — — — — — — — — — — — — — — — —
Ale — tyś nie rad mnie pokazać — jemu?
Ale ty może nie jesteś z nim blizko?

Aleś ty smutny — chory? — spytaj — czemu? —
Maga się poradź! — odmień mi nazwisko —
Przebierz mię — powiedz że twa jestem krewna;
Chcę znać go — poznam? — poznam — jestem pewna.»





  1. Trzeba pamiętać że leżeć, pokarm biorąc, przyjęte było.
  2. Na płaskorzeźbach spotyka się iż kobiety Greckie przy łożach w czasie uczt siedząc, wieńce nawleczone na ręku prawem miewały.
  3. Tak wielu modnisiów starożytnych, pokłaniało naprzykład głowę ku ramieniowi, z powodu iż Aleksander Wielki miał jedno ramię nieco wyższe.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.