Sądecczyzna (Szczęsny Morawski)/Tom I/Tatarzy powtórnie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sądecczyzna. Tom I. |
Pochodzenie | Sądecczyzna |
Wydawca | Nakładem autora |
Data wyd. | 1863 |
Druk | Wytłoczono u Ż. J. Wywiałkowskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tom I |
Indeks stron |
Podczas tego znowu przylatywały straszne wieści o Tatarach. Roznosił je Daniło halicki i za pomoc obiecywał połączyć z Rzymem wyznanie wschodnie. Papież niezmiernie uradowany posłał doń kardynała, aby go ukoronował jako króla ruskiego i obiecał pomoc, zakonniki też: Franciszkany i Dominikany słał do Halicza, roku 1249. Lecz Daniło żądał pomocy świeckiej: wojska i pieniędzy, czego legat nie dawał; więc go odprawił. — Trwoga od Tatar wzmagała się jednak, Daniło rad nie rad powtórnie musiał oczy swe zwracać ku Rzymowi. Dał się ukoronować na królestwo ruskie, a papież (Innocenty IV roku 1253) wszech książąt sławiańskich zawezwał do obrony Rusi zagrożonej. Nie kwapili się! Więc Daniło rozgniewany mścił się na Polsce i roku 1225 zdobył Lublin, odgrażając się Europie: Tatarami.
Trwoga od Tatar przejmowała też i Węgry — trzeba się było zbroić i przygotowywać odpór; a tu nie było środków po temu — nie było pieniędzy.
Całą nadzieję pokładano w Kindze.
Lecz Kinga bogata uroniła już znaczną część posagu swego, a nadzieja odebrania nie świtała wcale. Bolesław nie był ani bitnym ani rządnym. Jedynak od matki wypieszczony a później ciągle pod opieką nie wyrobił w sobie jak tylko: ducha pobożności i zamiłowanie niemiecczyzny. Niemi powodowany hojną ręką rozdawał prawo niemieckie i dobra klasztorom niepolskim; czemu się pobożna Kinga sprzeciwić nie mogła.
Lecz Kinga w poczuciu prawa własności przypomniała też swoją pożyczkę. I ona była bogobojną i kościołowi życzliwą; ale przytem była też życzliwą narodowi polskiemu i narodowości polskiej. Nie na to wyuczyła się mowy polskiej, nie na to wydawała skarby swe dla Polski, aby z niej uczynić rolę przygotowaną pod zasiew niemieckiego żywiołu. A żywioł niemiecki nie mógł jej być przyjaznym, bo Niemcy ciągle czychali na koronę węgierską, a ojca jej zwyciężonego od strasznych Mongołów i z własnej ziemi wygnańca szukającego schronienia i pomocy: rakuskie książę bez litości imało i więziło!! — Trudnoć było Kindze sprzyjać wrogom ojca!
Prandota biskup krakowski i szczeropolski, był najnaturalniejszym Kingi sprzymierzeńcem jako biskup i jako Polak. A duchowieństwo polskie już wtedy do jawnej walki stawało z napływowem duchowieństwem niemieckiem, które go podsiadało w mieniu, prawach i znaczeniu. Prandota więc popierał słuszne Kingi domagania się zwłaszcza zważając stosunek ich małżeński i przewidując: że posag Kingi stanie się posagiem kościoła.
Kiedy więc na wiecach w Korczynie radzono nad obroną ojczyzny i wspomniano o długu zaciągnionym u Kingi; biskup Prandota przypomniał zobowiązanie i zażądał ubezpieczenia dla Kingi.
Bolesław z skruszonem sercem przyznał: ile dowodów przyjaźni i życzliwości doznał od swej wzniosłej małżonki, przyznał: że w każdej niedoli wspierała go radą i pieniędzmi, mianowicie zaś w walkach z Tatarami. Przyznał uroczystą obietnicę oddania długu, dodał jednak że nie może oddać: bo zgoła nie ma pieniędzy! gdyż ani umiał być zatwardziałego serca ani skąpym, ale owszem bywał rozrzutnym dla wojowników!
Prandota biskup radził więc: oddanie Sądecczyzny w zamian za pożyczone skarby. Zgromadzeni wiecnicy wraz z Bolesławem przyjęli wniosek z niejakiemi zastrzeżeniami.
Radząc nad tem, nie mógł sejm stłumić smutku z powodu przeczucia wojny o dziedzictwo tronu po Bolesławie. Bo Kinga już wyraźnie wypowiedziała ślubowanie dziewiczej swej czystości. W wstępie przywileju który tam spisano wyraźnie się ta troska przebija i niby stłumiony żal Bolesława wobec zgromadzonych stanów.
Przywilej (XIV). — Bóg stworzyciel ludzi, stworzywszy pierwszego praojca, chciał, aby się plemię ludzkie rozrastało z zarodu swego. Przewidując więc, przeznaczając i jasno w sobie jedność Trójcy nierozdzielnej okazując rzekł: Nie dobrze jest, iż człek sam jest! stwórzmy mu pomocnicę podobną; aby za tem ustanowieniem i zbawiennem zezwoleniem przy błogosławieństwie Boga było: jedno ciało, rozmnożenie pokolenia, i spokój na całym świecie. Dlatego my! Bolesław z bożej łaski książę krakowski i sandomierski niniejszem obwieszczamy wszem wobec i na przyszłość:
— Że doszedłszy lat, za wskazaniem i wolą najlepszego Stwórcy we wszystkiem posłuszny i dla lepszych i spokojniejszych przy pomocy boskiej rządów księstwem naszem; za dojrzałą poradą wielebnego w Chrystusie pana Wisława biskupa krakowskiego i wyrokiem wszystkich dostojników naszych i wiecników, wziąwszy wprzód Boga na pomoc; złączyliśmy się węzłem małżeńskim z najszlachetniejszą panią a panią Kunegundą córką najjaśniejszego króla węgierskiego Beli.
— Nietylko z słynnem wedle królewskiej opatrznej wspaniałości wyposażeniem: w złocie, srebrze i drogich kamieniach; lecz i wiązaniem hojnego wiana, cnót i obyczajów szlachetnych.
— Więc za natchnieniem boskiem, od czasu do czasu porady i pomocy hojnie nam użyczała w czasie największej niedoli — jakto się jasno okaże w załączeniu.
— Bo gdy w czasie złym za dopustem Boga, dla grzechów naszych: Tatarzy srogim mieczem pustoszyli kraj nam podległy nagle i niespodzianie brocząc ziemię wylaną krwią chrześciańską i zdawało się: że wszystko zaginie wraz z zagubą ludu rolniczego.
— My zaś nie mogli rozporządzać książęcą nad wszystko najmilszą wspaniałomyślnością. Nieposiadając zgoła gotowych pieniędzy — przywalonych głazem twardego serca lub utajonych w skarbcach przez skąpstwa pragnienie gorące; gdyż z hojności nieprzepartej a nawet marnotrawstwa chwalebnego z wrodzonej wspaniałości; woleliśmy się otaczać zastępem szlachetnych bojowników, aniżeli obsypywać kupami skarbów — Więc w skutek tego popadliśmy znacznemu niedostatkowi, tak: że nie widzieliśmy zgoła zkądby płacić zwykłą płacę wojskom naszym. — A wspominana czci i sławy godna pani małżonka nasza najdroższa, bacząc nas z tej przyczyny często stroskanych. Pobudzona niewypowiedzianem i nieomylnem gorącej miłości przywiązaniem, które bezprzestannie łączyła z naszemi uczuciami, w najserdeczniejszem spółczuciu:
— Często wzmiankowane skarby posagu swego; kilkakrotnie oddawała szczodrobliwie na wspomnione wypłaty wojsk. Wymówiwszy sobie jednak wobec kilku szlachty naszej ziemi, zaręczenie: iż się obowiązujemy wspominane pieniądze oddać w swym czasie i miejscu, cale i zupełnie bez wszelkiej ujmy. Co uczyniliśmy słusznie obiecując i zaręczając że pieniądze te, do których się wiernie i uroczyście zobowięzujemy: oddamy w swym czasie i miejscu. Dla zaspokojenia gorących potrzeb pilnych jak się rzekło — i dla zapobieżenia często po sobie idącym: klęskom.
— Widząc się zaś w niedostatku i niemożności spłacenia tak znacznych pieniędzy. Idąc za zbawienną radą wielebnego ojca Prandoty biskupa krakowskiego, za wyrokiem i prawie jednogłośnem przyzwoleniem całych wieców naszych:
— Dajemy, nadajemy i nieodwołalnie zdajemy jej Sądecczyznę wieczystem dziedzictwem czyście i cale, bez wszelkiej ujmy z zupełnem posiadaniem cła, z wszelkiemi przynależytościami, zgoła tak jak dzierżyliśmy sami; — Z lasami aż po miedze węgierskie, z rzekami, rybołostwem, sadzawkami, z karczmy, młyny, łąki, pastwiska, zgoła wszelkiemi przyległościami i przynależytościami jakobądź nazwanemi.
— Ziemię tę sądecką wolno Jej sprzedać, zamienić, dać, wypuścić i jakim tylko sposobem zechce: wyzbyć.
— W Sądecczyznie nie zastrzegamy sobie praw żadnych zgoła: prócz prawa obrony, opieki i zachowania; ku pociesze rzeczonej małżonki naszej najukochańszej.
— Ażeby wsławiona pani, jeżeliby nas Bóg wprzód do siebie pawołał, otoczona pociechą i radami wspierana, za życia ani po śmierci wspomnionej ziemi nie ustępywała innym narodom, ani jej w oburzeniu od narodu polskiego nie odejmowała; lecz zawsze w zwykłej swej pobożności, niezmienna w czułości i wierze macierzyńskiej temuż narodowi niezmiennie i nienaruszenie zachowała.
— Żeby zaś tej naszej darowiźnie niezłomnej, a raczej odpłacie nieporównanie mniejszej i niedostatecznej; nadać moc i władzę wiecznej niezbitej trwałości; i aby nikt z natchnienia ducha złości i odrzuciwszy precz bojażń Boga, nie poważył się w jakibądż sposób krzywdzić lub uciemiężać niesłusznie; list niniejszy oględnie ku temu napisany, kazaliśmy stwierdzić Naszą pieczęcią.
— Działo się w wsi naszej Korczynie roku pańskiego 1257 dnia 10 marca.
— Wobec świadków: jaśnie panów: Kazimierza kujawskiego i łęczyckiego, Ziemowita mazowieckiego książąt; Janusza przełożonego gnieźnieńskiego a kanclerza księcia Kazimierza, Fulka krakowskiego i sandomierskiego kanclerza; Zbigniewa sandomierskiego, Abrama mazowieckiego: wojewodów; Bogufała sandomierskiego, Jana czchowskiego, Bronisława be...... kasztelanów; Warsza (Varsio) podstolego, Sulisława marszałka sandomierskiego, i innych wiela duchownych i świeckich wiarogodnych.
Roku 1259—1260 — Mazowsze najdzielniejsze i najmniej przesiąkłe żywiołem obcym ciągle stawało na czele dążeń narodowych; zawsze zwracało oczy na Wawel polski, gdzie Bolesław osadzał Niemce, zaprowadzał mowę i prawo niemieckie.
Jak do niedawna srodze zawiedziony Konrad mścił się zniemczenia kraju, tak i Kazimierz syn Konrada mazowieckiego idąc w ślady ojca, walczył z zniemczałymi pokrewnymi swymi: Bolesławem Piusem i Wstydliwym.
Podczas tych walk Tatarowie pod wodzami swemi Nogajem i Telebugą, znów ciągli do Polski, przybrawszy sobie Ruś pod książętami: Lwem i Romanem. Zawichost zdobyli, złupili i spalili wraz z klasztorem, który zbudował Bolesław dla siostry swej Salomei wdowy po halickim księciu Kolomanie. Sandomierz od lat kilku niemieckiem obdarzony prawem wzmógł się w mury i obronę. Wszystka też okoliczna ludność zbiegła tam z dobytkiem, a mężny starosta Piotr z Krępnej przewodził obronie i odpierał najścia. Tatarowie byliby odeszli bez skutku i z sromem.
Lecz: Lewko z Romanem zapragli krwi i łupu sandomierskiego. W imię Chrystusa jako współwyznawcy zawezwali starostę do układów i wraz z bratem ubezpieczonych zdradliwem całowaniem krzyża, zwabili do kosza tatarskiego wydając na mięsne jatki. Miasto bez dowódzców zdradliwie napadnięte upadło, a krew polska dosłownie strugami płynąc zabarwiła Wisły wody.
Poczem podstąpili pod Kraków, poczęści od ludu opuszczony. Właśnie podczas obchodu Bożego Ciała po mieście, Tatarzy jęli się przeprawiać pod Zwierzyńcem. Dzwony klasztoru zakonnic ostrzegły o niebezpieczeństwie. Włóczkowie pod chorągwią kościelną uderzyli na nich i odparli a lud i duchowieństwo mogli się schronić na Wawel. Pamięć tej dzielności krakowskich włóczków zachowała się w: Koniku zwierzynieckim.
Tatarzy spalili miasto; lecz Wawelu obronił dzielny: Klimunt z Ruszczy wojewoda.
Bolesław Wstydliwy z Kingą uciekł na Węgry; a Tatarzy łupili przez 3 miesiące.
Mieszczanie sądeccy, za powodem nowej swej dziedziczki: Kingi, musieli rozwinąć jakąś samodzielność w obronie skoro Kinga zaraz po powrocie z Węgier — bo jeszcze roku 1260 — nadaje im przywilej: założenia sześciu sołtystw i za zezwolaniem męża uwalnia ich od wszelkich zwykłych opłat grodowych.
Nota: (Przywileju tego ślad pozostał tylko w spisie praw i przywilejów klasztornych. Oryginał wraz z innemi zabrany podczas zniesienia klasztoru (1782) do Wiednia, będzie w archiwum cesarskiem — jeżeli nie zmarniał w regestraturze której.)
Bolesław wróciwszy do kraju, wzmógł się też nieco w odwagę wojenną — lecz nie przeciwko Tatarom tylko przeciwko Kazimierzowi kujawskiemu. Nienawiść rodzinna przemogła wstręt narodowy. — Połączył się nawet z Romanem halickim, co pod Sandomierzem zdradził Polskę i chrześciaństwo. Wkrótce znowu potem: Ruś z Litwą Jadżwingami i Tatary razem pustoszyli Mazowsze, a później i Sandomierską ziemię, aż ich poskromili Polacy pod Piotrem krakowskim i Janem sandomierskim wojewodami (1264).
Podczas tej zaciętej walki Bolesław modlił się z Kingą: na Wawelu.
Grzymisława matka Wstydliwego umarła jeszcze przed r. 1259. Salomea 1268. Kinga więc sama wpływała na niego a wpływ jej był czysto religijny. Po tak ciężkich kolejach życia jakie przeszła wraz z swą rodziną, niemając najmniejszego oparcia o niedołężną wolę męża a pana swego: gdzież się miała zwrócić jeżeli nie do nieba? Wielki wpływ wywierali na nią: biskup Prandota i franciszkanin: Bartłomiej rodem Czech, ulubieniec biskupa zarówno jak i Bolesława. Wiodła więc życie bez mała zakonne. Bolesław brak uciech małżeńskich wynagradzał sobie łowami, które lubił namiętnie. Obaj duchowni: Prandota i Bartłomiej, cnotami i przykładem niemniej jak wzniosłą nauką chrześciańskiej miłości utrzymywali zgodę i spokój między koroną a narodem.
Nie tak po śmierci biskupa Prandoty.