<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Grochowiak
Tytuł Sadyba
Pochodzenie Wiersze wybrane
Wydawca Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”
Data wyd. 1978
Druk Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PERYFERII DELIKATNE UMIERANIE
Sadyba


Mam jeszcze azyl. Bielona mansarda
Wśród drzew rzucona — jak skorupa pośród
Łąki fabrycznej. Tym wzgardzeniem harda.
Bo ile środków ma byle mimośród?

Środek zachwytu w ptaków śpiewnej gęstwie,
Gdy gawron kona — słowik gna intruzów...
Środek na pszczoły w kramarskim przekleństwie
Przy kopcach papryk i turniach arbuzów...

Środek zdziwienia, kiedy drobna łyska
Jak rzęsołamacz mknie po starej fosie...
Środek zamętu, kiedy piorun łyska
W niebo się wnosząc na drzew wniebogłosie...

A w środku nocy — od niedzieli do śród —
Gdy na warzywa ożywia się popyt,
W mojej mansardy tajemny mimośród
Sączy się blade echo końskich kopyt.

Koń wlecze wozy, czyli też furmanki
Werblem klekotu doboszują koniom.
Bagiennym światłem kolebią kaganki,
Chłopskie kożuchy — rzeżuchową wonią.


„Zwierzęta idą” — mówią drżące słoje.
W dębowych deskach starej biblioteki.
„Zwierzęta idą” — wtórują podwoje
Izdebek sennych jak chłopca powieki.

Jeszcze — czy długo — chłonąć ten wstydliwy
Tupot będziemy? Przecież nakazano,
Aby tam — w środku — nie wadziły grzywy,
Ani broczyło obrokowe siano.

I nas dopadną. I tutaj położą
Kres tym pobudkom dziecięcej pamięci,
Ślady na stegnach obłożą rogożą
Smolnych asfaltów. A z tym wszystkim — Święci.

Więc dobrze słuchaj, mój już bliski wnuku!
Miałem ja noce, co starczyły za msze,
Kiedy słuchałem końskich kopyt stuku,
Tak baśniowego, jak ich nozdrzy zamsze.





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.