Słomka, bób i węgiel
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Słomka, bób i węgiel[1] |
Pochodzenie | Królewna Gęsiarka i inne bajki |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1925 |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Strohhalm, Kohle und Bohne |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
W pewnej wsi żyła biedna kobieta. Przyniosła z pola bobu i zabrała się do gotowania go. Roznieciła pod kuchnią ogień i, chcąc by lepiej rozetlał, rzuciła weń garść słomy. Gdy rzucała bób do garnka, wypadło jedno ziarno na ziemię i znalazło się tuż obok dźbła słomy. Niedługo potem wyleciał z pod blachy węgiel i był obok tamtych dwojga. Słomka odezwała się do towarzyszy:
— Skądże to przybywacie, moi mili?
— Ja — odparł węgiel — wyleciałem na szczęście w sam czas z pieca. Inaczej byłbym się spalił na popiół.
Bób rzekł:
— I ja uszedłem w samą porę. Gdybym się był dostał do garnka starej baby, zostałbym zapewne rozgotowany na papkę, jak reszta mych kolegów.
— Podobny los i mnie byłby spotkał na pewne, — powiedziała słoma. — Ta stara wiedźma schwyciła nas sześćdziesiąt od razu i spaliła niemiłosiernie. Szczęście, żem jej się prześliznęła między palcami.
— Cóż teraz uczynimy? — spytał węgiel.
— Sądzę, — odparł bób — że winniśmy trzymać razem, skorośmy się jednako uratowali, a dla uniknięcia dalszych przypadków należałoby ruszyć za granicę.
Projekt spodobał się wszystkim i udali się razem w drogę. Niebawem natrafili na strumyk bez mostka, ni przełazu i nie wiedzieli, co począć. Słomka znalazła radę i rzekła:
— Położę się w poprzek, wy zaś przejdziecie po mnie, jak po moście.
Położyła się od brzegu do brzegu, a węgiel, jak zawsze ognisty z natury, wszedł na nią śmiało. Doszedłszy jednak do środka, przerażony szumem wody, zatrzymał się w pół drogi. Wobec tego słomka zaczęła płonąć, pękła na dwoje i wpadła do strumyka. Węgiel potoczył się za nią, syknął w wodzie i wyzionął ducha.
Bób został przez ostrożność na brzegu. Widząc, co stało się z towarzyszami, wybuchnął śmiechem i śmiał się tak długo, aż pękł przez środek. Byłby i on tedy marnie zakończył życie, gdyby nie to, że na szczęście odpoczywał nad strumieniem wędrowny czeladnik krawiecki. Miał on litościwe serce, przeto dobył igły i nici i zeszył biedne ziarno bobu. Bób podziękował mu za to najgoręcej, ponieważ jednak krawczyk użył czarnej nitki, przeto mają od tego czasu wszystkie ziarnka bobu czarny szew przez środek.