Serce (Amicis)/Franti wypędzony ze szkoły

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Serce
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1938
Druk Drukarnia „Antiqua” St. Szulc i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Konopnicka
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Franti wypędzony ze szkoły.
21. sobota.

Jeden tylko z nas mógł się śmiać w chwili, kiedy Derossi mówił o pogrzebie króla, i Franti — śmiał się.
Nie cierpię go! Zły z niego chłopak. Kiedy ojciec przyjdzie do szkoły, żeby dać synowi reprymendę, cieszy się; kiedy płacze który z nas, śmieje się z tego.
Drży przed Garronem, bo mocny, a mularczyka szturcha i szczypie, bo mały i słaby; Crossiemu dokucza, bo ma uschniętą rękę; lekceważy Precossiego, choć go wszyscy szanują; naśmiewa się z Robettiego, który uratował malca, bo o kulach chodzi. Napastuje wszystkich słabszych od siebie, a kiedy przyjdzie do bójki, wścieka się i nie dba, choćby okaleczył kolegę.
Ma coś wstrętnego w tym swoim niskim czole i w tych biegających mętnych oczach, które się kryją prawie pod daszkiem ceratowej czapki. Nie boi się niczego, śmieje się w twarz nauczycielowi, chwyta co może, zapiera się z bezczelną miną, zawsze się z kimś drze, przynosi do szkoły szpilki, żeby znienacka żgnąć którego w ławce; i sobie i innym obrzyna guziki od ubrania i gra w nie; jego książki i kajety są brudne, obdarte, porozrywane, linia cała w zęby, pióra pogryzione, paznokcie czarne, ubranie wyplamione i podarte w bójkach codziennych.
Powiadają, że jego matka straciła zdrowie ze zmartwienia z nim; że go ojciec już trzy razy z domu wypędzał; żal mi ich bardzo! Matka przychodzi czasem dowiedzieć się o synu, ale zawsze płacząc odchodzi.
Jak on może być dobry, kiedy nikogo nie kocha. Nie cierpi szkoły, nie cierpi nauczyciela, nie cierpi kolegów. Nauczyciel udaje czasem, że nie widzi jego łotrostw, a ten, zamiast się zawstydzić, jeszcze gorszy wtedy. Próbował z nim nauczyciel dobrocią, to się tylko ten niegodziwiec wyśmiał z niego; próbował gniewem, zwymyślał go strasznie, to twarz sobie rękami zakrył, i wszyscyśmy myśleli, że płacze, a on pękał ze śmiechu. Był raz na trzy dni wydalony ze szkoły, to wrócił jeszcze zuchwalszy, jeszcze bardziej rozpuszczony.
Mówi kiedyś do niego Derossi:
— Dajże już raz spokój! Widzisz przecie, że nauczyciel się martwi, że cierpi przez ciebie.
A on na to;
— Cicho bądź, bo ci gwoździem brzuch rozwalę!
Aż się doczekał, że go dziś rano jak psa wypędzili.
Było tak. Kiedy nauczyciel dawał Garronemu brulion „Sardyńskiego doboszyka“ (bo taki ma tytuł miesięczne opowiadanie na styczeń) do przepisania, Franti rzucił na podłogę petardę, która pękła z takim hukiem jak strzał z karabina. Zatrzęsła się cała klasa, a nauczyciel zerwał się i krzyknął:
— Franti! Precz ze szkoły!
— To nie ja! — odrzekł niegodziwiec i śmiał się bezczelnie.
— Precz! — powtórzył nauczyciel.
— Ani myślę! — odpowiedział hardo.
Wtedy nauczyciel stracił cierpliwość, skoczył, chwycił go za ramię i wyciągnął z ławki. A ten się jeszcze wyrywał, zębami zgrzytał, kopał i trzeba go było gwałtem wlec. Nauczyciel poniósł go za kark aż do dyrektora, po czym wrócił do klasy, siadł przy swoim stoliku, podparł głowę na rękach zmęczony, a w twarzy miał tyle troski, tyle znużenia i smutku, że przykro było patrzeć.
— Po trzydziestu latach nauczycielstwa! — zawołał żałośnie, trzęsąc siwą głową. Żaden z nas ani pisnął. Ręce mu drżały z gniewu, a ta prosta zmarszczka na czole była tak głęboka, że się zdawała jakby rana jaka. Biedny nauczyciel! Wszystkim nam go było okropnie żal! Ale Derossi wstał i tak powiedział.
— Panie nauczycielu! Niech się pan nie martwi! My pana kochamy!
A nauczyciel rozjaśnił się trochę i rzekł:
— Wróćmy do lekcji, dzieci.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Konopnicka.