<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Bohdan Dziekoński
Tytuł Sędziwój
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1907
Druk Piotr Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.
Śmierć.
„Gotujcie się do Sądu: ostatnia dobiega godzina.“
Sąd ostateczny Younga.

Wschodzące słońce klejnotami tęczowego światła zasypało niebo i przez otwarte okno, razem z tchnieniem świeżego poranku, różowym blaskiem otoczyło Kosmopolitę na wysokiem łożu, zasłanem kobiercem.
Wspaniałej, bledniejącej twarzy, jakby z niej wolno ogień życia ustępował, żaden rys się nie zmieniał; nic zewnątrz blizkiego jego końca nie zwiastowało.
Obok łoża w głowach siedziała smutna Arminia i łzy po licach jej pomykały; w nogach stał Sędziwój i trwożliwym wzrokiem wpatrywał się w leżącego.
— Ty nie umrzesz, nie opuścisz nas, — mówiła z cicha Arminia — dotąd nie byłeś słaby, tak nagle — ja nie pojmuję; przecież sam umierających leczyłeś... i płacz nie pozwolił jej mówić dalej.
Kosmopolita uśmiechnął się łagodnie, i słabiejącą ręką biorąc za dłoń, drugą rękę podał Sędziwojowi i rzekł:
— Wspominajcie mnie czasem; gdy ofiara się spełni, i już między wami nie będę, starajcie się, aby próżną nie była...
Lecz Sędziwój coraz więcej pomieszany zawołał:
— Jeżeli istotnie śmierć twoja tak blizka, więc cała twoja sztuka była udaniem! więc chlubiłeś się potęgą, której nie posiadasz? cała cudowność, którąś żył otoczony, i eliksir są złudzeniem, bo inaczej czyżbyś umierał? Dlaczegóż chcesz unieść do grobu tajemnicę? — Teraz czas, możesz mi ją powierzyć; bogaty doświadczeniem, przysięgam, nie wyjawię nikomu, a na złe użyć już nie potrafię! — przecież zgon twój zada wyraźne kłamstwo twojemu życiu! widzę, iż tajemnica robienia złota jest prostą receptą i, jeżeli nie chcesz skonać, obarczony przekleństwem, wysłuchaj i wyjaw mi sposób robienia kamienia mędrców.
Ale Kosmopolita odwrócił się ku swojej żonie, i rzekł:
— Ty wiesz, ukochana, że bogactwa nie są szczęściem; tych, którzy je za cel swego żywota kładą, zrzucają z tronu wysokiej godności człowieka, zamieniając je na zwierzęta.
Pamiętaj, Arminie, nie kupuj uczuć, bo prawdziwe uczucia są bez ceny. Doświadczaj i walcz, a chociaż tu nieszczęśliwa, tam uzyskasz palmę!
— Ty zaś słaby i niewierny uczniu mój, — rzekł do Sędziwoja, pokazując mu na ręku blizny po torturach zostawione, — patrz, czy przyszłoby do tego, gdybym kiedykolwiek miał wyjawić tajemnicę.
Oczyść duszę z rdzy egoizmu, w jednem prawdziwem uczuciu, a zrozumiesz rozkosz poświęcenia się dla drugich...
Ja zostawiam ci skarb, a to będzie wspomnienie zgonu mojego; wspomnienie to uwolni cię od prześladowcy-wroga...
Na to imię drżenie przebiegło ciało Sędziwoja; umierający wziął znowu za ręce swoją żonę i ucznia i wpatrywał im się w oczy. A wtedy czuł, jakby po promieniach z jego źrenic idących, jakiś błogi pokój po jego duszy się rozlewał; obce myśli i czucia, jakaś nowa siła i życie w niego wstępowały; i choć nie bez trwogi, magnetyczny, rozkoszny, czuł pociąg do tego wzroku. Lecz wtem słońce tylko co weszło, gęste chmury okryły, zaciemniło się w pokoju, czarowny uśmiech umilił usta leżącego, i gdy zbliżył się do jego twarzy, boleść serce młodzieńca ścisnęła; dusza mędrca już opuściła ziemskie swoje mieszkanie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bohdan Dziekoński.