Róża i Blanka/Część trzecia/XLIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Róża i Blanka
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1896
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLIII.

Grancey i Duplat po rzuceniu ciała Janiny Rivat w Sekwanę, nachylili się nad rzeką, aby przekonać się, czy padło w wir wodny, zauważony przez nich dnia poprzedniego.
Wtedy Duplat, jeżeli przypominają sobie czytelnicy — nagle drgnął, usłyszawszy w ciszy nocnej jakiś szelest, dochodzący z brzegu przeciwległego.
— Ktoś wiosłuje — szepnął do Granceya.
— Pewnie jaki rybak zapóźniony — odrzekł wice-hrabia.
I ścieżką holowniczą udali się do Melun.
Nie mylili się obaj, gdyż rzeczywiście byli to rybacy, u drugiego brzegu zajęci połowem ryb. Krzyk Janiny, wydany na widok zbliżającego się Duplata, zwrócił ich uwagę.
Krzyk powtórzony, wywołany uderzeniem pałki, przejął rybaków przestrachem.
Przysłuchując się z powstrzymywanym oddechem, usłyszeli następnie upadek jakiegoś ciała w wodę.
— Tam mordują kogoś — szepnął jeden z rybaków. — Płyńmy tam.
Zaledwie zaczęli robić wiosłami, usłyszeli echo oddalających się kroków.
— Kieruj na prawo — rzekł jeden z rybaków — widzę jakąś czarną plamę.
Wkrótce dopłynęli do brzegu.
— Stój! — zawołał stojący na przedzie łodzi, z wyciągniętemi przed siebie rękami i nachylił się nad wodą.
— Cóż? — zapytał wioślarz.
— To jakaś kobieta — odrzekł stojący. — Całe ciało w wodzie, głowa tylko na powierzchni. Spódnica zaczepiła się o gałęzie i tylko dzięki temu nie pochwycił jej wir. Przywiąż łódź do słupa i zapal latarkę.
Wciągnięto ofiarę na łódź i ułożono na pokładzie.
Twarz jej była blada i zbroczona krwią.
— Widzisz — odezwał się jeden z rybaków — mówiłem, że to zabójstwo. Nie traćmy czasu i płyńmy do La Cave.
Odczepili łańcuch, siedli na ławkach i popłynęli z biegiem Sekwany.
La Cave jest małą wioską, złożoną zaledwie z dziesięciu domów i należącą do gminy Bois-le-Roi.
Rybacy, którzy wyciągnęli z wody ciało Janiny, byli braćmi i nazywali się August i Wiktor Lerot.
Starszy, August, pełnił obowiązki stróża rzecznego, młodszy zaś Wiktor był dzierżawcą rybołówstwa i miał restauracyę, wielce nawiedzaną latem, lecz podczas zimy zupełnie pustą.
Po przybyciu do przystani bracia wzięli Janinę na ręce i zanieśli do restauracyi.
Żona i córka Wiktorya, piętnastoletnia dziewczyna, spały już oddawna.
— Ona nie żyje już — zawołał August.
— Zdaje mi się, że tylko zemdlona... serce bije... Biegnij czemprędzej do Bois-le-Roi po lekarza, ja tymczasem obudzę żonę i córkę.
W parę minut Janina przebrana przez kobiety, leżała już w ciepłem łóżku, a po upływie kwadransa, August w towarzystwie lekarza i żandarma wszedł do restauracyi.
— Rana, sprawiona uderzeniem — zaopiniował lekarz po zbadaniu głowy Janiny — wywołała wielki upływ krwi nosem i uszami.
— Czy żyje? — zapytał żandarm.
— Żyje, ale nie wiem, czy będzie co z niej, jeżeli ma czaszkę strzaskaną. Jutro przy świetle dziennem będę mógł lepiej zbadać ranę, tymczasem obmyję ją i przewiążę.
Po dokonanem opatrunku Janina zaczęła oddychać swobodniej, lecz oczy miała zamknięte.
— Jeżeli odzyska przytomność, czy będę mógł ją wybadać? — zapytał żandarm.
— Nie należałoby, ale nie zdaje mi się, by do ranna mogła co odpowiedzieć. Sporządź pan tylko protokół.
— Zaraz zajmę się tem, tylko chciałbym przedtem wiedzieć, czy nie zna jej kto z rodziny Lerat.
Rybak, jego żona i córka oświadczyli, że rannej nie widzieli nigdy.
— Może w kieszeni — odezwał się lekarz — znajdzie się jaki papier objaśniający o jej osobistości.
Przepatrzono kieszenie, lecz nic nie znaleziono. Duplat był ostrożnym.
Lekarz odszedł, przyrzekając powrocić następnego dnia rano, zaś żandarm w towarzystwie rybaka udał się na miejsce spełnionej zbrodni, lecz i tam nie znalazł żadnego śladu zabójców.
Gdy nazajutrz żandarmi wraz z merem przybył do oberży, zastali już lekarza siedzącego przy łóżku rannej, która miała już oczy otwarte, lecz była nieprzytomną.
Lekarz wlał jej w usta dozę przyniesionego z sobą lekarstwa, poczem zdjął nałożony w nocy bandaż i po przyjrzeniu się ranie rzekł:
— Kobiecie tej robiono niedawno operację. Wspomnę o tem w protokole. Czaszka jest całą, ale może wywiązać się zapalenie mózgu.
— Więc ta kobieta jest chorą niebezpiecznie? zapytał mer.
— Bardzo niebezpiecznie i jeżeli odzyska zdrowie, to będzie dowodem, że ma duszę rogatą.
— Cóż my z nią zrobimy?
— Teraz nic, dopóki prokurator nie zarządi śledztwa. Musimy pozostawić ją tutaj.
Zawiadomiony telegramem prokurator przybył w parę godzin, lecz naturalnie nie mógł rozwiązać zagadki.
Wysłano do kilku dzienników wiadomość o dokonanej zbrodni według opowiadania braci Lerot i rysopis ofiary.
Chorą pozostawiono w oberży pod dozorem lekarza.

∗             ∗

Kościół św. Sulpicyusza, oprócz drzwi frontowych posiada nadto trzy inne szerokie wejścia, otwierane zwykle podczas większych uroczystości lub znaczniejszego napływu wiernych.
Pierwsze z tych wejść, do których z zewnątrz wiodą schody, złożone z dziesięciu stopni, wychodziły, na ulicę Palatine, zaś dwa pozostałe, mieszczące się po obu stronach kaplicy Matki Boskiej, służą dla pobożnych przybywających z ulicy Garanciére.
Wszystkie te drzwi zamykają się automatycznie.
Zakrystya położona jest przy wejściu od ulicy Palatine, w równej odległości od kaplicy i od drzwi wychodzących na ulicę Garanciére.
Gdy ksiądz d‘Areynes miewał kazanie w kościele św. Sulpicyusza, co zdarzało się dość często, zwykle po zejściu z ambony zachodził do kaplicy Matki Boskiej, gdzie ukląkłszy na stopniach ołtarza, modlił się przez kilka minut. Poczem, gdy zakrystyan gasił już światła, wychodził na ulicę Garanciére i dorożką odjeżdżał do swego mieszkania.
Prawie zawsze wychodził ostatni.
Grancey i Serwacy Duplat wiedzieli o tem, gdyż przez kilka dni z rzędu zachodząc do świątyni w przebraniu duchownem, zauważyli te szczegóły i wystudyowali jej rozkład wewnętrzny.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.