Słoneczko (Niemojowski, 1881)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Niemojowski
Tytuł Słoneczko
Pochodzenie Trójlistek
Wydawca Józef Unger
Data wyd. 1881
Druk Józef Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LVIII.
Słoneczko.

Droga, kochana Mateczko,
Ja zawsze mówię do siebie,
Jakie to piękne słoneczko,
Co nam tak świéci na niebie;
Bez jego ciągłéj pomocy
Byłoby wcale nie jasno,
Tak jak w pokoju wśród nocy,
Gdy wszystkie świéczki pogasną,
Byłoby mroźno i chłodno,
Jak w porze zimy ponuréj,
Gdy ludzie odzież swą modną
W ciepłe zmieniają wilczury.
Zielone trawki na łące,
I grządki kwiatem zasłane,
I wonnych roślin tysiące,
Padłyby zimnem owiane;
A nawet gwiazdek miryady,
Co skrzą na niebie wysokiém,
Nawet i księżyc nasz blady,
Wieczornym skryłby się mrokiem.

Ja téż kochana Mateczko,
Ze szczerością nie obłudną,
Lubię ożywcze słoneczko,
Choć mi patrzyć nań jest trudno.
Ledwie blaskiem wschód zapłonie
Zaraz wybiegam na ganek,
I do modłów składam dłonie,
By powitać cudny ranek,
Gdy południe, pod drzew cieniem
Siadam w altance ogrodu,
Aby się jego promieniem
Wśród liści ucieszyć chłodu,
Kiedy wieczór ja na nowo
Śledzę pochodnię niebieską
I jéj twarzyczkę różową,
Wiernych uczuć żegnam łezką;
Późniéj gdy zgasłe słoneczko
Opona nocy zamroczy,
Ja układam się w łóżeczko
I zamykam swoje oczy.
I tak spoczywam do rana,
Aż mnie zbudzi z snu skowronek,
Bo mi czarna noc nieznana,
Dla mnie tylko jasny dzionek!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Niemojowski.