I had a dream, which was not all a dream. Byron[1]
Kończyłem drogę — wtem nagle przedemną,...
Ujrzałem przepaść straszliwą i ciemną;
Paszcza otchłani jak krater ziejąca,
W obie się strony ciągnęła bez końca;
Iść niepodobna... ni też cofnąć biegu,
Więc smutny siadłem na skale przy brzegu,
I wzrok miłości w tę stronę zwróciłem,
Gdzie wiodła droga, którą już przebyłem. —
Szlak ów przebyty nie wciąż był kwiecisty,
Rosły tam ciernie i sterczały głazy,
Lecz jak w pustyni dzikiej i piaszczystej,
Tu owdzie, wdzięczne migały oazy; —
Dalej, za szlakiem, był horyzont mglisty,
Gdzie w mgły przezroczu, tak cudne obrazy,
Że jako dziecię do swej matki łona,
Ku nim się rwała dusza utęskniona.
Długo wzrok miłym poiłem widokiem,
Aż mnie z głębokiej obudził zadumy,
Jakiś krzyk dziki, rzucany przez tłumy,
Co do przepaści rączym biegły skokiem;
Tłumy w pół nagie, całe w krwi i pianie,
Gnane przez Furje z ochydnem obliczem,
Smagane, z wężów ukręconym biczem;
Jak potępieńcy spadały w otchłanie.
Jedna z tych Furyi, widząc mnie na stronie
Zwróciła kroki i staje przedemną: —
„Czego tu szukasz?... i oko twe tonie
„W ów świat miniony, odziany mgłą ciemną.
„Patrz! jak się niebo zaciąga chmurami,
„Patrz! jaka burza zrywa się za nami;
„Gdy gromy hukną, gdy luną zatopy,
„Ziemia z pod twojej usunie się stopy.“ —
„My spieszym zdobyć dla siebie świat nowy,
„Idź z nami, — widzisz chorągiew na przedzie
„Krwawą, i napis ognistemi słowy:
— „Wszystko godziwe co do celu wiedzie,“ —
„Świat naszych życzeń jeszcze noc okrywa,
„Ale mrok pierzchnie gdy rzucim paliwa,
„I błyśnie łuna z tak licznych płomieni,
„Że przy niej słońce w obłok się zamieni.“
„Tam w głębi, słyszysz, świst machin i młoty;
„To są cyklopów dzisiejszych roboty;
„Olbrzymie łuki przez przepaście wiążą,
„Nurt rzek zwracają, łono ziemi drążą.
„Oni przez lądy i przez oceany
„Ścielą nam drogi do prędszej wygranej;
„I zajdziem dalej, parci siłą pary,
„Niż wy, na skrzydłach fantazyi i wiary.“ —
„Przepaść nie straszna!... tylko się odważyć!...
„Ale kto z nami, musi się obnażyć.
„Zrzucić strój zdarty odwiecznej roboty,
„Sumienia, wiary, i sławy, i cnoty;
„Nam, co idziemy posiąść nowe światy,
„Potrzebne szersze, wygodniejsze szaty,
„Niż te, co nosił syn cieśli — któremi
„Wolę i rozum skrępował na ziemi.“ —
„Życie za krótkie, i czekać za długo,
„By świat zdobywać pracą i zasługą.
„My chcemy — dziejów poczynając kartę,
„Wydrzeć — co tylko może być wydarte;
„Burzyć — to nasza idea przewodnia;
„A środki — sztylet, trucizna, pochodnia.
„Gdy wszystko stare wysieczem i zwalem,
„Wtenczas wzniesiemy nową Jeruzalem.“ —
— „O! nie! nie!“... rzekłem. „W pokorze i wierze
„Chrześcianie palmę wynieśli ze zgonu.
„I z Bogiem w sercu, szli dawni rycerze
„Zatknąć znak święty na murach Syonu.
„A wy! bez Boga, bez cnót, bez zapału,
„Bez żadnej myśli dodatniej — przewodniej —
„Wy karły, z piętnem podłości i zbrodni,
„Frymarkiem, chcecie dojść do ideału?!“ —
„Do wielkich czynów, wielkich cnót potrzeba!
„Pokory! aby dostać się do nieba!...
„Wam niegdyś bratnie, Timura zastępy,
„Znikły w pustyniach, pożarte przez sępy,
„Bo zbrodnia krótko dzierży berło świata.
„Bóg dobrej sprawie tylko da zwycięztwo.
„Cóż wam zostanie?... sława Herostrata!...
„I wieczne!... tak, wieczne przekleństwo!... —
„Ja tu zostanę z mą lutnią na brzegu,
„Nim ją na wieki do przepaści rzucę;
„Nim brzeg zapadnie, ów kres mego biegu,
„Ustęp, podjęty w mej drodze, zanucę.
„Pieśń to nie nowa, i stare już dzieje,
„Smutna — jak wicher, co po grobach wieje;
„Prosta — jak życie, złamanej istoty,
„W której nie wygasł głos prawdy i cnoty.“