Rzecz wyobraźni/Poeta z cienia wydobyty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Wyka
Tytuł Rzecz wyobraźni
Wydawca Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wyd. 1977
Druk Drukarnia Wydawnicza w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


POETA Z CIENIA WYDOBYTY


Z prawdziwym zainteresowaniem, więcej — z radością czytałem artykuł Andrzeja Gassa Cień poety („Kultura” 1972, nr 2). Znalazł się wreszcie dobrze zorientowany badacz, który ma szansę przywrócić Albinowi Dziekońskiemu miejsce temu poecie należne na mapie poezji polskiej XX wieku.
A ponieważ w toku artykułu dwukrotnie padło moje nazwisko, jeszcze parę informacji chciałbym dorzucić do tych, które podał A. Gass. Być może, że są to informacje zbyt drobiazgowe (lub autorowi artykułu znane), ale skoro cień zamierzamy przemienić w postać, każdy ku temu zmierzający gest jest wskazany. Nie sądzę, zapowiadam od razu, ażeby „odkrycie“ Albina Dziekońskiego mogło nabrać tej rangi, co wydobycie z niepamięci Cypriana Norwida lub Wacława Rolicza-Liedera. Dziekoński to ptak niższego i nierównego lotu, ale był to na pewno poeta autentyczny, nie grafoman-ziemianin zaszyty w poleskiej głuszy.
Skąd wzięło się moje zainteresowanie Dziekońskim? Z rozmów i pochwał tego poety podawanych przez prof. J. Krzyżanowskiego. Znakomitemu badaczowi literatury ojczystej i folkloru przypada zatem pierwsza zasługa. Przed laty piętnastu, kompletując materiały do Rzeczy wyobraźni, nabyłem w krakowskich antykwariatach pewne tomiki Dziekońskiego, wśród których głównie uwagę zwracał zbiór Zielone Mogilowce. Dziekoński, czytany na tle wielkiej przemiany literatury polskiej około roku 1956, Dziekoński i jego dziwaczna poetyka mieścił się niewątpliwie, w tym samym drzewie genealogicznym, co poezja Mirona Białoszewskiego.
W dalszej kolei rzeczy otrzymałem do recenzji wewnętrznej maszynopis opracowanej przez Ryszarda Matuszewskiego i Seweryna Pollaka antologii Poezji polskiej 1914–1939 (Warszawa 1962). W pierwszej wersji owej świetnej i już dzisiaj rarytnej antologii Dziekoński jeszcze nie figurował. Zwróciłem na to uwagę (jakim rzeczownikiem określać kogoś, kto układa antologię? — antologista, antologiczność, to dobre, ale w języku Białoszewskiego) — więc uwagę zwróciłem i pięć utworów Dziekońskiego znalazło miejsce w opublikowanym przez Matuszewskiego i Pollaka zbiorze. Niechaj nam to będzie policzone pomiędzy pomniejsze zasługi.
Zamierzałem ułożyć wybór poezji Dziekońskiego i odrębnie takowy opublikować. Niestety, zamiar utonął w nawale innych prac. Udało się jednak dotrzeć do najbliższej rodziny poety, i oto leżą przede mną dwa listy. Ponieważ są to listy sprzed dziesięciu lat, nie wiadomo, czy dzisiaj można jeszcze dotrzeć do ich nadawców. Do mojej rozmowy z inż. Jerzym Bertholdim niestety nigdy nie doszło.
Jak zaś ważnym może się okazać każdy szczegół, na dwa spośród nich zwracam uwagę. A. Gass podaje w mylnym brzmieniu nazwę wsi rodzinnej Dziekońskiego jako Piotrkowice, gdy tymczasem są to Piotrowicze. Wśród przodków poety pojawia się nazwisko Orzeszko. Nazwisko niefortunnego męża przyszłej powieściopisarki, z domu Elizy Pawłowskiej. Pojawia się w jej oraz Romualda Traugutta stronach ojczystych. Czyżby więc jakaś koligacja? Jak zaś jeszcze u początku naszego stulecia wyglądały owe strony ojczyste, temu zalecam lekturę książki osadzonej na dalekim okraju polskości — Szczenięce lata Melchiora Wańkowicza.

1972


I

Poznań, dnia 22 marca 1963.

Wielce Szanowny Panie Profesorze.
Jestem serdecznie wdzięczna Panu Profesorowi za list z dn. 8 III br., który mi sprawił prawdziwą radość. Mąż mój był zupełnie pozbawiony próżności, nie szukał nigdy sławy i rozgłosu, niemniej czuł, że jego wiersze nie są zupełnie pozbawione wartości i że tkwi w nich ziarnko poezji. Muszę przyznać, że uważam niektóre za bardzo dziwaczne, czasem wręcz niezrozumiałe, inne znowu za bardzo bliskie tematycznie i uczuciowo. W moim posiadaniu znajdują się następujące zbiorki: Bajki, I wyd. 1920; Bajki, satyry, liryka, wyd. „Lux“ Wilno 1926; Eklogi 1931; Motywy z miasta 1931; Dwa głosy 1933; Dramat Lucyfera, Warszawa Hoesick 1934; Zielone Mogilowce, Warszawa Hoesick 1939.
Prócz tego wydane były następujące zbiory: Elegie w 1929; Na Zachód 1932; Rzeczy podejrzane.
Byłabym bardzo wdzięczna za wiadomość, na jakie tomiki natrafił Pan Profesor, jak również za przysłanie mi książki Pana Profesora Rzecz wyobraźni.
Ponieważ Pan Profesor interesuje się również biografią mego Męża, chcę tu podać krótkie streszczenie: Albin Michał Dziekoński urodził się dwudziestego ósmego kwietnia 1892 r. w majątku Piotrowicze pow. kobryńskiego. Miał jednego brata przyrodniego ze strony ojca — Albina, oraz dwóch ze strony matki — Jadwigi z Orzeszków I-voto Bertholdi. Poza tym jednego brata rodzonego i dwie siostry. Dzieciństwo spędził na wsi. Szkołę średnią przechodził w Warszawie, a potem w Rydze, gdzie też zdał maturę. Skierowany przez rodzinę na rolnictwo do Belgii, był tam tylko rok. Klimat tak dalece mu nie służył, że przeniósł się do Lozanny na romanistykę. Pierwsza wojna światowa przerwała studia, których niestety nigdy nie dokończył. Wojnę przebył w Rosji, zmobilizowany jako urzędnik wojskowy.
Pobraliśmy się w kwietniu 1917 w Orle. W maju 1918 r. wróciliśmy do Warszawy, a w 1920 r. osiedliśmy na wsi w Mogilowcach (stąd nazwa jednego zbiorku Zielone Mogilowce) pow. wołkowyskiego, woj. białostockiego. Był to kąt deskami zabity od świata, bez szosy, 50 kil. od kolei. Mąż mój interesował się naprawdę tylko poezją, muzyką i filozofią. [...]

Zofia Dziekońska

Poznań,
Grunwaldzka 101

II

Inż. Jerzy Bertholdi, Warszawa,
25 III 1963 r. Elektoralna 64/6 m. 37

Szanowny Panie Profesorze
Dzisiaj otrzymałem list Bratowej mojej, pani Zofii Albinowej Dziekońskiej, datowany 24 III 1963 r. wraz z odpisem listu Pana Profesora z dnia 8 III rb. i natychmiast piszę do Niego.
Śp. Albin Dziekoński był mi nie tylko najmilszym bratem (przyrodnim), ale najbliższym i najukochańszym przyjacielem. W domu Jego ojca, a mego ojczyma, też Albina Dziekońskiego, i naszej Matki, Śp. Jadwigi z Orzeszków I-voto Bertholdi, II-voto Dziekońskiej, razem wychowaliśmy się — w Piotrowiczach pow. kobryńskiego. Spośród sześciorga dzieci Matki mojej: 2-ch Bertholdich, 4-ga Dziekońskich, byliśmy sobie z Albinem najbliżsi — upodobaniami i usposobieniem.
Gdyby jeszcze inne szczegóły Sz. Pana Profesora interesowały, to chętnie i ze szczerą radością gotów jestem spotkać się z Nim w Warszawie, aby podać moje o Albinie wiadomości. Proszę więc, jeżeli moja propozycja Sz. Panu Profesorowi odpowiada, o wyznaczenie daty i godziny spotkania, o ile możności w godzinach 11–14, ew. w Pałacu Staszica lub w innym miejscu, lub wreszcie u mnie, gdyby to bardziej Mu odpowiadało. Tej ostatniej propozycji nie postawiłem na pierwszym miejscu dlatego, że mieszkam w wielkiej ciasnocie, w pokoiku o 11 m² powierzchni. Gdyby ten metraż Sz. Pana Profesora nie przerażał, to naturalnie bardzo rad będę widzieć Go u siebie, ale i w tym wypadku najuprzejmiej proszę o wyznaczenie daty i godziny, abym był w domu. Poza godzinami 14–16, w których wychodzę na obiad, każda godzina będzie mi odpowiadała.
Podam teraz tę parę tomików, które udało mi się znaleźć u krewnych i znajomych: Albin Dziekoński — 1. Zielone Mogilowce nakładem Księgarni Ferd. Hoesicka, Warszawa 1939; 2. Bajki, satyry i liryka, Polska Drukarnia Nakładowa „Lux” w Wilnie, data wydania nie podana, prawdopodobnie w latach 1925–1930; 3. Eklogi, Warszawa 1931; 4. Dwa głosy, Warszawa 1933.
Jestem bardzo ciekawy, jakie tomiki posiada Sz. Pan Profesor i czy pokrywają się one z moimi?
Oczekując łaskawej odpowiedzi przesyłam wyrazy prawdziwego szacunku i poważania.

J. Bertholdi


III

„Poeta z cienia wydobyty”
W związku z artykułami: Andrzeja Gassa Cień poety („Kultura“ 2/72) i prof. Kazimierza Wyki Poeta z cienia wydobyty („Kultura“ 5/72), jako cioteczna siostra Albina Dziekońskiego chcę zabrać głos w jego sprawie, mając nadzieję, że wyjaśnię przynajmniej cośkolwiek z wiedzy o nim [...].
Matka Albina, Orzeszkówna z domu, była daleką krewną Elizy Orzeszkowej, była ona osobą rozumną, wykształconą. Wyszła za mąż za Bertholdiego, szlachcica pochodzenia włoskiego. [...] Bertholdi był człowiekiem rzutkim: nie powiodło mu się jednak w interesach; wskutek tego odebrał sobie życie.
Młoda wdowa wyszła powtórnie za mąż za Albina Dziekońskiego, wdowca, o kilkanaście lat od niej starszego, człowieka wykształconego i poważnego; był on marszałkiem szlachty powiatu kobryńskiego. Miała z nim czworo dzieci, z których najstarszy był Albin.
Dalecy krewni jego ojca, Stefania i Kazimierz Dziekońscy, zbliżyli się około roku 1910 z jego rodziną, wzajemnie się odwiedzając. Właścicielom Mogilowic, którzy byli bezdzietni, podobał się zdolny, rokujący nadzieje młodzieniec i usynowili go. Żona Albina, Zofia, była córką adwokata wileńskiego, Maksymiliana Malińskiego. Stefania Dziekońska, która bardzo sobie zawarcia tego związku życzyła, w następstwie okazała się trudna w stosunku do Albina (choć go kochała) i dokuczliwa dla Zofii. Była osobą serdeczną, ale arbitralną i gwałtowną. Wywiązały się intrygi, dla których było pożywką, że Zofia — osoba z charakterem, inteligentna i przystojna — była słabowita [...].
W tym zamęcie Albin Dziekoński, z dala od ludzi i ruchu umysłowego, czuł się rzeczywiście nieszczęśliwy. Miał naturę pozornie łatwą, umiejącą się przystosować do wszystkich i wszystkiego. W gruncie rzeczy, wrażliwy nad miarę, cierpiał w stosunkach z ludźmi, nie mogąc się pogodzić z ich przeciętnymi sądami. Był cięty i potrafił dosadnie wypowiadać swoje poglądy.
Pociągała go i interesowała specjalnie kultura francuska. Czytał i podziwiał wiersze Pawła Verlaine, Artura Rimbaud i Pawła Valéry. Czytał Marcelego Prousta, interesował się Janem Giraudoux i Janem Cocteau. Studiował dzieła Bergsona i dzieła Niemców: Kanta, Schopenhauera i wcześniejszego Nietzschego. Interesował go Goethe i pociągały liryki Heinego. Starannie przejrzał Kapitał Karola Marksa. Poznał dzieła Cervantesa, Dantego, Swifta, Tołstoja, Maeterlincka i wiele innych [...]
Z innych dziedzin: interesował się malarstwem i rzeźbą. Będąc w Hiszpanii poznał bliżej malarstwo Goyi. Z muzyków interesowała go indywidualność Klaudiusza Debussy. [...]
Bolał nad tym, że nie bierze udziału w polskim życiu literackim. Nawiązany kontakt z prof. Korbutem urwał się po samobójstwie syna profesora. Miłość własna i przesadna drażliwość nie dały Albinowi Dziekońskiemu robić starań o zbliżenie z literatami. Z tego powodu nie chciał sam wydawać swoich wierszy. Zachwycał się wierszami Leopolda Staffa, a przede wszystkim Juliana Tuwima, z którym pragnął zawrzeć znajomość. Rozkoszował się Słówkami Boya.
W 1939 r., przed drugą wojną światową, Albin Dziekoński był już chory na cukrzycę, co ujemnie wpływało na jego usposobienie i samopoczucie. Twórczość jego rozwijała się jednak coraz bardziej i żałować należy, że nie dane mu było napisać wiele jeszcze rzeczy wartościowych i wypowiedzieć się całkowicie.

Maria Trębicka
Warszawa




Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.