Rada zwierząt w powietrzu

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Chrzciciel Albertrandi
Tytuł Rada zwierząt w powietrzu
Rozdział Bajka o wilku, lisie i ośle
Pochodzenie Biernata z Lublina Ezop
Redaktor Ignacy Chrzanowski
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cały zbiór

Indeks stron

3. Rada zwierząt w powietrzu.

Złe, na które myśl z sercem truchleje od trwogi.
Złe, które w sprawiedliwym ogniu gniewów bogi
Wynalazły na karę bezbożności ziemi,
Powietrze, złe najgorsze, złe między wszystkiem Pierwsze, co w dniu świat zniszczyć, a napełnić piekło Jednym zdoła, wydało zwierzom wojnę wściekłą.
Choć nie wszystkie umierały,
Ale wszystkie chorowały;
Ledwie kto mial wsparcie życia
Od pokarmu lub napicia.

Wilk nie wychodził na czaty,
Gdzie gęś, gdzie Tyber wilczaty;
Ani liszka myszkowała,
Ni charcica liszkę gnała;
Nie grały turkawki w dębie,
Ani na kopach gołębie;
Ni synogarlica wabi:
Jedni zmarli, drudzy słabi.
Pot zimny, zamkniona mowa,
Wzrok ostry, bez siły głowa,
Gorączka w spieczonem ciele,
Życia nadziei nie wiele.
Fauni, organiści leśni,
Śpiewali za zmarłe pieśni;
Satyr, kościelny Dyany,
Chęcią podzwonnego pjany,
Zamiast rydla, swemi szpony
Kopał groby i bił w dzwony.
Lew, król z przodków dziedziczny zwierzęcego państwa,
W tym razie zwołał stany swojego poddaństwa;
A że i sam poniekąd w złym zdrowia był stanie,
W krótkich słowach otworzył sejmowi swe zdanie:
„Moi mości panowie! wątpić nie potrzeba,
„Że złe, którym giniemy, z wyroków jest nieba.
„Nie wińmy losów, ani w naturze — przyczyny
”Szukajmy: nasze tego przyczyną są winy.
„Jeden nam środek został uśmierzenie kary:
„Kto z nas najgorszy, gniewem nieba na ofiary
„Damy go. Wierne przodków świadczą o tym dzieje,
„Że w podobnych nieszczęściach będąc, nasze knieje,
„Oñarą rozgniewana wyroki biegały,
„Za niewinnych winnego śmierci w łup dawały.

„Dobro publiczne każe, by swego sumnienia
„Każdy z sobą uczynił ścisłe rozstrząśnienia,
„Toż wyznał błędy jawnie. Ale, że przykłady
„Króla więcej zachęcą, aniżeli rady.
„Pierwszy wyznam na siebie w szczerej skrusze serca,
„Żem bydlątek niewinnych był srogi morderca,
„Bez winy, bez urazy,
„Mniej więcej tysiąc razy.
„Podczas też dla smaku ciało
„I pasterki się zjadało;
„Jeśli nie chybiam w pamięci,
„Zjadłem ich trzy dziewięci.
„Kiedym więc najwinniejszy, na śmierć-em gotowy;
„Lecz mniemam, że wprzód trzeba w sądzie dla osnowy
„Słuszności, aby Wszyscy wyznąli swe zbrodnie,
„By, kto z nas najwinniejszy, poznać niezawodnie“.
Lew skończył. Winny respekt nieco w zadumieniu
Trzymał zebrane stany, niby w zachwyceniu.
Wtem głos liszka, jako chciała,
Imieniem stanów zabrała.
„Masz serce — rzekła — w pełne dobroci,
„W czem go oskarżasz, to go nie szpoci;
„Są to szkrupuły, nie przewinienia,
„Nie grzechy, lecz cnoty cienia.
„Cóż za grzech, wami świadczę się, zwierzęta,
„Jeść niewolnicze i głupie bydlęta?
„Owszem, pokarmem być twoim, panie,
„Jest to honorem dla nich w ich stanie.
„Co do pasterzów, ci wszyscy warci,
„By żywo z skóry byli obdarci,
„Będąc z rodzaju tego, co nam prawa
„Wszystkim zuchwale i bezprawnie dawa“.

To liszka. Poważne czoło
Pochlebców toż samo wkoło
Stwierdziło. Przeto winny,
Szukano: ktoby był inny.
Niedźwiedź, że z ulów wybijał muchy,
Co wyjadały miody z pasieki;
Tygrys, że trwożył leśne pastuchy;
Mysz, że zwiedzała często sąsieki;
Wilk, że o drzewa własne swe szczeki
Z niecierpliwości skrwawił aż do juchy,
Podobnież inne rodzaje, —
Każdy się winnym daje.
Prawdę rzekłszy i bez śmischm
Któż z nas bez żadnego grzechu?
Wszyscy w nocy, we dnie
Grzeszymy powszednie.
W tych uwagach zwierzęta, chociaż grzeszne były,
Za nie wielkich, za świętych jednak się sądziły,
Spojrzy lew wkoło: co prędzej do osła,
By zaczął spowiedź, wysyła posła,
Który z daleka w smutnej minie
Stał w zgardzonym bydląt gminie.
„Pomnę — rzekł osieł — że wczora,
„Łąką blizkiego klasztora
„Idąc, głód wielki czyli
„Dyabli mię skusili,
„Trzy kroć zerwałem trawy:
„Te są życia mego sprawy“.
Na to: „Łotr! zbójca! zbrodzień! —
Wszyscy krzyczą — śmierci godzien!“
A zaś wilk, jako uczony w prawie,
Długim kazaniem dowodził żwawie,

Że jeść trawę — z żadnej strony
Grzech nigdy nie odpuszczony.
Zaczem na osła wypadł dekret śmierci,
Żeby go żywcem roztargać na ćwierci.

J. Albertrandi.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Chrzciciel Albertrandi.