[240]Sen i jawa.
Zasnąłem kiedyś przy wilji....
Było to dawno już, dawno,
Świat mi się wówczas wydawał
Szopką nadzwyczaj zabawną.
Nosiłem krótkie sukienki,
Miałem zabawek bez liku
I harcowałem na lasce
Dnie całe, jak na koniku.
Kochałem wszystkich zarówno,
Jak to w tym wieku się zdarza,
Niczegom nie bał się w świecie,
Prócz rózgi i kominiarza....
Ach, odtąd w szkole żywota,
Do rózg przywykłem powoli,
[241]
Brzydzę się tylko, jak dawniéj
Wszystkiém, co czerni i smoli.
Otóż zasnąłem przy wilji
Z głową opartą na ręce
I śniło mi się, że stoję
Gdzieś w Betlejemskiéj stajence.
Wszystko, jak w szopce tu było,
Wół, osioł, żłobek i sianko —
Mały Jezusek pastuszkom
Całować dawał kolanko....
Anioły, siedząc nad strzechą,
Śliczne kolędy śpiewały,
Pachniało wschodnie kadzidło,
Multanki pastusze grały....
I trzéj królowie ze Wschodu
Stali z darami u progu
W tłumie prostaczków, małemu
Pragnąc pokłonić się Bogu.
W stajence pełno, jak w ulu,
Rojno, i gwarno, i ludno,
[242]
Że aż do Bożéj dzieciny
Docisnąć było się trudno.
Każdy jak z bratem się witał,
Całował, ściskał za ręce,
Jakby tu święto miłości
Obchodzić przyszedł w stajence.
Jedna rodzina pod strzechą,
Jedna w gromadzie czeladka —
W miłości cichéj a prostéj,
Cudu leażłależała zagadka....
Chrystus dłoń drobną na głowę
Kładł wszystkim, śmiejąc się błogo —
Nikt się nie deptał, nie trącał,
Nie spychał łokciem i nogą.
Głosy, i serca, i dusze
W jeden się akord zlewały
I nawet w zgodnéj harmonii
Bydlątka przy żłobku ryczały....
Sny trwają krótko niestety!...
I mój sen prysnął uroczy,
[243]
W mgłach się rozwiała stajenka,
Inny świat stanął przed oczy.
Wszystko inaczéj, niż we śnie —
Wznowić go — niéma sposobu.
Tłum rwie się, ciśnie, szamoce —
Nie do Chrystusa — do żłobu!...
Chóry aniołów umilkły
W niesfornéj ciżby chaosie,
Co obie drogę toruje,
Rżnąc pięścią po cudzym nosie.
Harmonii szukać daremno,
Każdy chce krzyczéć donośniéj,
Pod strzechą duszną i ciemną —
Wół z osłem ryczą najgłośniéj.