[241]LXIV
RENEGAT
BALLADA TURECKA
1
Co się niedawno stało w Iranie,
Opowiem światu całemu:
Na kaszemirskim usiadł dywanie
Basza pośrodku haremu.
Pieją Greczynki, pieją Czerkieski,
Pląsają branki Kirgisa,
U tych w źrenicach szafir niebieski,
U tamtych cienie Eblisa.
Basza nie widzi, Basza nie słucha,
Turban zawiesił nad okiem,
Drzemie i dymy ciągnąc z cybucha,
Okrył się wonnym obłokiem.
Wtem u wrót szczęścia hałas się wzmaga,
Rozstąpiły się sług rzędy,
Nieznaną brankę wiódł kyzlar-aga,
Skłonił się i rzekł: «Effendy!
«Którego jasność takiej jest mocy
Między gwiazdami dywanu,
[242]
Jak śród brylantów na szatach nocy
Ognisko Aldeboranu,
«Racz ku mnie błysnąć, gwiazdo dywanu!
Bom dobrych nowin tłumaczem:
Oto służebny wiatr z Lehistanu
Darzy cię nowym haraczem.
«Padyszach nie ma takiej krzewiny
W sadzie rozkoszy w Stambule,
Ona jest rodem z zimnej krainy,
Którą wspominasz tak czule».
Tu gazę, co jej wdzięki przygasza,
Odsłonił — cały dwór klasnął;[1]
Spojrzał raz na nią trzytulny Basza,
Wypuścił cybuch i zasnął.
Chyli się na bok, turban mu spada,
Biegą przebudzić, — o dziwy!
Usta zsiniałe, twarz śmiercią blada,
Basza renegat nieżywy!
2
«O dziwy, zgroza! — wołają janczary
I mędrce w prawie ćwiczeni —
Tę Nazaretkę za okropne czary,
Zakopiem w stosie kamieni.
«Owóż to Hassan, ów renegat Basza,
Sroższy nad lwa i tygrysa,
[243]
Co go nie tknęła żadna dziewka nasza
Ni Dżurdżystanu hurysa;
«On, gdy Chanowi na srebrny półmisek
Rzucił łeb księcia Iflaku,
Wdzięczny mu Chagan dziesięć odalisek
Z własnego przysłał orszaku.
«Wszystkiemi wzgardził! Teraz go zabija
Postać lękliwej gazeli;
Jako motyla lada modra żmija
Promieniem oczu zastrzeli.
«Niechże tę żmiję bej, na pastwę czerni,
Z warownej straży przywiedzie!
Już od godziny zebrali się wierni,
I kady z miasta już jedzie...»
Przyjechał kady, zbierają kamienie,
Czekają — próżna nadzieja!
Bej nie przychodzi, odbite więzienie;
Ani dziewicy, ni beja!...
3
Wkrótce ojczyznę ujrzała branka,
Lecz wszędzie jej tam nie miło:
Nie widzi — bowiem swego kochanka,
Z którym się wszystko skończyło.
Wszystko! i w swoich pamiątek kraju
Wkrótce z rozpaczy umarła;
A ciało martwe, według zwyczaju,
Dębowa trumna zawarła.
[244]
A gdy rodzina płacz swój rozwodzi
I ksiądz do modlitwy wzywa —
Nieznany Turczyn zziajany wchodzi
I tak się do nich odzywa:
«Basza zostawił w zgonie rozkazy,
Abym tę urnę wziął z sobą,
Gdy go śmiertelne okryją głazy,
Gdy go okryją żałobą;
«Kazał, bym obszedł cały świat kołem,
Trafił do północnej ziemi,
I niósł tę urnę z jego popiołem,
Złączyć z prochami lubemi.
Znalazłem popiół! Ty, o kapłanie,
Wypełnij Baszy zlecenie!
Z urną swat wchodzi, przed tobą stanie,
Dziwne będzie ożenienie.
«Zdejmij z tej martwej ręki pierścionek
I włóż jej pierścień Turczyna;
Ona małżonką, on jej małżonek,
Po śmierci się ślub zaczyna!»
Ksiądz odpowiedział: «Czyż te zamiary
Mam w groźnym wykonać musie?
Czyliż twój Basza był naszej wiary,
Czyliż on umarł w Chrystusie?»
Ksiądz mówił, ale na księdza głosy
Turczyn nic nie odpowiadał —
I tylko z czoła rozgarnął włosy
I milcząc, księdza twarz badał.
Ksiądz obrażony chciał zerwać śluby,
Chciał z jej palca zdjąć pierścienie;
[245]
Lecz próżne jego były rachuby,
Broniło dłoni ściśnienie.
Martwa dziewica ścisnęła rękę,
Pierścienia wydrzeć nie dała.
Na tem ja, bracia, kończę piosenkę,
I piosnka moja skonała.