Sabała/XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sabała |
Podtytuł | Portret, życiorys, bajki, powiastki, piosnki, melodye |
Wydawca | L. Zwoliński i Spółka |
Data wyd. | 1897 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nastały — prosem piéknie — straśnie złe roki — haj. — Nika nic róść nie kciało, toz to zýcia nie było i głód był wielgi sędy.
Jaze było dwók kumotrów i jeden drugiemu tak padà:
»Wiécie co, kumotrze, jà màm jarzec, a wy macie stajanie prózne, — haj — dajcie mi jedno stajonko, a jà wàm siàcia dàm — haj. — Zasiejemy, urośnie nàm, bo bedziemy przyzierać. Jarzec dobry. Kiby to djascý byli, coby nie urós — haj«.
Jaze mu kumoter tak pada:
»Weźcie stajenko jedno, a mnie na drugie siàcià dajcie. Sprógujemy, cýby nie urosło — haj«.
Kie juz zasiàli i zaskródlili, hodzom i uwazujom, cý jarzec rośnie, ale nie rós, ino takà biéda. Straśnie był płony. Oskradziàł — haj.
Jaze co sie nie robi, zaźràł kumoter, co dał jarcu, zgniewał sie, ze jarzec kumotrów końdek więksý od jego, i pedział:
— Bier djable taki jarzec.
Przýseł do domu i straśnie mu smutno było, bo mu jarcu było zàl.
Ani zàń nie pił, ani go nie jàd, ino zeskradziàł na zàgonie — haj — zahubił sie, toz mu go straśnie luto było.
Ale kie znowa na jarzec poseł zaźreć, był juz wielgi, więksý jak kumotrów. Wartko poleciàł do domu, wyklepàł kose i hybàj kosić jarzec, bo juz był źrały — haj.
I dobrze nie barzo, przýhodzi na zàgon, pobrusiéł kose i zacion. Jaze wýskocý djabàł. Łap mu za kosisko i pada:
— Stój, nie beés kosiéł.
— A bez co?
— Bo jarzec mój.
— Lo cegos twój, kie jà go nasiàł?
— Temu, ześ pedziàł »Bier djable taki jarzec«, toz to jà se go wzion — haj. — Kàzałek mu rość i teràz se go bedem kosiéł, a ty nie — haj.
Wzieni sie za garła.
Hłop, ze był mądry gazdà, djabła sie nie bàł. Ale był i tak słabszy od niego. Trzýmàł sie setnie na nogak i nie dàł sie przewyrtnąć, a straśnie go pràł po pysku — haj.
Jaze mu djàsek tak padà:
— Wies co hłopie, załozmy sie.
— Ja nie od tego.
— Wto na piękniejsej kobyle przýjedzie jarzec kosić, to se go skosi i zabiere — haj.
Hłop przýstàł, bo co miał robić.
Przýseł do domu, łep zwiésił, jak pies, kie mà zdehnąć, abo kie co poślakowàł.
Baba jego smutek uźrała, toz to sie go wartko pyta, cegoby taki smutny być miał.
Jaze — dobrze nie barzo — hłop jej opedział, ze tak a tak sie stało. A baba mu tak padà:
— O, dàjze pokój, dàjze pokój. Zej, do jutra sie jesce nie ràz namyślimy. Hybàj spać ku mnie na pościel, to se bedziemy ukwalować.
Jak ukwalujom, tak ukwalujom, jaze ukwalili.
Raniutko lémze świt jechàł djasek kosić jarzec na kobyle siwéj, talarkowatej — haj — co kwiatek to był na niéj iny.
Hłop se ta zaś ino wyjehoł na gołej babie.
Jaz go djaboł uźràł i z daleka juz wołàł:
— Bier jarzec, koś jarzec, twój jarzec — haj.
Bo ona ta — prosem piéknie wasýk miłości — ta hłopowa kobyła była smyśnà — haj. — Tu ka miała mieć grzýwe, to jej ogon wisiàł — haj.
Zaś na zadku, ka miàł być ogon, to była grzýwa — haj.