Rękopis znaleziony w Saragossie/Dzień pięćdziesiąty ósmy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Potocki
Tytuł Rękopis znaleziony w Saragossie
Redaktor Jan Nepomucen Bobrowicz
Wydawca Księgarnia Zagraniczna (Librairie étrangère)
Data wyd. 1847
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Edmund Chojecki
Tytuł orygin. Manuscrit trouvé à Saragosse
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom VI
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rękopis znaleziony w Saragossie, dzień 58. Nagranie LibriVox w wykonaniu Niny Brown.
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
DZIEŃ PIĘĆDZIESIĄTY ÓSMY.

Wieczorem, cygan tak dalej mówił:

DALSZY CIĄG HISTORYI NACZELNIKA CYGANÓW.

Wróciłem do zmysłów. Spostrzegłem że z obu rąk krew mi puszczano. Jak przezemgłę ujrzałem księżniczkę, księżnę Sidonię i Toledo, wszyscy mieli łzy w oczach. Znowu postradałem przytomność. Przez sześć tygodni, znajdowałem się w stanie podobnym do ciągłego snu a nawet do śmierci. Z obawy o mój wzrok, okiennice ciągle były zamknięte, podczas owijania zaś rany, zawiązywano mi oczy. Nareszcie pozwolono mi patrzyć i mówić. Lekarz mój, przyniósł mi dwa listy, pierwszy był od Toledo który donosił mi że wyjechał do Wiednia, ale z jakiemi poleceniami, tego nie mogłem odgadnąć. Drugi list był od księżniczki Davila, ale nie jej charakterem pisany. Oznajmiała mi że przedsięwzięto poszukiwania przy ulicy Retardo i że nawet zaczęto szpiegować ją w jej własnym domu. Zniecierpliwiona nareszcie wyjechała do swoich majątków, lub też jak mówią w Hiszpanji, do swoich państw. Gdy przeczytałem oba listy, lekarz kazał zamknąć napowrót okienice i zostawił mnie własnym myślom. W istocie tym razem na dobre zacząłem się zastanawiać. Dotychczas, życie przedstawiało mi się jako ścieżka usłana kwieciem, teraz dopiero poczułem ciernie.
Po upływie piętnastu dni, pozwolono mi przejechać się w Prado. Chciałem wysiąść i przejść się ale zabrakło mi sił, usiadłem więc na ławce. Niebawem zbliżył się do mnie ten sam officer walloński który służył mi za świadka. Powiedział mi że przeciwnik mój przez cały czas mego niebezpieczeństwa był w najgwałtowniejszej rozpaczy i że błagał o pozwolenie uściskania mnie. Zgodziłem się; mój przeciwnik padł mi do nóg, przycisnął mnie do serca i odchodząc, rzekł głosem przerywanym łzami: «Señor Avadoro, daj mi sposobność pojedynkowania się za ciebie, będzie to najpiękniejszy dzień w mojem życiu.» Wkrótce potem, ujrzałem Señora Busquera, który zbliżył się do mnie ze zwykłą bezczelnością i rzekł: «Kochany pasierbie, odebrałeś cokolwiek za ostrą naukę. Wprawdzie ja powinienem był ci ją udzielić, ale zapewne nie byłbym tak dobrze się znalazł.»
«Drogi ojczymie — odpowiedziałem — wcale nie skarżę się na ranę jaką mi zadał mężny officer. Ja także noszę szpadę i tylko pod warunkiem że coś podobnego może mi się wydarzyć. Co zaś do twojego w tym względzie przyczynienia się, mniemam że należałoby je wynagrodzić, porządnie kijem garbując ci skórę.»
«Zwolna kochany pasierbie — przerwał Busqueros — ta ofiara kijów wcale nie jest obowiązującą, zwłaszcza w obecnej chwili wychodzi nawet z prawideł grzeczności. Od czasu naszego rozstania zostałem ważnym człowiekiem, niby podministrem drugiego rzędu. Muszę ci to opowiedzieć z pewnemi szczegółami.
Jego eminencya kardynał Porto-Careiro, widząc mnie kilka razy w orszaku księcia d’Arcos, raczył uśmiechnąć się ze szczególniejszą łaskawością. To ośmieliło mnie do składania mu mego uszanowania w dniach posłuchalnych. Pewnego dnia, jego eminencya zbliżyła się ku mnie i rzekła półgłosem: «Wiem mości Busqueros że jesteś jednym z ludzi najlepiej świadomych wszystkiego co się dzieje w mieście.» Na to odpowiedziałem z dziwną przytomnością umysłu:
«Wasza eminencyo, Wenecyanie którzy uchodzą za nie złych rządców swym krajem, kładą tę świadomość w liczbę niezbędnych dla każdego człowieka chcącego trudnić się sprawami państwa.»
«I mają słuszność» — dodał kardynał — poczem pomówił jeszcze z kilkoma osobami i odszedł. W kwadrans potem marszałek dworu zaczepił mnie mówiąc: «Señor Busqueros, jego eminencya, poleciła mi abym zaprosił cię na obiad i o ile mi się zdaje, po obiedzie chce nawet z tobą pomówić. Uprzedzam cię jednak Señor, abyś w takim razie zbyt nie przedłużał rozmowy, gdyż jego eminencya dużo je i następnie od snu wstrzymać się nie może.»
Podziękowałem marszałkowi za przyjacielską radę i zostałem na obiedzie wraz z kilkunastoma innymi spółbiesiadnikami.
Kardynał prawie sam zjadł całego szczupaka. Po obiedzie kazał mnie przywołać do swego gabinetu: «No, cóż Señor Don Busqueros — rzekł — niedowiedziałżeś się w tych dniach czego zajmującego?» Zapytanie kardynała mocno mnie zmieszało, gdyż w istocie ani tego dnia ani poprzednich nic nie odkryłem zajmującego. Zastanowiwszy się jednak przez chwilę odpowiedziałem: «Wasza eminencyo, w tych dniach dowiedziałem się o istnieniu dziecięcia z krwi austryackiej.»
Kardynał nadzwyczajnie się zdziwił. «Tak jest — dodałem — wasza eminencya przypomina sobie że książe Davila połączony był tajemnym związkiem z infantką Beatą.
Pozostała po nim z tego związku córka nazwiskiem Leonora, która poszła za mąż i miała dziecie. Leonora umarła, pochowano ją w klasztorze Urszulinek. Widziałem jej nagrobek który później znikł bez żadnego śladu.»
«To będzie mogło wielce zaszkodzić Davilom i Sorientom» — rzekł kardynał. — Jego eminencya byłaby może więcej mówiła, ale szczupak przyśpieszył chwilę snu, uznałem więc za stosowne wynieść się. Wszystko to działo się przed trzema tygodniami. W istocie kochany pasierbie, nie ma już tam nagrobka gdzie go wprzódy widziałem. Przecież wyraźnie na nim czytałem. «Tu leży Leonora Avadoro.» Wstrzymałem się od wymienienia cię przed jego eminencyą, nie dla tego abym chciał dochować ci tajemnicy, ale na później odłożyłem to doniesienie.»
Lekarz, towarzyszący mi na przechadzce, oddalił się był o kilka kroków. Nagle spostrzegł że bladłem i byłem blizkim postradania przytomności. Powiedział Busquerowi że obowiązek jego zmuszał go do przerwania rozmowy i odprowadzenia mnie do domu. Wróciłem więc. Lekarz przepisał mi chłodzący napój i kazał przymykać okiennice. Naówczas oddałem się rozmyślaniom, niektóre uwagi upokorzyły mnie do najwyższego stopnia.
«Otóż to — mówiłem w duchu — tak zawsze wychodzi, kto przestaje z wyższymi od siebie. Księżniczka zawiera ze mną małżeństwo które nic niema w sobie rzeczywistego i dla jakiejś wymarzonej Leonory, popadam w podejrzenie rządu i muszę słuchać plotek człowieka którym pogardzam. Z drugiej strony, nie mogę usprawiedliwić się nie zdradzając księżniczki, która zbyt jest dumną aby kiedykolwiek przyznać się do mnie chciała.»
Następnie zamarzyłem o maleńkiej, dwuletniej Manueli którą tuliłem do łona w Soriente a której nie śmiałem nazwać moją córką. «Lube moje dziecie — zawołałem — jakąż przyszłość los ci gotuje? Może klasztor? — ale nie, ja jestem twoim ojcem i gdy będzie chodziło o twoje przeznaczenie, potrafię zaprzeć się wszelkiej ludzkiej przezorności. Ja będę twoim opiekunem, chociażbym miał własnem życiem to przypłacić.»
Myśl o mojem dziecięciu, rozrzewniła mnie, zalałem się łzami i wkrótce potem krwią, gdyż rana mi się otworzyła. Krzyknąłem na chirurgów, przewinięto mi ją na nowo, poczem napisałem do księżniczki i posłałem list przez jednego z jej służących, którego przy mnie była zostawiła.
We dwa dni potem, znowu udałem się do Prado. Do koła ujrzałem zgiełk niezwykły. Powiedziano mi że król konał. Wniosłem ztąd że może zapomną o mojej sprawie, jakoż nie pomyliłem się. Król umarł nazajutrz. Natychmiast wysłałem drugiego gońca dla zawiadomienia o tem księżniczkę.
We dwa dni, odczytano dość powszechnie testament królewski i dowiedziano się że Don Phelipe Andegaweński został powołanym na tron. Umiano ściśle dochować tajemnicy, tak że wieść ta rozszedłszy się od razu niewymownie wszystkich zadziwiła. Wysłałem do księżniczki trzeciego gońca. Odpowiedziała mi odrazu na moje trzy listy i naznaczyła spotkanie w Soriente. Jak tylko poczułem się nieco na siłach, wyjechałem do Soriente, dokąd we dwa dni później przybyła księżniczka. «Szczęśliwie udało nam się wywinąć — rzekła do mnie — ten łotr Busqueros był już na prawdziwej drodze i skończyłby niezawodnie na odkryciu naszego małżeństwa. Byłabym umarła ze zmartwienia. Bezwątpienia, czuję że niemam słuszności, ale gardząc małżeństwem, zdaje mi się że wznoszę się nad naszą płeć a nawet i nad waszą. Nieszczęśliwa duma owładnęła moją duszą i chociażbym na znękanie jej, wszystkich sił użyła, przysięgam ci że nie upadnę.»
«A córka twoja — przerwałem — jakiż będzie jej los? Czyliż mam jej nigdy nie widzieć?»
«Ujrzysz ją — rzekła księżniczka — ale teraz mi o niej nie wspominaj. Wierzaj mi że więcej niż możesz sobie wyobrazić, cierpię na tej konieczności ukrywania jej przed światem.» W istocie księżniczka cierpiała, do moich jednak cierpień dodawała jeszcze upokorzenie. Z mojej strony, duma także złączyła się z miłością jaką miałem ku księżniczce. Za grzech, odbierałem zasłużoną karę.
Stronnictwo austryackie, naznaczyło Soriente na miejsce ogólnej schadzki. Ujrzałem kolejno przybywających: księcia Oropesę, księcia Infantado, hrabiego Melzara i wiele innych znakomitych osób, że już takich nie wymieniam którzy nie tylko że nie znakomitemi ale nawet wydawali się podejrzanemi. Pomiędzy temi ostatniemi spostrzegłem niejakiego Uzedę, który udawał się za astrologa i usilnie wpraszał do mojej przyjaźni.
Nareszcie przybył pewien Austryak nazwiskiem Berleps, ulubieniec królowej dożywotniczki i zastępca posła od chwili wyjazdu hrabiego Harracha.
Kilka dni przepędzono na naradach, nakoniec otworzono uroczyste posiedzenie około wielkiego stołu, przykrytego zielonem suknem. Księżniczka została przypuszczoną i przekonałem się że duma, a raczej chęć wmieszania się do spraw państwa, zupełnie owładnęła jej umysłem.
Książe Oropesa, zwracając się do Berlepsa rzekł: «Widzisz tu Señor zebrane osoby, z któremi ostatni ambassador austryacki naradzał się względem spraw hiszpańskich. Nie jesteśmy ani Francuzami ani Austryakami, ale Hiszpanami. Jeżeli król francuzki przyjmie testament, jego wnuk bezwątpienia zostanie naszym królem. Nie przewidujemy wypadków jakie okoliczności mogą sprowadzić, ale mogę zaręczyć że żaden z nas nie rozpocznie wojny domowej.»
Berleps zapewnił że cała Europa się uzbroi, i że nigdy nie scierpi aby rodzina Burbonów, obejmowała władzę nad tak rozległemi państwami. Następnie zażądał aby panowie należący do stronnictwa austryackiego, wysłali do Wiednia upoważnionego od nich pełnomocnika. Książe Oropesa zwrócił oczy na mnie i już myślałem że mnie przedstawi, ale zamyślił się i odpowiedział, że nienadeszła jeszcze pora do przedsiębrania tak stanowczego kroku.
Berleps oznajmił że zostawi kogoś w kraju, wreszcie z łatwością spostrzegał że panowie obecni na tem posiedzeniu, czekali tylko chwili do otwartego wystąpienia.
Po skończonem posiedzeniu, poszedłem do ogrodu złączyć się z księżniczką i opowiedziałem jej jak książe Oropesa spojrzał na mnie gdy chodziło o wysłanie pełnomocnika do Austryi. «Señor Don Juanie — rzekła — wyznaję że mówiliśmy już o tobie w tym względzie i że sama cię nawet przedstawiałam. Masz ochotę wyrzucać mi moje postępowanie, niema co mówić, jestem winną, ale wprzódy pragnę wytłumaczyć ci moje położenie. Nie byłam stworzoną do miłości, twoja jednak potrafiła wzruszyć moje serce. Za nim miałam na zawsze porzucić roskosze miłości, chciałam wprzódy je poznać. Cóż powiesz? nie zmieniły one w niczem mego sposobu myślenia. Prawa jakie ci nadałam nad mojem sercem i moją osobą, jakkolwiek słabe, nie mogą już istnieć. Zatarłam najmniejsze ich ślady. Zamierzam teraz, przepędzić kilka lat w świecie, i jeżeli można, wpłynąć na losy Hiszpanji. Następnie założę zakon szlacheckich panien, którego sama będę pierwszą ksienią. Co się tyczy ciebie, Señor Don Juanie, pojedziesz do przeora Toledo, który opuścił już Wiedeń i udał się na Maltę. Ponieważ jednak stronnictwo w jakie weszłeś, mogłoby cię narazić, kupuję przeto cały twój majątek i zabezpieczam jego wartość na moich dobrach w Portugalji, w królestwie Algarbji. Nie jestto jedyna ostrożność, Señor Don Juanie, jaką powinieneś przedsięwziąść. Są w Hiszpanji miejsca, nieznane od rządu, gdzie bezpiecznie od poszukiwań, można całe życie przepędzić. Polecę cię komuś, który da ci je poznać. Słowa moje zdają się zadziwiać cię Señor Don Juanie? Dawniej, okazywałam ci większą czułość, ale zatrwożyły mnie szpiegostwa Busquera i zamiar mój jest niecofnionym.»
To powiedziawszy, księżniczka zostawiła mnie własnym uwagom, które wcale nie sprzyjały wielkim panom. «Bogdaj przepadli, — zawołałem — półbożkowie tej ziemi, dla których reszta śmiertelnych jest niczem. Zostałem igraszką kobiety, która próbowała na mnie, czy jej serce stworzonem jest do miłości, i która nareszcie wskazuje mnie na wygnanie, znajdując mnie zbyt szczęśliwym że mogę poświęcić się jej własnej i przyjacioł jej sprawie! Ale nic z tego nie będzie. Dzięki mojej małoważności, będę jeszcze mógł żyć w spokoju.»
Wymówiłem ostatnie wyrazy dość głośno, gdy w tem jakiś głos mi odpowiedział: «Nie, Señor Avadoro, ty nie możesz żyć w spokoju.» Obróciłem się i ujrzałem między drzewami tego samego astrologa Uzedę, o którym wam już wspomniałem. «Señor Don Juanie — rzekł do mnie — słyszałem pewną część twego monologu i mogę cię zapewnić że w burzliwych czasach, nikt spokoju znaleźć nie zdoła. Zasłania cię można opieka, nie powinieneś jej marnować. Jedź do Madrytu, dopełnij sprzedaży ofiarowanej ci przez księżniczkę i ztamtąd udaj się do mego zamku.»
«Nie wspominaj mi o księżniczce,» przerwałem oburzony.
«Dobrze więc — rzekł astrolog — w takim razie pomówimy o twojej córce, która w tej chwili, znajduje się w moim zamku.»
Chęć uściskania mego dziecięcia, uśmierzyła mój gniew, z drugiej zaś strony, rzeczywiście, nie należało mi porzucać moich opiekunów. Udałem się do Madrytu i oświadczyłem że wyjeżdżam do Ameryki. Oddałem mój dom i wszystko co posiadałem w ręce prawnika księżniczki i wybrałem się w drogę ze służącym którego mi nastręczył Uzeda. Ten, przez różne manowce zaprowadził mnie do jego zamku w którym byliście i gdzieście poznali syna jego, obecnego tu szanownego kabalistę. Astrolog przyjął mnie u bramy i rzekł: «Señor Don Juanie, tu, nie jestem już Uzedą, ale Mammonem Ben Gerszon, żydem z religji i pochodzenia. Następnie, oprowadził mnie po swojem obserwatoryum, pracowni i wszystkich kątach swego tajemniczego mieszkania.»
«Racz mi objaśnić — rzekł do niego — czyli twoja sztuka zasadza się na czemś rzeczywistem? powiedziano mi bowiem że jesteś astrologiem a nawet czarnoksiężnikiem.»
«Chcesz zobaczyć próbę? — przerwał Mammon — spojrzyj w to weneckie zwierciadło, ja tymczasem pójdę zamknąć okienice.» Z początku nic nie spostrzegłem, po chwili jednak tło zwierciadła zdawało się zwolna oświecać. Ujrzałem księżniczkę Manuelę z dziecięciem na ręku. —
Gdy cygan kończył te słowa i wszyscy natężaliśmy słuch, ciekawi co się dalej stanie, jeden z jego hordy przyszedł zdawać mu sprawę z dziennych czynności.
Oddalił się i już go więcej tego dnia nie widzieliśmy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Jan Nepomucen Bobrowicz, Jan Potocki i tłumacza: Edmund Chojecki.