Słońce szatana/Gruba berta

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Charszewski
Tytuł Słońce szatana
Wydawca Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Data wyd. 1932
Druk Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Miejsce wyd. Włocławek
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


GRUBA BERTA



Wzorem wschodnich despotów, rozpoczynających panowanie od skrócenia o głowę swoich do tronu rywali, autor, przed objawieniem nam swego słońca, naprzód w perzynę obraca — jak się stale niegramatycznie wyraża — „chrześcijanizm“: naturalnie, ten uprzywilejowany przez Chrystusa szczególną opieką, a nienawiścią przez wszelkie sekciarstwo, t. j. katolicki. Ta burzycielska robota zajmuje mu nawet trzy czwarte jego dzieła: aż 9 na 12 wszystkich rozdziałów.
Bo też to robota nielada! Niczem wobec niej dzieło oczyszczenia stajni Augjaszowych przez Herkulesa. Posługujący się swemi ekspozyturami ziemskiemi Herkul podziemny nie podołał jej wprawdzie przez lat dwa tysiące; no, lecz teraz, lecz taka ekspozytura, jak nasz twórca nowej, zakasowywającej chrystjanizm, religji!...
Autor zastrzega się jednak, że się bynajmniej nie zawziął osobliwie na chrześcijaństwo. Jeżeli zajął się niem wyłącznie, to tylko dlatego, że ono samo osądziło wszystkie religje pozachrześcijańskie jako „kłamstwo i złudę“; jemu więc pozostaje tylko dowieść, że ono samo jest kłamstwem, i to najgorszem, więc i największej nienawiści godnem.
Rzeczywiście, sam jeden tylko chrystjanizm, naturalnie, katolicki, nie ma nic a nic z jasności słońca wolnej myśli, tak, że jeśli również jest słońcem, to czarnem, jak absolutna noc.
Tymczasem, taki nawet obskurancki talmud tyle ma z wolną myślą wspólnego! Sam jego Jahwe jest antychrystem. Dość więc go rozebrać z kompromitującego chałatu zabobonów, a przebrać w smoking filozofji monistycznej, by w wolną się myśl przeistoczył. Co nie dziw, skoro wolna myśl jest bękartem, zrodzonym przez ojca — Rzym cezarów, z matki — Synagogi szatana.
Inne religje pozachrześcijańskie są również antychrystyczne. Na dobrą sprawę — także i heretyckie na gruncie chrześcijańskim, o ile fałszują Chrystusa w Jego Osobie, czy w nauce, wskutek czego stają i one obok wolnej myśli, by uzupełnić powszechny front przeciwkatolicki.
Istotnie zatem autorowi pozostaje tylko zająć się wyłącznie chrystjanizmem, i to tym najokropniejszym — katolickim: tak okropnym, że autor nawet tego imienia jego unika, jak anioł światłości unika wody, której, chociażby była lodowata, czarnoksiężnicy katoliccy swemi gusłami nadają własności ukropu.
Przeciw chcącemu pożreć Andromedę wolnej myśli smokowi katolickiemu nasz nowoczesny Perseusz wybrał się z grubą bertą naukową.
Osobliwa wszakże jest naukowość tej grubej damy. Nastawiona przez wolną myśl ateistycznie, dama ta wali ślepemi ładunkami, sprawiając tylko huk przeraźliwy. Lecz właśnie na przerażenie samym tym hukiem huraganowy jej ogień jest obliczony. Tchórzów bowiem po stronie ostrzeliwanej nie braknie. Zarazem i osłów, bo każdy tchórz jest osłem.
„Siłą bandytów — powiedział Prus w „Dzieciach“ — jest tchórzostwo ich ofiar“. Tchórz, wierząc w broń naukową bandytów ateizmu, tak, jakgdyby nauka rzeczywiście tworzyła jedną olbrzymią przesłankę większą do wniosku ateistycznego, zmyka przed ich ogniem fajerwerkowym i, bez walki, oddaje im placówki naukowe, ratując wiarę z pomocą teorji dualizmu nauki i wiary. A nieraz, podbity pozorną ich potęgą, oddaje się im w niewolę, stwarzając przez to potęgę ich rzeczywistą i tembardziej przed nią się korząc.
— Co za potęga! — podziwiają.
— Co za osły! — podziwiamy zkolei.
Ale i nasz artylerzysta od grubej berty wierzy w rzeczywistość jej potęgi niszczycielskiej wobec wiary w Boga. Tylko że on, jako bertowładca, opancerzony przytem grubą ignorancją teologiczną, ma nadzwyczajną odwagę.
Niepodobieństwem jest iść ślad wślad za zwycięskim autorem i podnosić z fikcyjnych ruin wszystko, co on, w swojem przekonaniu, w ruiny obrócił. Byłoby to nie tylko narażać się na przeciwstawianie mu dwóch tomów po 500 stron każdy, ale i nosić sowy do miasta sowiookiej Atene.
W Atenach Nauki stoją kontrberty, które rzetelnemi pociskami argumentów wniwecz obróciły — złośliwie przez wolną myśl dogmatyzowane hypotezy, orjentujące umysł ku ateizmowi. Teorję samorodztwa obalił Pasteur, który, jak rzekł sam o sobie, wierzył jak Bretończyk, a wierzyłby jak Bretonka, gdyby był jeszcze uczeńszy. Małpoczłowieka, t. j. ogniwa, uznanego za konieczne do sprzęgnięcia gatunku homo sapiens z gatunkiem małp człekokształtnych w jeden łańcuch transformistyczny, jak nie było, tak niema. Neofita wiedeński protestancki, Otto Weininger, w dziele „Geschlecht und Charakter“, lubo nawrócony raczej na europeizm czy okcydentalizm, aniżeli na chrystjanizm, teorję o małpiem pochodzeniu człowieka zowie poprostu „śmieszną“ — „drollig”. Co ważniejsza, stwierdza, że piętnuje ją okoliczność szczególnie gorliwego popierania jej przez żydów, jako tych, którym potrzebne jest bydło z twarzami ludzkiemi. Teorja mitów astralnych, stworzona przez Dupuysa, w. 18, poto, by potraktować Chrystusa na równi z mitologicznemi postaciami greko-rzymskiego politeizmu, wskrzeszona u nas przed wielką wojną przez Andrzeja Niemojewskiego, u nas także znalazła pogromcę w nieklerykalnym zgoła Micińskim („Walka o Chrystusa”, 1911). I t. d.
Rzecz zatem zbędna przeciw grubej bercie autora występować z kontrbertą. Wystarczy karabin maszynowy z kilku taśmami nabojów. Chodzi nam głównie o nowotwór religijny, mający zastąpić chrystjanizm. Krytykę chrystjanizmu, której celem przygotowanie gruntu pod „religję wiarygodności, godną rozsądnego człowieka”, uwzględnimy tylko w charakterystycznych próbkach, wyłowionych na chybił-trafił z morza ateistycznych absurdów, zgromadzonych w dziele dra Św. ze starej i nowej literatury ateistycznej.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Charszewski.